Artykuły

Amator znaczy wielbiciel

"Urodził się i to go zgubiło" w reż. Antoniego Libery na Scenie Miniatura Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

"Urodził się i to go zgubiło" to przedstawienie amatorskie w najlepszym tego słowa znaczeniu - bo amator to nie tylko nieprofesjonalista, ale przede wszystkim wielbiciel

Aktorzy amatorzy to Bronisław Maj i Józef Opalski. Profesor polonistyki UJ, pisarz i poeta Bronisław Maj znany jest z aktorskich talentów, ale demonstruje je zwykle w wąskim gronie przyjaciół - z wyjątkiem sławnej kreacji Pani Loli. Józef Opalski pokazów nie daje, ale jego zajęcia na uniwersytecie czy w szkole teatralnej trochę występem są; autoironicznie kokieteryjnego, wznoszącego oczy ku niebu (no tak, znowu nie wiedzą, kto to Strehler!), gestykulującego malowniczo Żuka znają setki studentów. Amatorem jest też Antoni Libera, wielbiciel Becketta, jego tłumacz, wydawca i komentator, który w pewnym momencie swego życia poszedł w ślady mistrza i jak on zaczął reżyserować. Beckett - własne dramaty, Libera - dramaty Becketta przez siebie tłumaczone...

Panowie wystąpili w dwóch krótkich dramatach: Maj i Opalski we "Fragmencie dramatycznym II", Libera - w "Partii solowej". Pośrodku "Kroki", z udziałem aktorek zawodowych - Dominiki Bednarczyk i obecnej tylko głosem Małgorzaty Ząbkowskiej-Kołodziej. I to, co pośrodku, było najsłabsze, choć i wykonane według zapisanej przez Becketta szczegółowej partytury, i kostium przypominał ten żądany przez autora (i ten, który nosiła Billie Whitelaw 30 lat temu w spektaklu reżyserowanym przez Becketta). Ale kostium, peruka, makijaż i światło nie wywoływały pożądanego przez autora wrażenia "majaczącego kłębu strzępów". Widać było każdą koronkę, frędzel i włos w peruce. Tak jak widać było - i słychać - każdy z elementów składających się na "Kroki", wykonanych starannie i dokładnie, tyle że bez duszy. "Kroki" stały się aktorskim występem, pokazem trudnego zadania teatralnego, a nie organiczną całością.

Inaczej z "amatorskimi" jednoaktówkami. We "Fragmencie dramatycznym" Maj i Opalski grają dwóch dziwnych urzędników w identycznych sztruksowych garniturkach. Dwóch urzędników, dwa biurka z dwiema lampami, a między nimi - okno z sylwetką stojącego na parapecie mężczyzny. Wiemy, że panowie pojawili się w związku z tym mężczyzną. Ale czy są realnymi urzędnikami, czy urzędnikami Opatrzności, rozpatrującymi mizerne życie samobójcy, czy też może pojawili się w umyśle samobójcy na sekundę przed decyzją - skoczyć czy nie? Beckett niczego nie wyjaśnia ani nie dopowiada, wszystkie te możliwości (i jeszcze inne) są dopuszczalne.

Opalski i Maj tworzą niepokojącą, choć zabawną parę - Maj jest marudny, depresyjny i pesymistyczny, Opalski konkretny, ironiczny i zadowolony. I choć widać, że Maj ma swobodę, naturalność i wrodzony aktorski talent, a Opalskiemu (przynajmniej tak było na premierze) brakuje pewności i trema ściska mu gardło, patrzy się na nich z zainteresowaniem. Czasami brak tzw. warsztatu jest ciekawszy niż pokazy kunsztu. W finale Libera wystąpił w "Partii solowej". Monologu zahaczonym na skraju ciemności, na granicy między życiem a śmiercią, między chaosem a porządkiem. Stojący nieruchomo w mroku rozczochrany siwy mężczyzna w nocnej koszuli chrapliwym głosem wyrzuca z siebie słowa, w których jest strach i poczucie nieuchronności losu. "Urodził się i to go zgubiło...".

Spektakl Libery nie jest wybitny, ale ogląda się go dobrze, i to nie tylko dlatego, że trwa niewiele ponad godzinę. Można zapoznać się z rzadko granymi ("Partia solowa" to nawet polska prapremiera), a znakomitymi tekstami, a poza tym czuje się autentyczną fascynację twórców światem Becketta. I to jest ujmujące, mimo wszystkich niedostatków spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji