Artykuły

Portret artysty teatru: Józef Szajna. "Próbuję zrozumieć, szukam nadziei"

"Teatr integralny", "teatr totalny", "teatr narracji piastycznej", to tylko niektóre z określeń jego teatru. Tworzył go przez co najmniej trzydzieści lat. Najpierw jako scenograf, potem także reżyser, wreszcie autor przedstawień, która w najbardziej dojrzałej formie mogłyby być traktowane, jako szczególne warianty autoportretu samego Szajny.

Jego dzieło budziło wprawdzie kontrowersje, ale było pilnie śledzone. Dla jednych awangardowe, dla innych klasyczne, wtórne wobec siebie. Prowokowało do wielu analiz daleko wykraczających poza opis sztuki teatralnej. Znane poza granicami naszego kraju i naszej kultury. Doczekało się książek pisanych przez krytyków plastyki i teatru.

"Porażony wojną"

Józef Szajna urodził się w 1922 roku w Rzeszowie. Tu, gdzie urodził się także Jerzy Grotowski, a w oddalonym o trzydzieści kilometrów Wielopolu Tadeusz Kantor. Z tymi artystami los Szajny będzie porównywany. Rówieśnik Borowskiego, Różewicza, Munka, Konwickiego, stawiany przez krytyków często obok nich, należy bez wątpienia do pokolenia "porażonych wojną". Więzień obozu w Oświęcimiu i Buchenwaldzie. Skazany na karę śmierci przez dwa tygodnie oczekuje na wykonanie wyroku w celi śmierci. W ostatniej chwili, już po wyczytaniu go na rozstrzelanie,

zamieniono mu wyrok na dożywocie. To "doświadczenie" obozowe okaże się najważniejsze dla całej jego twórczości. Z tej "perspektywy", z motywu przezwyciężania śmierci, wywodzą się najbardziej wstrząsające inscenizacje: "Akropolis" Stanisława Wyspiańskiego realizowany wspólnie z Jerzym Grotowskim w jego Teatrze Laboratorium (1962), "Puste pole" Tadeusza Hołuja w Nowej Hucie (1965). "Rzecz listopadowa" Ernesta Brylla w Katowicach (1969). czy wreszcie najważniejszy ze spektakli "Replika" (1973 w Warszawie), realizowana także wielokrotnie przedtem i potem za granicą.

Z "porażenia wojną" wynikało doświadczenie, któremu artysta musiał dać wyraz w sztuce. "Teatr był jakby dodatkowym rezonatorem dla spraw, o których trzeba było nie tyle mówić, co krzyczeć, by przypominać i ostrzegać". Krytycy często zarzucali mu "obsesyjność motywu oświęcimskiego", na co Szajna zdecydowanie replikował:

"Żadne obsesje. To po prostu określona perspektywa wiedzy i doświadczenie. Po prostu patrzę przez pryzmat spraw ostatecznych - tamte czasy obozowe to było moje świadectwo dojrzałości i takie widzenie już w człowieku zostaje. A po drugie: nie ma powodu, by takiej perspektywy nie używać. Żyjemy w idealnym świecie?"

Przestrzenie wolności

Drugim najistotniejszym, obok owego motywu śmierci, w twórczości Szajny wydaje się motyw wolności artysty, twórcy. Szajnę słusznie uważa się za takiego twórcę, dla którego największym autorytetem jest on sam, dla którego ostateczną wyrocznią w sztuce jest jego własna wyobraźnia. I tylko przekraczanie granic tej wyobraźni jest rzeczywistym powiększeniem obszarów wolności.

W krakowskiej ASP w latach 1948-1953 studiował grafikę u Mieczysława Wejmana i scenografię u Karola Frycza. Teatr krakowski, który wtedy w czasie studiów oglądał, "nie miał nic do zaoferowania dwudziestoletniemu człowiekowi, który miał już za sobą jedną z najstraszliwszych wojen, obozy koncentracyjne, wybuch wojny atomowej (...). Bardzo wcześnie zorientowałem się, że anachroniczne jest nie tyle to, co teatr chce powiedzieć, ile środki, jakimi się posługuje". Scenografia była tą wartością, która decydowała, zdaniem Szajny, że teatr był przez nią przygotowany do przyjęcia nowych idei, nowych treści. Z motywu wolności twórcy wywodziły się w dużej mierze takie spektakle, jak "Oni" i "Nowe Wyzwolenie" realizowane w Krakowie (1967), "Faust" Goethego w warszawskim Teatrze Polskim (1871), "Gulgutiera", napisana wspólnie z Marią Czanerle i wystawioną w Teatrze Studio (1973), czy autorski spektakl "Witkacy" (1972).

Zwieńczeniem dorobku stał się cykl spektakli, które Szajna nazwał "portretami". "Zrobiłem w teatrze cykl portretów od "Fausta" do "Cervantesa", w których próbowałem zawrzeć moje niepokoje. Cervantesa uważam za coś w rodzaju testamentu życia i sztuki, klamry spinającej zamknięty już okres. Mówię tam: jeśli nie możesz zburzyć muru wybij dziurę i zobacz, co jest po drugiej stronie. Każdy z nas, jak Cervantes, jest poddawany próbie życia, musi przejść przez ogień, który go spala, przez własną ciekawość, która rodzi i dobro i zło. Każdy z nas ponosi też odpowiedzialność za to, jak te próby go uformują. W "Dantem" też odciśniętych zostało trochę moich śladów. Śladów jakie człowiek po sobie pozostawia".

Szukanie nadziei

Twórczość teatralną Józefa Szajny można opisywać na rozmaite sposoby. Jako szczególną kontynuację tego co w naszym teatrze zapoczątkowali Stanisław Wyspiański i Stanisław Ignacy Witkiewicz, na których Szajna chętnie się powoływał, którym wiele zawdzięczał i rozumiał ich znaczenie i wielkość. Można analizować i jego własną drogę artystyczną, dającą się ułożyć jako historię "zawłaszczania" kolejnych obszarów twórczości w teatrze. Od scenografa, debiutującego w 1953 roku, przez reżysera-scenografa (1963). aż po autora-reżysera-scenografa we własnym Teatrze Studio prowadzonym przez dziesięć sezonów. Można przeciwstawiać jego rozumienie dramaturgii, wywodzącej się zapewne ze sztuk plastycznych, ekspansywnie wchodzącej do teatru (szczególnie w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych), takiemu rozumieniu dramaturgii, które wywodziło się z tradycji literackiej i rządziło się na scenie przede wszystkim kategorią czasu, rytmem. Można było przeciwstawiać napięcia, rodzące się w jego teatrze, polegające na gwałtownej potrzebie budowania metafor w każdej niemal sytuacji, z tym co w teatrze wynika z powolnego, logicznego i konsekwentnego rozwoju zdarzeń.

Można zatem znajdywać jeszcze wiele sposobów, by opisywać to, jak świat Szajny rozpadł się i jak z chaosu powstawały elementy porządku. Można analizować swoistą "harmonię" środków ekspresji w tym teatrze totalnym, w którym krzyk najczęściej zderza się z milczeniem. Albo analizować wszystko wedle tego, co się powtarzało. "Stawiam sobie wciąż te same pytania - powie na łamach "Teatru" Elżbiecie Żmudzkiej - ciągle krążę wokół takich pojęć jak życie i śmierć, dobro i zło. Próbuję zrozumieć, szukam nadziei".

Miał zresztą Szajna szczęście i do wielbicieli i do prześmiewców. Wśród jednych i drugich byli bardzo poważni krytycy. Miał swoją publiczność, wywodzącą się bardzo często z ludzi młodych. Miał uczniów i naśladowców. Miał oddanych i chyba ulubionych aktorów (Irena Jun, Anna Milewska, Leszek Herdegen, Antoni Pszoniak, Tadeusz Włudarski) mimo, że jego teoria aktorstwa daleka była od powszechnego zrozumienia, nie mówiąc już o akceptacji. Był wspaniałym komentatorem swych dzieł. Jego monologi o tym, co i jak robi, wysłuchiwane były z ogromną uwagą.

Wydaje się, że jego dzieło teatralne, przynajmniej to, które tworzył od początku lat pięćdziesiątych do osiemdziesiątych, to rozdział zamknięty. Nie oznacza to oczywiście, że Szajna jest bezczynny. Przeciwnie: sporo wystawia, dużo podróżuje, zbiera nagrody, prowadzi wykłady, warsztaty, seminaria, realizuje od czasu do czasu kolejną wersję "Repliki". Ale do teatru, przynajmniej z nowym przedstawieniem, nie wraca. Odszedł z teatru gwałtownie "by zależeć tylko od samego siebie", kiedy okazało się, że nie on panuje nad teatrem, a teatr nad nim. "Nieszczęściem polskiego teatru są ludzie, którzy już niczego nie mają do powiedzenia, a ciągle mówią (...). Zrobiłeś swoje, ustąp miejsca młodszym" - powiedział w dwa lata po odejściu. Niewielu tak potrafiło odchodzić z teatru.

Ale niewielu też, tak jak on, potrafiło w nim być.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji