Wacława dzieje w Teatrze Narodowym
Premiera "Wacława dziejów" Stefana Garczyńskiego w Teatrze Narodowym poprzedzona została kilkoma artykułami w prasie codziennej oraz informacjami w Radiu i Telewizji. Było to ze wszech miar pożyteczne. Chodziło przecież nie o jeszcze jedną inscenizację takiej czy innej sztuki, mniej czy bardziej znanej. Teatr Narodowy kierowany od paru lat przez Adama Hanuszkiewicza przyzwyczaił nas do ciekawych, nieraz zaskakujących inscenizacji Szekspira, Słowackiego, Fredry, Krasińskiego. Na afiszach teatralnych pojawiły się także tytuły: "Norwid", "Beniowski". Tym razem tytuł i autor zapowiadanego przedstawienia wymagały wcześniejszego komentarza. Bowiem o poecie romantyzmu Garczyńskim niewiele było wiadomo, a jeszcze mniej o jego utworze, który został "przysposobiony" dla potrzeb narodowej sceny.
Wiedza wyniesiona ze szkoły średniej o Stefanie Garczyńskim jest praktycznie żadna. Wiadomo, że spotkał się z Mickiewiczem w Rzymie; o samej twórczości praktycznie nic się nie wie. A tymczasem jego życie, walka i twórczość stanowią dość istotny element w życiu polityczno-literackim polskiej emigracji. Posiada wyjątkowe predyspozycje, by pisać o Polsce. Powstaniu Listopadowym i polskiej emigracji. Wychowany w tradycji patriotycznej, w otoczeniu rozmiłowanym w literaturze, bez przerwy pozostawał w kontaktach z rozmaitymi grupami polskiej młodzieży zrzeszającej się w różnych związkach i organizacjach głównie konspiracyjnych. Dziesięciolecie poprzedzające wybuch Powstania Listopadowego stanowi niezwykle ważny okres rozwoju świadomości rewolucyjno-patriotycznej polskiej młodzieży, która tak chętnie walczyła w Powstaniu. Wśród uczestników tych organizacji i tajnych związków znajdował się zawsze Stefan Garczyński. Brał także z bronią w ręku, udział w Powstaniu, a nawet odznaczył się w szeregu znanych z męstwa i odwagi powstańców bitwach pod Ostrołęką, Grochowem i innych. Wrażliwa natura, a także patriotyczne ideały pozwoliły na szczególnie, krytyczną ocenę postawy przywódców i generalicji wojskowej. Wiele gorzkich słów wypowiedział w kwestiach społecznych. Wszystkie te doświadczenia polityczne, patriotyczne, a także wojskowe miały istotne wpływy na jego twórczość poetycką i stanowią o wielkiej dojrzałości poematu "Wacława dzieje". Dziś gdy słuchamy poezji Garczyńskiego, aż dziw bierze, iż przez tyle lat ich autor nie był należycie doceniany w naszej literaturze. Docenili go współcześni. Mickiewicz miał go za jednego z największych poetów romantyzmu polskiego, którego "wydała Rewolucja". Po przeczytaniu rękopisu "Wacława dzieje" pisał: "Wrażenie zrobił na mnie większe nad wszystkie moje nadzieje o nim". Według literaturoznawców wywarł też Garczyński znaczny wpływ na twórczość Słowackiego i Krasińskiego.
Adam Hanuszkiewicz, inscenizując "Wacława dzieje" dokonał, wydaje mi się, rzeczy wielkiej. Jest to specjalnego rodzaju "odkrycie". Z jego bowiem inicjatywy Państwowy Instytut Wydawniczy w ciągu kilku tygodni wydał poemat, który jest sprzedawany także przed przedstawieniem w teatrze. Inscenizacja Hanuszkiewicza jest rodem z cyklu "Beniowski"' i "Norwid", tylko jeszcze bardziej może dojrzała jako dzieło teatralne. Hanuszkiewicz w tym przypadku starał się zostawić wszystko w porządku napisanym przez Garczyńskiego. Nie skracał tekstu, nie dokonywał żadnych "uwspółcześniających" zabiegów, a po prostu zgodnie ze swoim planem inscenizował zwracając jednak uwagę na zawartość treściową tekstu i piękno wiersza. I okazało się, iż jest to jedynie słuszna i prawdziwa droga. Poemat stał się teatralny. Przedstawienie jest tak pomyślane i realizowane od strony dramaturgicznej, iż czyni rzeczywiście duże wrażenie na publiczności. A świetnej, dojrzałej poezji słucha się cały czas z ogromnym zainteresowaniem. Taka wersja sceniczna pozwala dostrzec wszystkie meandry filozoficzne, uchwycić wszelkie refleksje natury ideowej i artystycznej. Słuchając pięknie mówionego tekstu i dobrze granego przedstawienia, podziwiamy śmiałość i głębię myśli polskiego, rewolucyjno-romantycznego twórcy. Przedstawienie jest: dużym wydarzeniem, uzupełniając poważna lukę w jeszcze lepszym, jak dziś to widzimy, rozumieniu polskie go romantyzmu. Na przykładzie tego przedstawienia widzimy wielkie podobieństwo szeregu scen "Wacława..." z "Kordianem" "Nieboską komedią" na przykład. Przy czym w wielu wypadkach myślą filozoficzną czy poglądami społeczno-politycznymi przewyższają nieraz te ostatnie (np. scena spiskowców jest wręcz rewelacyjna).
W inscenizacji swojej Hanuszkiewicz zastosował klucz znany już z innych przedstawień tego typu. Na początku wprowadził do przedstawienia krótki "Prolog", który ma niejako wprowadzić w cały rozgrywający się na oczach widowni utwór. Występuje w nim tylko para bohaterów tj. Poeta i Klaudyna. Prolog jest bardzo ciekawy i poprowadzony niezwykle dyskretnie. Pozwala widowni od razu wejść w atmosferę i klimat całego przedstawienia.
Część pierwsza przedstawienia podzielona została na kilka obrazów, które poświęcone są głównie młodości Wacława oraz scenie z życia młodzieży patriotycznej. Kapitalne są w tej części niektóre z nich, jak: "Ból w zamku", oraz, "Spisek". Wiele z nich przywodzi na pamięć sceny z "Dziadów" czy "Kordiana". W części drugiej mamy do czynienia z szeregiem obrazów zarówno z życia ówczesnej Polski oraz kilkoma pochodzących z pola bitwy (znakomita scena gry w karty na wojskowym biwaku). Ale w istocie rzeczy jest to poemat i dlatego najważniejszy jest tekst wygłaszany w interesujących monologach oraz ciętych dialogach. Dobrym, choć już znanym we wcześniejszych inscenizacjach Hanuszkiewicza, okazał się pomysł podawania niektórych (starannie dobranych) fragmentów poematu w formie songów i ballad. Nad całością czuwa reżyser niezwykle precyzyjnie i dyskretnie, także jako prowadzący spektakl (narrator). Jest to wymarzona rola dla Hanuszkiewicza.
Przedstawienie jest także popisem aktorskim kilku świetnych aktorów Teatru Narodowego. Na pewno na plan pierwszy, obok Hanuszkiewicza, wybija, się dojrzałe aktorstwo Daniela Olbrychskiego - jako Nieznajomego. Jego dialog z poetą, a także poszczególne monologi, wypowiadane są niezwykle przekonywająco. Olbrychski po prostu czuje wielką poezję, ale także umie zaakcentować w niej wszystko, co świadczy czy może dodaje jej tej wielkości. Sukcesy w przedstawieniu odnosi także jeden z najmłodszych aktorów w zespole Teatru Narodowego - Krzysztof Kolberger w roli poety - Wacława. Oddaje ona cały urok młodzieńczy romantyzmu, oddaje wrażliwość, zapał rewolucyjny i inteligencję poety. Jest szczery, pełen najczystszych porywów człowieka o szlachetnym sercu. I tę nutę mimo trudnej roli potrafi utrzymać do końca - co jest także wielkim jego osiągnięciem.
W przedstawieniu występuje zresztą wielu wybitnych aktorów Teatru Narodowego, którzy nawet w niewielkich rolach dowodzą co potrafią. Warto może, choćby niektóre, szczególnie ważne tutaj przytoczyć. Pięknie, w niewielkiej scence, w roli matki, świetnym dramatycznym talentem błyszczała Mirosława Dubrawska. Prawdziwą postać księdza zakonnika stworzył Franciszek Pieczka. Charakterystyczną postać wójta zademonstrował Aleksander Dzwonkowski. Byłoby jeszcze wielu aktorów, jak: Krzysztof Chamiec, Henryk Machalica, Kazimierz Wichniarz, Bożena Dykiel, Mieczysław Kalenik, Andrzej Kopiczyński, których indywidualność na pewno dodaje rangi i znaczenia temu interesującemu przedstawieniu.
Ważną także rolę w przedstawieniu grają jeszcze scenografia i muzyka. Autorem oprawy plastycznej jest stale współpracujący z Hanuszkiewiczem Marian Kołodziej. W kilku obrazach (jak np. "Ból w zamku", "Spisek") scenografia ta stała się niezwykle potrzebna i urzekająca. Muzyka należy także do mocniejszych stron spektaklu. Stapia się organicznie z poezją, towarzysząc jej przez cały czas przedstawienia. Twórcą i zarazem jej wykonawcą jest Andrzej Kurylewicz. W sumie jest to przedstawienie, które odkrywa nie znaną, a tak ważną kartę w naszej narodowej literaturze.