Artykuły

Gwiazdy nie zawiodły

Światowa premiera "Canterville Ghost" w chorzowskim Teatrze Rozrywki po raz kolejny pokazała, że jeżeli na afiszu pojawiają się nazwiska: Okupska, Jędrusik i Meyer, to na spektakl można iść w ciemno. Nawet jeżeli jest to tytuł zupełnie nieznany. Sprawdziłam to dzień po premierze, czyli 5 listopada.

Kilka lat temu, również w Teatrze Rozrywki, odbyło się pierwsze wykonanie "Canterville Ghost", ale tylko w wersji koncertowej. Williams jest młodym twórcą, który zaczyna dopiero umieszczać swoje spektakle na teatralnych afiszach. Kiedyś mieszkał na Śląsku jako członek misji Kościoła Mormonów. Wówczas napisał pierwszą piosenkę do "Canterville Ghost" i zachwycił się chorzowskim Teatrem Rozrywki oraz jego aktorami. Od koncertowego wykonania minęło 5 lat i w końcu powstało przedstawienie, z zastrzeżeniem, iż nie jest to ostateczna wersja musicalu, bo Williams ciągle nad nim pracuje. Jako libretto posłużyło opowiadanie Oscara Wilde'a o duchu sir Simona, który przed wiekami "przypadkiem" zabił żonę. Duch straszy w swoim zamczysku, które kupują Amerykanie. Problem w tym, że oni wcale się go nie boją.

W chorzowskiej inscenizacji brylują pewniacy. Elżbieta Okupska w roli gospodyni, Pani Umney jest genialna. Surowa, ale troskliwa i w perfekcyjnej dyspozycji głosowej. Do tego - wielki talent komediowy przy zachowaniu kamiennej twarzy. W wybornych komediowych wcieleniach zaprezentowali się też Maria Meyer (Lucretia Otis) i Jacenty Jędrusik (Frank Otis). Spektakl jest jednak wielkim popisem Mirosława Książka, aktora znanego z wielu dobrych ról w Rozrywce. Jako duch Sir Simona de Canterville wznosi się na wyżyny sztuki. Znakomicie śpiewa i tworzy bardzo przekonującą postać, straszną i żałosną jednocześnie. Warto również zwrócić uwagę na Łukasza Skrodzkiego jako Waszyngtona Otisa. Przez sporą część spektaklu jest nieco bezbarwny. Aż do swingu. Ma ciekawy głos, świetnie się porusza. Nagle objawia się cały jego temperament. Od zachwyconej publiczności zbiera oklaski, a po skończonym numerze znowu przygasa.

Zresztą ogień tego swingu to również zasługa choreografki Jolanty Gabor-Chavez. Scenografia Marcela Sławińskiego należy raczej do tych z gatunku funkcjonalnych, czyli łatwych do przestawienia. Plus za pomysł z pociętym materiałem, przez który przedzierają się Otisowie, gdy gubią się w lesie. W wielu momentach efektowność dekoracji podbijają kapitalne światła. No i (autorstwa Elżbiety Terlikowskiej) kostiumy upiorów. Te ostatnie bowiem zamiotą rękawami i pod ich osłoną zmienia się cała dekoracja. Spektakl wyreżyserował Dariusz Miłkowski.

"Canterville Ghost" nie będzie hitem Rozrywki na miarę "Evity", "Rocky Horror Show" czy "Skrzypka na dachu". W jego warstwie muzycznej nie znajdziemy wielkich potencjalnych przebojów, może za wyjątkiem piosenki z balu u Cantervillów (gdyby jeszcze zespół równiej śpiewał i wyraźniej mówił...) czy wspominanego już swingu. Muzyka jest jednak ciekawa, choć karkołomna dla wykonawców.

Całość jest dobra i można ten spektakl polecić jako rozrywkę w ponury zimowy dzień. Kolejne spektakle będzie można obejrzeć za miesiąc, 19, 20 i 21 grudnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji