Artykuły

"Moralności pani Dulskiej"

W owym czasie, kiedy pani Dulska hałasując, narzekając i gderając, twardo rządziła rodziną i swoją czynszową kamienicą, a pan Felicjan Dulski wypalał w kawiarni wykradzione z własnego mieszkania cygaro, a potem dawał (prawdopodobnie!) kelnerowi centa jako "trinkgeld" za podaną mu filiżankę kawy, w największej prowincji austriackiej, - w Królestwie Galicji i Lodomerii wraz z Wielkim Księstwem Oświęcimskim i Zatorskim działy się różne rzeczy godne uwagi.

Prawda, że brak przemysłu pogłębiał przysłowiową galicyjską biedę. Ale prawda również, że pięknie rozwijała się tam nauka, sztuka i literatura. Wzrastała temperatura uczuć patriotycznych i prężność ruchów społecznych. Głosząc odmienne programy polityczne toczyły między sobą ostrą walkę stronnictwa ugodowo-oportunistyczne i bardziej radykalne, usiłujące pchnąć stary świat na nowe tory. Jednakże echa tych spraw nie przedostawały się do mieszkania państwa Dulskich, z wyjątkiem chyba recepty... jak tańczy się kankana. A taka właśnie obojętność na sprawy ogólne jest jedną z cech dulszczyzny tak kapitalnie wykpionej przez Gabrielę Zapolską w jej mądrej i kąśliwej tragifarsie kołtuńskiej "Moralność pani Dulskiej".

Rodzina Dulskich wegetuje własnym życiem jak szczeżuja w swej skorupie, zagubionej na dnie moczaru. Jednakże "Moralność pani Dulskiej" nie jest wyłącznie tylko komedią rodzinno-obyczajową. Dominuje w niej ostra, niekiedy nawet demagogiczna satyra na podwójną moralność, robienie świństewek przy ratowaniu poborów, nadmierną chciwość itd. tak charakterystyczne dla mieszczańskiej kołtunerii. Znalezienie właściwych środków, ażeby zaostrzyć owe satyryczne tendencje, ustala iż zazwyczaj rangę przedstawieni , które - jak to określił rzadko dzisiaj cytowany Wacław Grabiński - powinno być tak atakujące, ażeby "w paniach Dulskich siedzących na sali, wnętrzności przewracaj- się do góry nogami".

Czy na premierze tej sztuki w Teatrze Powszechnym również w łódzkich paniach Dulskich "przewracały się wnętrzności"?; Tego nie umiałem ustalić. Twierdzę natomiast, że reżyser Ryszard Sobolewski stworzył dla całości spektaklu właściwą aurę i wyeksponował satyryczny sens sztuki,, artyści zaś stworzyli galerię typów i postaci dobrze osadzonych w charakterze sztuki, bardzo zabawnych bez wprowadzania karykaturalnych deformacji. A możliwości popisu dano im tu bardzo wiele.

Zademonstrowana w tym naturalistycznym arcydziele scenicznym ostrość spojrzenia Zapolskiej i bystrość jej obserwacji przypomina, że w swoim czasie pisywała ona w lwowskim "Słowie Polskim" cięte felietony, Z kolei znakomita konstrukcja sztuki i sceniczność poszczególnych postaci mówią o tym. że była ona również aktorką.

Jak kapitalną postacią jest np. sama Dulska! Interpretowano ją też rozmaicie, próbowano nawet rehabilitować określając jako skrzętną, zapobiegliwą kapłankę ogniska domowego, dla której dom rodzinny jest całym .światem, a która, przytłoczona wielością prac, jest ofiarą obowiązku... Jednakże tradycyjna pani Dulska to rozkrzyczana, małoduszna, skąpa, chciwa i obłudna damula, o mentalności przekupki: i taką też pokazała nam ją teraz Jadwiga Andrzejewska.

Andrzejewska nie ma właściwie odpowiednich warunków zewnętrznych na zagrania "tradycyjnej Dulskiej". Była raczej ... mini-Dulską, a to ze wzglądu na swój wzrost i wagę. Za to, owe fizyczne niedoskonałości zrekompensowała w pełni ekspresją gry, wielką pasją swoich wypowiedzi i poczynań, oraz nie sfałszowaną siłą komiczną. Raz wraz rozlegające się na widowni brawa stanowiły też dowód, że publiczność łódzka w pełni afirmuje tę najnowszą kreację sceniczną naszej popularnej pani Jadzi.

Teresa Makarska zagrała Hesię z wielkim temperamentem. werwą i humorem, podkreślając te cechy swojej bohaterki, które sprawią że kiedyś wyrośnie z niej Dulska numer X. Kontrastowo różna od niej Mela "lelija z pól rodzinnych" jak określił ją brat, była w ujęciu Małgorzaty Rogackiej-Wiśniewskiej poczciwa, głupiutka, sentymentalna, przy czym jednak artystka nie przecukrzyła (jak to się czasem zdarza) jej kwestii.

Andrzej Łągwa. jako Zbyszko wypunktował z umiarem nonszalancję i beztroskę młodego dandysa, a potem jego próby wyrwania się z kręgu dulszczyzny i... kapitulację.

Halina Pawłowicz jako Juliasiewiczowa umiała nosić stylową suknię z wdziękiem pań, portretowanych kiedyś przez Axentowicza, a z dyplomatyczną giętkością Talleyranda potrafiła wydobyć panią Dulską z kłopotów, których powodem były miłostki Zbyszka. Hanka - Olgi Sitarskiej początkowo potulna, chmurna i lakoniczna, zaskoczyła nas w momencie końcowym gwałtownym wybuchem słusznego gniewu i pogardy dla swych krzywdzicieli.

Sąsiadka (Wiesława Grochowska) zwierzała się ze swych strapień bez patosu cierpiętniczki, a potem z godnością zareagowała na złośliwe uwagi właścicielki kamienicy. Komicznie w ustach Jerzego Staszewskiego zabrzmiało jedyne zdanie, które wypowiada tu pan Dulski "bodaj was wszyscy diabli wzięli", a doskonała w charakteryzacji Alicja Knast jako Tadrachowa, gęsto, często i zabawnie całowała (słownie!) rączki gospodyni.

Scenografia Iwony Zaborowskiej zgodna ze stylem samej sztuki: wnętrze salonu państwa Dulskich było tak zawalone pretensjonalnymi rupieciami, jak zagracona różnymi rodzajami kołtunerii była mentalność jego mieszkańców

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji