Artykuły

Zespół Jasińskiego

- Nie chodzi o to, że w Bieszczadach śmierdzi. Idzie o to, że jeśli decydujemy się na pewien styl życia, to my trochę śmierdzimy w Bieszczadach. My stajemy się, niestety, elitarni, mało zrozumiali, czyli śmierdzący - rozmowa z KONRADEM IMIELĄ i CEZARYM STUDNIAKIEM przed premierą "Śmierdzi w górach" we wrocławskim Teatrze Capitol.

Akcja przedstawienia pod ekscentrycznym tytułem "Śmierdź w górach" toczy się w surrealistycznych Bieszczadach, zamieszkanych przez hipisów-degeneratów, dziwacznych knajpianych bywalców, harcerzy-frustratów, a także całe zastępy osobliwych postaci. W fabule przenikają się wątki rzeczywiste i fantastyczne.

Na wpół legendarny Jasiński porzucił pracę komercyjną, zaszył się w Bieszczadach i zrezygnował z udziału w dobrze płatnych ówczesnych maratonach uśmiechu. Odtąd uprawiał rozrywkę w czystej formie.

Tomasz Wysocki: Najnowszy magazyn medyczny "Lancet" donosi o tzw. zespole Jasińskiego. Autorzy przedstawiają kilka hipotez na temat warunków, które ukształtowały kudłatą emocjonalnie psychikę Waldemara Jasińskiego. Jedna mówi o niepokojącym wpływie życia w odosobnieniu, bez codziennej kąpieli w operach mydlanych. Według innej teorii na pojawienie się zespołu Jasińskiego ma wpływ fakt, iż w Bieszczadach śmierdzi.

Cezary Studniak, Konrad Imiela: Nie chodzi o to, że w Bieszczadach śmierdzi. Idzie o to, że jeśli decydujemy się na pewien styl życia, to my trochę śmierdzimy w Bieszczadach. My stajemy się, niestety, elitarni, mało zrozumiali, czyli śmierdzący. Same Bieszczady na pewno nie śmierdzą, to piękna kraina.

Czyli Waldemar Jasiński w naszym świecie jest pewnego rodzaju człowieczą oazą, ludzkim zdrojem?

Tak, zdecydowanie. Żyjąc sobie w tych Bieszczadach, tracimy kontakt z popularnym odbiorcą dowcipów, popularnym odbiorcą sztuki. Jeśli głęboko wejdziemy w Bieszczady, to znajdujemy grupkę swoich wyznawców, oddajemy się swojej artystycznej intuicji, tworzymy w tę stronę, w którą nas wiatry z mózgu pchną, przy okazji tracimy trochę kontakt z ziemią. To wszystko wywołuje zespół Jasińskiego.

Zatem zespół Jasińskiego nie jest dolegliwością, lecz stanem ducha, w którym takie zjawiska kury, z zachowaniami gołębia, i psa z naturą śpiewaka operetkowego już nas nie dziwią?

Nawet nie powinno nas dziwić, bardziej inspirować. Wszyscy z radością zauważamy, że coraz więcej osób w naszym otoczeniu ma zespół Jasińskiego. Jakiś czas temu zobaczyłem reklamę wykonaną przez kabaret Mumio, w której padło słowo "Kopytko" - przecież nieśmieszne, a wszyscy się z niej śmiali. Pomyślałem: "Tak, mamy do czynienia z zespołem Jasińskiego".

Często cytujemy jeden z ostatnich dowcipów Waldemara Jasińskiego: "Stenia, Stenia, lampionu! Zanata lampionu". Większość osób reaguje śmiechem, co jest dowodem na obecność zespołu Jasińskiego. To też znaczy, że Waldemar Jasiński wyprzedził swoją epokę. Nie był zrozumiany wtedy, natomiast są coraz większe szanse na to, że będzie zrozumiany dzisiaj.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji