Artykuły

Łódź. Termopile do poprawki

- Jestem za tym, by nie marnować tego, w co teatr zainwestował publiczne pieniądze. Na Zachodzie pracuje się nad spektaklem, dopóki nie osiągnie standardu zadowalającego zarówno twórców, jak i widzów - mówi Andrzej Maria Marczewski, reżyserujący nową wersję "Termopili polskich" w Teatrze Nowym.

Teatr Nowy zaprasza 11 listopada na premierę nowej wersji dramatu Tadeusza Micińskiego. Andrzej Maria Marczewski po pół roku poprawia jedno z najdłuższych i najdroższych łódzkich przedstawień [na zdjęciu]. Premiera 25 marca 2006 r. trwała trzy i pół godziny. Jako gwiazda wystąpiła Teresa Budzisz-Krzyżanowska w roli carycy Katarzyny II (zagra także w nowej wersji), główną postać księcia Józefa Poniatowskiego zagrał Marek Cichucki. Pyszna inscenizacja - jeżdżące podesty, riksze, lalki, akrobaci - okazała się spektakularną klapą. Dotąd pokazano przedstawienie tylko sześć razy! Teraz Marczewski poprawia je w ekspresowym tempie. Przed premierą przeprowadził aż 78 prób; druga wersja stanie na scenie po zaledwie 12 próbach. Leszek Karczewski: Co będzie różnić nową wersję "Termopil polskich" od przedstawienia sprzed roku? Andrzej Maria Marczewski: Wciąż ciekawi mnie, czy Tadeusz Miciński może wrócić do teatralnego krwioobiegu. "Termopile polskie" to nieukończony dramat. Pełny tekst zestawiła z rękopisów Teresa Wróblewska, wszystkie wersje, czasem wykluczające się fabularnie. Realizator musi układać je po swojemu. Pozbywam się fragmentów, które poddane próbie sceny okazały się nieczytelne. Wyrzucam około 40 minut, teraz przedstawienie potrwa dwie i pół godziny.

Przycinam przegadane sceny i wątki uboczne. Zrezygnowałem z postaci Witolda, a w roli Wity Magdalena Kaszewska zastąpiła Weronikę Książkiewicz. Najważniejszą zmianą jest to, że księcia Józefa Poniatowskiego zagra Adam Bauman. Skutkiem jest nowa narracja i, mam nadzieję, nowe aktorskie emocje.

Przy zmianach obsadowych nigdy nie robię kopii, ale pozwalam pójść nowym odtwórcom za tym, co ich w literaturze pociąga. Zmieniające się jeszcze gwałtowniej wizje księcia tonącego w Elsterze zaowocują inną stylistyką, teatrem, w którym miejsca, postacie, emocje nagle powstają i równie szybko są wymazywane. Trudno zmieniać plastykę, chociaż rezygnujemy z basenu z wodą. Chodzi o to, by przedstawienie błyszczało od strony interpretacyjnej.

A jeśli nie zechce błyszczeć?

- Jestem za tym, by nie marnować tego, w co teatr zainwestował publiczne pieniądze. Na Zachodzie pracuje się nad spektaklem, dopóki nie osiągnie standardu zadowalającego zarówno twórców, jak i widzów. W Polsce, jak nie wychodzi, to się wyrzuca - a jeśli nie wychodzi, to po co się za to brać...

Traktuje Pan sobotni spektakl jako premierę czy wspomnienie?

- Rodzaj premiery. Kazimierz Dejmek zrealizował "Kordiana"" w 1965 r. w Teatrze Narodowym. Na premierę drugiej wersji w 1967 r. także zaprosił dziennikarzy.

A formalnie?

- Wykonuję pracę w ramach etatu reżyserskiego; teatr nie dopłaca ani złotówki.

Czyli poprawia Pan spektakl w ramach rocznej gwarancji. A "Termopile..." robił Pan już dwa razy. "Przed sklepem jubilera" Karola Wojtyły - cztery razy, "Mistrza i Małgorzatę" wg Michaiła Bułhakowa - pięć... Nie można raz, a porządnie?

- Na "Termopile..." w Warszawie w 1982 r. czasy były zbyt okrutne. W Bydgoszczy w l989 r. widzów bardziej interesował polityczny przełom. Poza tym "Termopile..." nie są przedstawieniem nowym. Co do moich preferencji: ja drążę treści w głąb tekstu. Chciałbym pana zaskoczyć, bo Jerzy Zelnik, dyrektor artystyczny Nowego, zaproponował mi realizację zagranicznej sztuki o przemocy seksualnej, której jeszcze nie reżyserowałem. Ale nie mogę jeszcze zdradzić, jaki to tekst.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji