Artykuły

Bogaty teatr Józefa Szajny

W teatrze istotny jest zarówno napór, jak trwanie - by posłużyć się rozróżnieniem poety. Swoją pozycję we własnym społeczeństwie uzyskał teatr polski przede wszystkim mocarnością trwania, swoją pozycję w świecie wyrobił dzięki sile naporu. Pomiędzy obiema sferami uzewnętrzniania się teatru istnieje zresztą jedność. Tym samym bohaterowie naporu mają swój udział w magii trwania. Ma swój udział we współczesności teatru polskiego Józef Szajna...

PLASTYK, publicysta, inscenizator. Indywidualność Szajny można rozsupływać na te profesjonalne wątki, a przecież o istocie jego osobowości przesądza ich łączność. Szajna działa poprzez sumę swych obsesji, talentów i zainteresowań. Najpełniej wypowiadał się też od dnia, gdy - obejmując w 1972 roku dyrekcję warszawskiego teatru "Studio" - zyskał możliwość działań totalnych.

Ale w biografii artystycznej Szajny znaczą także jej akapity wcześniejsze. Zwłaszcza lata 1956-1966, gdy działał w Nowej Hucie, początkowo jako scenograf-współpracownik Krasowskich, potem jako dyrektor Teatru Ludowego. I epizod roku 1962, gdy w Laboratorium 13 Rzędów zrealizował wespół z Grotowskim "Akropolis" Wyspiańskiego. Lekcja nowohucka, znaczona tak pamiętnymi inscenizacjami jak "Stan oblężenia" Camusa, Mickiewiczowskie "Dziady", "Zamek" Kafki, "Misterium Buffo" Majakowskiego, pozwoliła Szajnie wykształcić podstawy własnej propedeutyki teatralnej i zasady organizacji przestrzeni scenicznej, systemem złączeń słowa, obrazu i dźwięku, styl prowadzenia aktora. Zderzenie z Grotowskim z kolei uzmysłowiło Szajnie konieczność bezpardonowej walki o prawo do własnego miejsca w teatrze.

Zestawienie tych dwóch właśnie twórców miało zresztą swój historyczny ciąg dalszy. Obaj wyprowadzili przecież teatr polski w szeroki świat. Obaj eksperymentując.

Tyle, że programowo inaczej. Grotowskiego teatrowi ubogiemu przeciwstawił Szajna swój teatr bogaty. Zaludnił go kolorem, światłem, mobilnością przedmiotów, dynamizmem ludzkich pałub, krzykiem dźwięków. Niewątpliwie przepych teatru Szajny miał swój początek w malarstwie. Tak jak sam Szajna sztuki uczył się w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Ale malarskość teatru Szajny jest zaledwie zewnętrznością tych wspaniałych przedstawień, do których pretekstu dostarczyła wielka literatura (Witkacy, Cervantes, Dante, Majakowski, Goethe), a których celem było zawsze tłumaczenie słów na sytuacje, iżby nimi uwyrazić myśl. Ten prymat sytuacji czyli obrazu przesądzał właśnie o uniwersalizmie wizyjnego teatru Szajny.

Jego podbój świata rozpoczął się w roku 1968, etiudami na studenckim sympozjum teatralnym w Nancy, w 1970 roku w Sheffield robił scenografię do "Makbetha", ale już w roku 1972 jego "Replika" stała się sensacją Festiwalu w Edynburgu, by w roku 1973 ponowić sukces w Nancy, a "Witkacym" zdobyć Florencję.

Przez 10 lat stał się teatr Szajny etatowym niemal gwiazdorem międzynarodowych festiwali, stając się przedmiotem dociekań światowej krytyki: "Szajna obnaża naturę świata, pod fasadą piękna odkrywa tryby mechanizmów, zakamarki ludzkich charakterów" (krytyk włoski, Maurizio Dursi), "Szajna" jest znakomitym i autentycznym człowiekiem teatru, łączy cechy malarza i rzeźbiarza" (krytyk angielski, Fernaw Hall), "Szajna nigdy nie zapomniał lat spędzonych w Oświęcimiu. Nie chciał ich zapomnieć. Gdyby zapomniał, odczuwałby to jako zaparcie się swoich towarzyszy obozowych, których dopiero śmierć wyzwoliła" (krytyk francuski, Raymonde Temkine).

Refleksja ostatnia przypomina o obecności motywu tak istotnie współokreślającego teatr Szajny. Bowiem nie wizyjność, nie malarski barok, lecz właśnie ona determinuje wewnętrzną treść teatru Szajny.

Doświadczenie oświęcimskie stać się miało moralnym przesłaniem, któremu artysta dedykował całą niemal swą twórczość. Widoczne już w scenograficznych ujęciach nowohuckich, określające myśl "Fausta" Goethego w warszawskim Teatrze Polskim (1972), lansował przede wszystkim wstrząsającą materię "Repliki". Nowość formy zespala "Replika" w sposób idealny z sugestywnością zakodowanej w tym widowisku idei. "Nigdy więcej!" - ten

krzyk docierał do widzów Nowego Jorku, Meksyku, Sztokholmu, Berlina, Wenecji.

MIAŁEM okazję być kilkakrotnym świadkiem zagranicznych sukcesów Józefa Szajny. We włoskiej Gorycji ekscytował sympozjum fachowców uwagi o symbiozie plastyki i literatury, we Florencji przez kilkanaście minut stojąca widownia oklaskiwała "Witkacego", w podparyskim Rambouillet wygrywał trudny pojedynek z podchwytliwymi pytaniami francuskich krytyków. To było zresztą kilka lat temu.

Dziś Szajna jest już klasykiem. Choć trudno przyjąć do wiadomości, że sam mianował się emerytem, dobrowolnie odchodząc z dyrekcji "Studia", które właśnie upartym trudem przeobraził w Centrum Sztuki Współczesnej. Centrum nie z nazwy, lecz z faktycznego zintegrowania w przynależnych mu salach warszawskiego PKiN materii teatralnej, plastycznej, muzycznej. Szczęściem na afiszu pozostały jego przedstawienia (nie tylko "Replika", lecz ponoć i sugestywny "Dante"), a on sam, uwolniony od serwitutów dyrektorskiego etatu, będzie mógł ze wzmożoną energią poświęcić się pracy koncepcyjnej i pedagogicznej. Nagroda "Trybuny Ludu" jest zatem w tymże stopniu podziękowaniem za twórcze wczoraj, co zadatkiem na twórczy dzień jutrzejszy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji