Artykuły

Tragikomedia kołtuńska

Sztuki Zapolskiej nie tylko wytrzymują zwycięską trudną próbę biegnącego tak szybko czasu, ale bronią się przed reżyserskimi zastrzykami eliksiru młodości. Posiadają tyle elementów satyry, dowcipu, a przede wszystkim materiału myślowego, że należyte uwypuklenie tego bogactwa staje się bardziej celowe od prób nowego odczytania czy nadania spektaklowi nie stosowanych dotąd form. Te próby odejścia od szablonu, tak często dziś praktykowane, są w stosunku do Zapolskiej szczególnie ryzykowne. Umieszcza ona bowiem, nie tylko akcję swych sztuk w określonym wyraźnie środowisku, lecz maluje je w najdrobniejszych szczegółach, dyktując dokładnie reżyserię i scenografię.

Urodzona w pałacu, któremu legenda rodzinna kazała gościć samego cara, w okresie, gdy ojciec autorki marszałkował okolicznej szlachcie, miotana losem i temperamentem po świecie, zawadzała często o poddasza czy karczemne lokale. Nikt chyba dokładniej niż ona w "Wodzireju" nie sprecyzował kastowej hierarchii, określając jej rangę szczegółami umeblowania, toalet, czy nawet przybraniem tortu. Dlatego zakłócenia tego precyzyjnego obrazu ryzykownym unowocześnieniem, czy pragnieniem odmiany, staje się często widocznym i rażącym anachronizmem. Należy też pamiętać o odpowiedzialności teatru przy odtwarzaniu minionych epok. Scena powinna być nauczycielem historii, szczególnie wtedy, gdy przemawia do młodocianej widowni.

Biorąc to wszystko pod uwagę, reżyser Bohdan Czechak i scenograf Marian Gostyński stworzyli w harmonijnej współpracy spektakl bardzo stereotypowy, przypominający im tak dawne już, świetne przedstawienia warszawskie czy krakowskie, lecz stwierdzający wyraźnie słuszność takiego właśnie traktowania sztuk Zapolskiej. Zbudowane przez Gostyńskiego wnętrze określało świetnie drobnomieszczańskie, kołtuńskie środowisko, a doskonale pomyślane kostiumy charakteryzowały typowe postacie. Czechak uwypuklając drobne, nawet pozornie szczegóły, nadał spektaklowi tak konieczne dla komedii, nawet udramatyzowanej, równe tempo, skupiające bez przerwy uwagę widowni.

Rola Pani Dulskiej leży wyraźnie w emploi Janiny Bernas. Odnosiliśmy wrażenie, że nie chce ona nadużyć uprzywilejowanego stanowiska, wypływającego z tytułowej roli. Nie dominowała nad przedstawieniem, co się korzystnie na nim odbiło, dzięki zachowaniu równowagi postaci. Nie zademonstrowała, jak to dotąd zwykle bywało, swego władczego stanowiska już na wstępie, ale stopniowo i wyraźnie je uwypuklała. Chwilami może zbyt dystyngowana, stawała się drapieżna w chwilach największego napięcia akcji. Grawitowała wyraźnie i subtelnie między komedią i dramatem. Wymowne milczenie Bogdana Budziszewskiego, jej męża znalazło uznanie premierowej widowni, nagradzającej jedyną jego kwestię żywymi oklaskami.

Zbigniew Krężałowski, jako Zbyszko Dulski, odszedł wyraźnie od szablonu tej roli płytkiego birbanta. Zaznaczył wyraźnie mocnymi akcentami swój konflikt wewnętrzny. Odnosiło się wrażenie, że w tej walce wewnętrznej, dobro zwycięży i tym większe wrażenie sprawiała ostateczna kapitulacja. Warunki Anny Skaros desygnowały ją do roli Meli, która przyniosła Jej raz jeszcze pełne powodzenie Trudniej było się przekształcić Wandzie Siemaszko w trzpiotowatego podlotka Hesię. Sięgając pamięcią w dość odległą już przeszłość, nie przypominam sobie bardziej udanej Juliasiewiczowej niż ta, którą stworzyła Maria Kubicka. Oszlifowana towarzysko, zaznaczyła awans salonowy nowego pokolenia Dulskich, uzewnętrzniając niezmienne morale rodzinne. W epizodycznej roli lokatorki wystąpiła Danuta Kamińska. Zbyt może dojrzała plastycznie do roli dziewczęcej Flanki, Elżbieta Cegielska, dzięki dojrzałości sztuki aktorskiej przemówiła pełnią napięcia dramatycznego. Hanna Zielińska jako Tadrachowa stworzyła mocną postać prostego, walczącego człowieka.

Dzięki walorom reżyserskim, scenograficznym i aktorskim, przedstawienie to stało się jednym z najlepszych osiągnięć naszego teatru. Raz jeszcze mogliśmy stwierdzić, że sztuka o nielicznej obsadzie bardziej odpowiada możliwościom szczupłego zespołu. Wydaje się, że "Moralność" należy wziąć pod uwagę przy wyborze przedstawienia na tegoroczny festiwal kaliski. Rozproszyło też ono moje obawy, wywołane zbieżnością kalendarzową radomskiej premiery ze spektaklem telewizyjnym "Moralności". Okazało się, że szklany miniaturowy ekran jest tylko surogatem prawdziwej sceny, przemawiającej pełnią ekspresji żywych aktorów, stwarzającej szerokie tło dla akcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji