Świat tysiąca kopii
Przestrzeń sceniczną spektaklu wypełnia świat lustrzanych odbić. W dole, za szybą, jakby w akwarium, miniaturowy krajobraz ziemski: wiatraki, mosty, pola, drogi, domy... Oglądamy jednak sceny rozgrywajace się w niebie, gdzie po wypadku samochodowym trafia słynny z grania czarnych charakterów aktor - Wiktor Farrago.
Jest kompletnie pijany i nie wie o tym, że czas jego doczesnej podróży dobiegł właśnie końca. Stara się różnymi sposobami przekupić św. Piotra, który pryncypialnie domaga się osądzenia źle prowadzącego się człowieka. Ekscelencja (Bóg) ma jednak pewne problemy, nie tylko tradycyjnie już ze światem, ale również z samym sobą. Chce za pomocą Farrago lepiej zrozumieć siebie, a także odkupić swoje winy, zwłaszcza winę opuszczenia syna. Farrago i Ekscelencję łączy to, że obaj stwarzają świat: jeden realny a drugi iluzji. Choć podział ten przestaje być tak jasny, bo przecież iluzoryczny świat zła sprawia coraz bardziej realne skutki, za które ktoś musi ponieść odpowiedzialność.
Sztuka ta dotyka wielu bardzo poważnych problemów z zakresu etyki, teologii i filozofii. Jej język jest jednak lekki i łatwo przemyka nad wieloma przepaściami, co doprowadza do sytuacji, w której Ekscelencja jest w gruncie rzeczy sklerotycznym neurotykiem. Odpowiadającym niemal dokładnie pod tym względem schematom Karen Horney. Piotr to zdewociały starzec. Farrago jest zaś naturszczykiem. Wszyscy oni dzięki temu spotkaniu odkrywają swoje nowe oblicze. Ekscelencja lituje się nad Farrago i przywraca do życia, ten odrzuca pokusę demonicznych ról i postanawia zagrać św. Franciszka z Asyżu. Piotr zaś przestaje być tak pryncypialny i zrozumie wreszcie to, że literę prawa musi wypełnić duch miłości.
Myślę, że tę sztukę trzeba oglądać raczej jako skecz, komedię, zabawę niż poważny głos w dyskusji o odwiecznych ludzkich problemach związanych z zaświatami. Jest to tekst postmodernistyczny, karmiący się słowem, a nie jego relacją ze światem.
We wrocławskim przedstawieniu uwagę zwraca interesująca scenografia. Wielkie lustrzane odbicia dobrze wprowadzają w ponowoczesny świat tysiąca kopii i braku oryginału.
Efekt ten wzmagały dwa telewizory, w których można było równolegle oglądać akcję na scenie. Zminiaturyzowany świat przyrody i wytworów codziennych ludzkich zmagań oddawał hierarchię przyjętej tu ważności. Mogła się podobać rola Piotra ( Zdzisław Kuźniar ), który skrupulatnie wydobył wszelkie zabawne rysy tej postaci. Sztuka wrocławskiej dramatopisarki Lidii Amejko cieszy się coraz większym zainteresowaniem (wrocławska premiera była drugą, po kaliskiej, w Polsce) i niebawem ma być przeniesiona na telewizyjny ekran.