Artykuły

Kraków. Nowa książka o Rapsodykach

Prof. JACEK POPIEL - o swojej najnowszej książce.

Panie Profesorze, co skłoniło Pana do tego, by ponownie zająć się historią Teatru Rapsodycznego i napisać książkę "Los artysty w czasach zniewolenia. Teatr Rapsodyczny 1941-1967"; przed pięcioma laty ukazała się, pod Pańską redakcją, publikacja poświęcona temu teatrowi?

- W poprzedniej książce, zawierającej teksty Kotlarczyka i listy Karola Wojtyły do Kotlarczyka, zamieściłem we wstępie tylko krótką historię Teatru Rapsodycznego. Już w trakcie pracy zorientowałem się, jak wiele nieznanych do tej pory informacji o ludziach związanych z tym zespołem posiadam w swoim archiwum. O Rapsodykach po raz pierwszy usłyszałem od mojego profesora z wadowickiego liceum - Kazimierza Forysia, który uczył jeszcze Karola Wojtyłę. Również w opowieściach babci i mamy wielokrotnie przewijał się temat tego teatru, będącego dla krakowskiej inteligencji miejscem niezwykle ważnym. Uznałem, że moja wiedza, nie tylko teatrologiczna, ale wynikająca z osobistych kontaktów z Rapsodykami, 30-letniej przyjaźni z wieloma z nich, zobowiązuje mnie do szukania nowych materiałów poświęconych temu teatrowi.

Z jakim skutkiem?

- Zawartością niektórych dokumentów byłem zaskoczony, a może nawet zszokowany. W miarę ich analizy zespół Mieczysława Kotlarczyka coraz bardziej interesował mnie jako przykład losów polskiej kultury i polskiego artysty w rzeczywistości okupacji i PRL-u. Uznałem, że nasza humanistyka nazbyt rzadko przywołuje dramatyczną historię tego teatru jako świadectwo najpiękniejszej, niezłomnej postawy wobec powojennej rzeczywistości. Zespół Rapsodyków, chyba jako jedyny, nie dał się wciągnąć w to, co było powiązane z historią polskiej kultury po 1945 roku, czyli nie wszedł w socrealizm, nie odrzucił dorobku polskich romantyków, utworów Wyspiańskiego, choć ówczesna władza uznała twórczość tych autorów za niezgodną z obowiązującą polityką kulturalną.

Podczas zbierania materiałów nie tylko rozmawiał Pan z Rapsodykami, przeglądał dokumenty, ale także sięgnął po teczki znajdujące się w IPN...

- Pomyślałem, czy właśnie tam nie znajdę materiałów, które rzucą nowe światło na okoliczności pierwszego i drugiego zamknięcia Teatru Rapsodycznego przez komunistyczne władze. Dotąd znałem wersje tych zdarzeń pochodzące od członków zespołu i z wydanej w Londynie książki Kotlarczyka "Reduta słowa". W 2003 r. dotarłem m.in. do teczki Kotlarczyka, materiałów poświęconych procesowi Unii, okupacyjnej organizacji podziemnej, działającej również w pierwszych latach powojennych, z którą związany był Kotlarczyk. Te dokumenty pokazują nowe okoliczności zamknięcia teatru. Materiały z IPN stały się dla mnie ważnym, ale nie jedynym dokumentem potwierdzającym polityczny wymiar decyzji o zamknięciu Teatru Rapsodycznego. Sądzę, że Kotlarczyk nie w pełni zdawał sobie sprawę z tego, w jakim stopniu Urząd Bezpieczeństwa interesuje się nim i jego zespołem.

Przecież musiał wiedzieć, że jest inwigilowany, że każdy jego ruch jest prześwietlany?

- Zapewne, ale nie sądzę, by wiedział o tym, że np. jego prywatny telefon jest na podsłuchu, że jego osobiste spotkania z Karolem Wojtyłą i ludźmi Kościoła są rejestrowane, że wyjeżdżając na wakacje, miał "opiekunów"... Sądzę też, że nie w pełni zdawał sobie sprawę z tego, jakiego typu okoliczności wpływały na wizerunek jego i zespołu u władz.

Pan te okoliczności ujawnia?

- Tak, piszę m.in. o związku z Unią, uważaną za organizację nielegalną, której przypisywano nawet współpracę z oddziałem "Ognia", opisuję bliskie kontakty z hierarchami kościelnymi i polityczne konsekwencje realizacji repertuaru wrogiego z punktu widzenia polityki państwa.

Trafił Pan także na bolesne dokumenty?

- Niestety, tak. Odnalazłem materiały, które w nie najlepszym świetle ukazują środowisko teatralne Krakowa, kiedy po 1956 roku rodziła się szansa reaktywacji teatru. Próbuję też odpowiedzieć na pytanie: co się stało w tym zespole, tak oddanym Kotlarczykowi, świadomym ideowo i intelektualnie, że jednak w dramatycznym momencie, poza Danutą Michałowską, opowiedział się za socrealizmem. Czy to był jedynie strach, czy może próba uwolnienia się od silnej osobowości Kotlarczyka? Nikogo w tej książce nie osądzam, bo wiem, jak trudnych wyborów musieli dokonywać ludzie, którzy chcieli uczestniczyć w życiu kulturalnym tamtego czasu.

Ale przecież ta książka nie dotyka jedynie spraw politycznych?

- Jest przede wszystkim próbą oceny działalności artystycznej Teatru Rapsodycznego. Pokazuje, jak niezwykle silnymi osobowościami byli Kotlarczyk i Wojtyła. Sądzę, że osiągnięcia tego teatru z lat okupacji i pierwszego powojennego okresu można porównać z największymi dokonaniami w historii polskiego teatru: Schillera, Osterwy, Zelwerowicza, Jaracza. To był czas, kiedy w tej powojennej, trudnej rzeczywistości tu, w Krakowie, powstał zespół mający w pełni sprecyzowaną ideę teatru narodowego. I tą książką chciałem dać świadectwo wielkości tego teatru, a zarazem pokazać przyczyny zniewolenia artystów i ich trudne wybory.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji