Teatr Skuszanki w Sopocie
Teatr Krystyny Skuszanki z Nowej Huty przyjechał do Sopotu! Zaimprowizowane spotkanie z zespołem nastąpiło w holu Teatru Kameralnego, gdzie teatr Skuszanki wystawi dziś Zaklinacza deszczu N. R. Nasha, i będzie kontynuował przedstawienia do 25 bm. „Objuczeni” walizami aktorzy nie okazali nawet cienia zniecierpliwienia wobec wizyty niespodziewanego gościa – dziennikarza, zaś wybitny scenograf teatru nowohuckiego i współtwórca jego licznych sukcesów scenicznych, Józef Szajna podzielił się z przedstawicielką „Dziennika” ciekawymi uwagami na temat teatru nowohuckiego i jego dotychczasowych osiągnięć.
– Jeszcze „czuję w kościach” premierę Geniusza sierocego Marii Dąbrowskiej, jej debiutu scenicznego. Równocześnie kierowałem przygotowaniem do sopockiej premiery Zaklinacza deszczu. Tempo zaiste rekordowe, gdyż dopiero co ukończyłem scenografię do Nie-Boskiej komedii Krasińskiego w Łodzi, gdzie spektakl odniósł wielki sukces, zaś za kilka dni „wyskakuję” do Szczecina, aby dopiąć „na ostatni guzik” scenografię do Cudotwórcy Anatola Sterna.
– Czy nie zechciałby pan zapoznać krótko czytelników ze swoją karierą scenograficzną?
– Po zdobyciu dyplomu grafika i scenografa w Akademii Krakowskiej, związałem swe losy z teatrem Skuszanki w Opolu w roku 1954, później zaś przeniosłem się wraz z nią do Nowej Huty, gdzie opracowywałem scenografię do szeregu sztuk, wyróżnionych później m.in. na festiwalach we Włoszech i w Paryżu. Za scenografię otrzymałem też w 1957 roku nagrodę „Przeglądu Kulturalnego”.
Jeżeli chodzi o „Zaklinacza deszczu”, to jest sztuka epicka, opierająca się w głównej mierze na aktorach. Chodziło mi o wydobycie z niej maksimum poetyki.
W jakim stopniu udało się to uzyskać, osądzą sami widzowie.
Naszej rozmowie przysłuchuje się z zaciekawieniem bohaterka sztuki Nasha – Hanna Lutosławska, laureatka nagrody teatralnej Krakowa w 1955 r., obecnie aktorka teatru Skuszanki.
– To pani właśnie gra tę bezbarwną brzydulę, jaką oglądałam na zdjęciach – mówię zaskoczona, gdyż artystka w „cywilu” odznacza się wyjątkowym wdziękiem i urokiem.
– Tak, to ja – śmieje się ubawiona p. Lutosławska. Proszę sobie wyobrazić, że mam kłopoty nie do pokonania, żeby zrobić z siebie nagle blondynkę – gdyż pełna kompleksów, brzydka, starzejąca się pannica, jaką gram w „Zaklinaczu deszczu”, zazdrości innym kobietom pięknych, ciemnych włosów.
– To głupstwo – wtrąca wesoło Szajna. – Przede wszystkim trzeba postąpić w myśl powiedzenia autora, które brzmi: „uwierz w to, że jesteś ładna, a... będziesz ładna”.
– Postaram się – replikuje p. Hanna.