Artykuły

Porażająco smutny spektakl

"Krum" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w TR Warszawa. Poleca Agnieszka Rataj w Rzeczpospolitej (dodatek WIR).

Porażająco smutny jest ten spektakl. Nie ma co się spodziewać szokowania, do którego przyzwyczaił nas Krzysztof Warlikowski. "Krum" w TR Warszawa to jego najbardziej osobista wypowiedź. I zarazem najbardziej dyskretna. Tu już bowiem niewiele zostało do wykrzyczenia.

Krum tytułowy bohater powraca do domu. Miał wielkie plany, ale niewiele z nich zostało przegrane marzenia, porzucone kobiety, starzejąca się matka i umierający przyjaciel. Banał goni banał, a ci, którzy go otaczają, rozpaczliwie szukający miłości i szczęścia, utykają w nieudanych związkach, szarpiąc się w nienawiści wymieszanej z pożądaniem, które biorą za prawdziwe uczucie.

Sztuka Hanocha Levina okazuje się przenikliwą diagnozą każdego pokolenia każdemu, tak jak Krumowi, roiło się kiedyś osiągnięcie sukcesu i tylko nielicznym się udało. Patrzy się na ten koncert gry aktorskiej z przerażeniem, bo stawia przed widzami bezlitosne lustro, w które muszą zajrzeć. Ale i z podziwem, bo aktorzy TR i Starego Teatru tworzą role, których nie da się zapomnieć. Truda uciekająca przed starością (Maja Ostaszewska), umierający Tugati ( Redbad Klijnstra), śmieszno-żałosny Taktyk (Marek Kalita) czy żyjąca marzeniami Dupa (zmieniona nie do poznania Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) to postaci, które pozostaną w historii polskiego teatru. Dla nich i dla tej chwili zastanowienia nad nami samymi warto wybrać się na "Kruma".

***

Autorka jest niezależnym krytykiem teatralnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji