Artykuły

Moim życiem rządzi przypadek

- Tygrysa Pietrka gram już dwadzieścia lat. Ta rola się pewnie zmienia, tak jak i ja się zmieniam, ale wciąż darzę ją wielkim sentymentem. Ponieważ tak długo ten spektakl jest na afiszach, to ja wciąż muszę utrzymywać się w dobrej formie - mówi BEATA ORŁOWSKA, aktorka Teatru Kubuś w Kielcach.

- To, co najważniejszego zdarzyło się w moim życiu, było kwestią przypadku - mówi aktorka kieleckiego teatru lalkowego Kubuś Beata Orłowska. Nie może się nadziwić, że na scenie spędziła już 25 lat.

Beata Orłowska - aktorka kieleckiego Kubusia mówi, że jej życiem rządzi przypadek. Wszystko to, co dobre zdarzyło się ot tak, bez wcześniejszego planowania i zastanawiania się. Nawet aktorką została przez przypadek. Wprawdzie każda mała dziewczynka marzy o tym, by zostać artystką, ale są to takie dziecięce mrzonki.

TYGRYS PIETREK, CZYLI TRZECIE DZIECKO

- Też pewnie myślałam o aktorstwie, bo lubiłam recytować wiersze i śpiewać, ale przecież w wieku kilku lat nie miewa się innych pomysłów na swoje życie - śmieje się Beata Orłowska. W Skarżysku, z którego pochodzi, ukończyła podstawową szkołę muzyczną, uwielbiała grać na pianinie i gdy zbliżała się matura postanowiła startować na wychowanie muzyczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach.

- Nie udało się. Jeśli żałowałam, to tylko przez chwilę - wspomina Beata. - Spacerowałam po Kielcach i w pewnym momencie natrafiłam na ogłoszenie o naborze adeptów do teatru lalkowego Kubuś. Postanowiłam spróbować.

Start do Kubusia to właśnie jeden z owych przypadków, które rządzą życiem Beaty. Ku swojemu zaskoczeniu, mimo silnej konkurencji, została adeptką lalkowej sceny. Być może urzekła komisję brawurowo odśpiewaną piosenką o Czerwonym Kapturku. Tak czy inaczej rozpoczęła swoją, trwającą już 25 lat, przygodę z teatrem.

Jej pierwsza rola to postać ptaszka z "Tymoteuszu wśród ptaków", gdzie operowała mnóstwem rekwizytów. Jak wspomina z uśmiechem - przez pierwsze lata pracy w teatrze lalkowym, podpatrywała starszych kolegów i grała drobne role - owieczki, ptaszki, ot cały zwierzyniec. A potem przyszła jej ukochana, tytułowa rola w "Małym Tygrysie Pietrku".

- Proszę sobie wyobrazić, że tę rolę gram już dwadzieścia lat. Ona się pewnie zmienia, tak jak i ja się zmieniam, ale wciąż darzę ją wielkim sentymentem - zwierza się Beata Orłowska. Po chwili z uśmiechem dodaje, że tak naprawdę ma troje dzieci - 20-letniego Maćka, który wkrótce zdobędzie tytuł protetyka, gimnazjalistkę Karolinę oraz... Tygrysa Pietrka.

- Ponieważ tak długo ten spektakl jest na afiszach, to ja wciąż muszę utrzymywać się w dobrej formie - dodaje Beata.

Co do dzieci - to są one najwierniejszymi widzami mamy. Przychodzą na wszystkie sztuki, gdy im się podoba chwalą, gdy nie - mówią to wprost. - Ale żadne z nich nie myśli o karierze artystycznej -mówi aktorka. Na każdej premierze na widowni zasiada także mąż pani Beaty - Artur, który jest weterynarzem oraz jej siostra - Bożena.

SCHOWANI ZA LALKĄ

- Jesteśmy aktorami anonimowymi - ocenia Beata Orłowska i szybko dodaje, że nie jest to żaden zarzut. Artysta lalkowy chowa się za parawanem, słychać tylko jego głos i widać pracę włożoną w ożywienie marionetki. Ale na tym polega magia teatru... - Coraz częściej jednak wychodzimy zza parawanu i gramy w żywym planie. Wiemy, że dziecięca publiczność uwielbia to - dodaje aktorka.

Lalki są bardzo wdzięcznym materiałem. Jedne porusza się łatwiej, w inne trzeba włożyć więcej pracy. - Nie jest tak, że wystarczy kilka lat terminowania i zdanie egzaminów, by móc powiedzieć, że wie się wszystko o lalkach. W praktyce wygląda to tak, że po trzech latach bycia adeptem zdaje się eksternistyczny egzamin praktyczny, ale nauka

rzemiosła nie ma nigdy końca. Za każdym razem, gdy dostajemy lalkę, musimy się uczyć - przekonuje Beata Orłowska.

Aktorka wspomina pracę nad spektaklem "Baśń o pięknej Parysadzie", gdzie wraz z reżyserką - Irenę Dragan poszukiwała zupełnie nowego ruchu, wielką przygodą były przygotowania do "Alchemika", który realizowany był w konwencji czarnego teatru. -Zagrałam niewielką, ale bardzo dla mnie ważną rolę Cyganki. Prowadziłam całą postać i

jedną jej rękę, a drugą koleżanka z zespołu - Małgosia Sielska. To wymagało zupełnie innych umiejętności - wspomina aktorka. Pani Beata śmieje się, że w teatrze stała się etatową matką. Gdy tylko jest do odegrania taka postać, to wiadomo, że zagra ją nie kto inny tylko ona. - Nawet rolę Matki Boskiej w "Wielkiej Nowinie" powierzono właśnie mnie - dodaje z uśmiechem.

DOM PEŁEN ANIOŁÓW

Występy na scenie lalkowej i kontakt z dziećmi dają jej ogromną radość i siłę. -

Sądzę, że każdy z nas, bez względu na to kim jest, nosi w sobie odrobinę dziecka - przekonuje. - Teatr lalkowy jest niezwykłym miejscem, w którym czas biegnie tak szybko. Patrzę wstecz i myślę sobie, że to przecież niemożliwe, że już minęło 25 lat mojej pracy...

Dom pani Beaty jest pełen... aniołów. Trudno nawet zliczyć te dobre duchy, które czuwają nad jej rodziną. - Uwielbiam gromadzić bibeloty, wiele czasu spędzam na ich ustawianiu - dodaje Beata. - Moją pasją są także kwiaty, słucham muzyki - głównie Chopina, który jest moją wielką miłością.

Może to właśnie jego muzyka uspokaja ją w gorący, przepremierowy czas. - Na ogół jestem osobą bardzo pogodną, ale tuż przed premierą bywam nerwowa. Mąż próbuje wtedy jakoś łagodzić moje napięcie - dodaje aktorka.

A czasem na ukojenie nerwów najlepszy jest spacer z ośmioletnim jamnikiem Melą.

W domu aktorki jest bardzo dużo książek, zarówno ona, jak i jej mąż przepadają za czytaniem. Chcieliby mieć tylko na tę pasję trochę więcej czasu.

Od 25 lat aktorka teatru lalkowego "Kubuś" w Kielcach. Pochodzi ze Skarżyska, mieszka w Kielcach, jej mąż jest weterynarzem. Mają dwoje dzieci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji