Artykuły

Zabijanie i gadanie

"Poduszyciel" w reż. Agnieszki Glińskiej Teatru Narodowego na deskach Teatru Małego w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

"Poduszyciel" McDonagha próbuje łączyć klimat osaczenia spod znaku Kafki z pełnym okrucieństwa absurdem rodem z filmów Tarantino. Tylko próbuje, bo ze słabej literatury nie da się stworzyć arcydzieła.

"Kaleka z Inishmaan", "Królowa piękności z Leenane", "Samotny Zachód"... W tych sztukach Martin McDonagh, rdzenny Irlandczyk, udowadniał, że jego słodko-gorzkie opowieści o ojczystej prowincji nie znają granic. W znakomitym "Poruczniku z Inishmore" dochodziła perspektywa polityczna. Tytułowy bohater był wojownikiem radykalnego odłamu IRA. Wracał do domu, by pomścić śmierć ukochanego kota. Irlandia czy świat? - zastanawiam się po obejrzeniu "Poduszyciela", którego w warszawskim Teatrze Małym wyreżyserowała Agnieszka Glińska. I odpowiadam: Tylko Irlandia. Z każdą chwilą mniej dostrzegałem zalety przedstawienia, bo wszystkie razem nie tworzą nic spójnego. I z każdą chwilą narastała tęsknota za dawnym McDonaghem - tym "mniejszym", bliskim irlandzkiej ziemi, zanurzonym w bolesnym konkrecie. Zamiast w Leenane, jesteśmy w nieokreślonym państwie totalitarnym. Dwaj śledczy (Krzysztof Stelmaszyk i Piotr Machalica - jak z filmów Tarantino) przesłuchują pisarza Katuriana (Marcin Hycnar). W jego niepublikowanych nigdzie opowiadaniach nagminnie i w przerażających okolicznościach giną dzieci. A teraz trójkę dzieci znaleziono zabitych. Okoliczności morderstw bliźniaczo przypominają te z bajek Katuriana. Komisariat przypomina ponure scenerie z powieści Franca Kafki. Katurian wydaje się być młodssym bratem Józefa K.

W tle mamy rozważania o sile sprawczej literatury, która jak trucizna potrafi zatruć bezbronnego człowieka, a potem pean na cześć jej potęgi. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że Katurian gotów jest przyznać się do niepopełnionych zbrodni i zginąć, by ocalić swe opowiadania? Zapewne w nie wierzy, ale ta wiara nie udziela się widzom. Przedstawienie Glińskiej tonie w powodzi słów bez znacaenia. Konstatacje pisarza mają wartość garści banałów. Że tajemnice z przeszłości i tak wyjdą na jaw, że człowiek całe życie odreagowuje dziecięce traumy - to wiemy i bez wizyty w teatrze. I nie pomaga umiejętnie stopniowane napięcie ani aktorskie role. To nic, że Marcin Hycnar z łatwością zmienia tonacje gry, a Robert Majewski jako brat Katuriana tworzy daleki od stereotypu portret mężczyzny-dziecka, z powodu choroby umysłowej niewiedzącego, czym są zbrodnia i kara. Mniejsza z tym, że Stelmaszyk i Machalica świetnie odnaleźliby się w bardzo czarnym kinie. Wszyscy muszą przebić się przez morze słów, a to chyba niemożliwe. Zamiast teatru zostaje gadanie. Tylko tyle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji