Artykuły

Teatr w genach

Spotykamy się z JANEM KOBUSZEWSKIM w garderobie Teatru Kwadrat, w czasie przedstawienia. Pan Jan za chwilę wyjdzie na scenę. Nie ma mowy, by spóźnił się choćby sekundę. Zbyt kocha i szanuje teatr i publiczność, by mógł pozwolić sobie na niepunktualność

Napisana przez jego siostrę, Hannę Zborowską, saga rodzinna Humor w genach mogłaby nosić też tytuł Teatr w genach. Miłość do teatru wyniósł bowiem artysta z rodzinnego domu. - Moi rodzice poznali się w teatrze amatorskim - wspomina. - Mama grała Panią w sztuce Fredry Świeczka zgasła, a tata suflował. Byliśmy więc tak zwaną rodziną teatralną. Przed wojną moi rodzice musieli odwiedzić teatr co najmniej dwa razy w miesiącu. Każda premiera była wydarzeniem. Mama wkładała wieczorową suknię, tata smoking, to było święto w domu.

Za namową siostry

Początkowo nie zamierzał zostać aktorem. Namówiła go starsza siostra, Maria. Za pierwszym razem się nie dostał. Nie zniechęcił się jednak i zdał egzamin do Państwowej Szkoły Dramatycznej Teatru Lalek. W ciągu roku zaliczył dwuletni program szkoły, ale nie zdążył trafić do teatru lalek, bo za drugim podejściem przyjęto go do warszawskiej szkoły teatralnej.

- Ani przez moment nie żałowałem, że zostałem aktorem - mówi pan Jan. - Zwłaszcza, że od początku miałem niebywałe szczęście. Poznałem wielu wspaniałych aktorów, którzy mnie zaakceptowali: Aleksandra Zelwerowicza, Jacka Woszczerowicza, mojego późniejszego przyjaciela Tadeusza Fijewskiego, nie jestem w stanie wszystkich wymienić. Dziś staram się spłacić ten dług wdzięczności młodym kolegom.

Za niezwykłe szczęście uważa też spotkanie w czasie studiów ślicznej Hanny Zembrzuskiej, która potem została jego żoną.

- Rodzina Żembrzuskich od trzech pokoleń mieszkała w Bułgarii. Hannę przyjęto do szkoły teatralnej, ale miała pewne trudności z polskim akcentem. Wtedy wujek otoczył nieco zagubioną koleżankę opieką, partnerując jej na próbach. W ten sposób wygrał rywalizację o jej względy - uchyla rąbka rodzinnych tajemnic siostrzenica pana Jana, Hanna Faryna-Paszkiewicz.

Państwo Kobuszewscy tworzą bardzo szczęśliwą rodzinę, ciesząc się sobą, córką Maryną i dwoma wspaniałymi wnukami: dwunastoletnim Jaśkiem i pięcioletnim Maciusiem.

Zielone usta

Powodów do radości zawsze miał pan Jan wiele. Jeden z nich to sympatia publiczności. - Powiem nieskromnie, że nigdy nie miałem przewrócone we łbie. Już w szkole teatralnej powtarzano mi, że naszym sędzią jest publiczność. Trzeba ją szanować. A widz doskonale wyczuwa, jeśli któryś z kolegów ma wodę sodową.

Gdy kilka dni temu pan Jan obchodził jubileusz 70-lecia urodzin, w prasie pojawiły się nagłówki Polski Chaplin. Ale debiutował w teatrach dramatycznych, gdzie grywał repertuar klasyczny. Najpierw występował w Teatrze Nowej Warszawy, potem w Teatrze Polskim. W Narodowym zagrał u Dejmka w słynnych Dziadach, by wrócić potem do Polskiego. Na rok porwał go Dejmek do Nowego w Łodzi, stamtąd w 1976 roku wrócił do Warszawy, gdzie w Teatrze Kwadrat osiadł na dobre. Za niespełna dwa lata czeka nas jubileusz pięćdziesięciolecia pracy scenicznej pana Jana.

Równie wcześnie artysta rozpoczął współpracę z telewizją. - Skończyłem szkołę teatralną w 1956 roku - wspomina. - Telewizja była wtedy w powijakach: trzy kamery polskiej produkcji, w wizjerze na jednym obiektywie odwrócony obraz, temperatura w studio 60 stopni. Ponieważ obiektywy były bardzo słabe, malowano nam dla kontrastu usta na zielono. W telewizji miałem komfort, że nie czułem przed sobą publiczności, ale gdy w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że ogląda mnie ileś milionów widzów, oblałem się zimnym potem. Ale prawdziwą tremę czułem w kabarecie, gdy podczas występów Dudka mieliśmy żywo reagującą publiczność tuż przed sobą.

Wiara fundamentem

Nigdy uprawianie zawodu nie przesłoniło artyście innych wartości. Ich fundamentem zawsze była wiara. - Tak było w domu moich dziadków, w domu moich rodziców, tak jest i w moim domu. Czułem zawsze nad sobą Boską Opiekę i czuję ją do dziś, za co jestem Najwyższemu niesłychanie wdzięczny i zobowiązany. Człowiekowi wierzącemu może nie jest łatwiej, bo nie po to się wierzy, żeby było łatwiej, ale na pewno radośniej, no i ma się tę wspaniałą perspektywę, której ludzie niewierzący nie mają. Pan Jan ani przez chwilę nie dystansuje się od rzeczywistości, w jakiej żyje. - Jesteśmy Polakami i to co się w naszej ojczyźnie dzieje, nie może nam być obojętne. Oglądam od początku do końca ten specyficzny kabaret, jakim są sprawozdania sejmowe, co jest i śmieszne, i tragiczne zarazem. Ponieważ kocham las, to zacytuję jeszcze powiedzenie leśników: - na tej kulturze rośnie sosna, a na tej kulturze modrzew, a więc kultura to jest po prostu uprawa. Więc jeśli nie będziemy uprawiać tego, co się nazywa naszym dobrem narodowym, to zginiemy, bo naród bez kultury nie istnieje. Na szczęście Jeszcze Polska nie zginęła - kończy pan Jan z uśmiechem.

Wujek Jan

Siostrzeńcem Jana Kobuszewskiego jest znany aktor Wiktor Zborowski. - Jak byliśmy z Wiktorem dziećmi, nikt nie chciał nam wierzyć, że Jan Kobuszewski jest naszym wujkiem. Raz, by uciąć żarciki niedowiarków przyszedł po prostu do szkoły. Od tego czasu chodziliśmy dumni i bladzi - opowiada, śmiejąc się, Hanna Faryna-Paszkiewicz. - Cała nasza rodzina mieszka w Warszawie, więc spotykamy się regularnie. Podczas świąt zasiada do stołu co najmniej dwadzieścia osób. Jeszcze do niedawna wuj Jan występował w roli domowego Mikołaja. Obydwaj wnukowie dawali się długo nabierać. Aż w końcu zdradziły Mikołaja buty.

- Wujek Jan przywiązuje dużą rolę do rodzinnych kontaktów. Największą frajdą są dla niego pobyty z wnukami w domu na Mazurach. Tam majsterkują, łowią ryby, wędrują z ulubionym psem wuja, Harrym i z Protem Maryny. Wujek do niedawna oddawał się też swojej pasji, jaką jest polowanie - zdradza pani Hanna.

Wizerunek aktorski pana Jana budził czasem wątpliwości u jego mamy, Aliny. - Nie mogła przeboleć tych ciasnych marynareczek, w jakich występował w kabaretach - śmieje się pani Hanna.

Gdy kończymy rozmowę, pan Jan życzy czytelnikom Gościa Niedzielnego dużo zdrowia i obiecuje, że... będzie lepiej!"

Na zdjęciu Jan Kobuszewski w spektaklu "Dwie morgi utrapienia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji