Artykuły

Że tem

Początek mnie zaskoczył. Nie mogłem oderwać oczu od Cezarego Studniaka. Grał jak najlepsi aktorzy hollywoodzcy. Był w stu procentach wiarygodny. Gdyby tylko jeszcze dało się zrozumieć słowa pierwszej piosenki

Dopiero po refrenie zorientowałem się, że Studniak śpiewa wczesny utwór Serge'a Gainsbourga o konduktorze z Lilas, "Le Poinçonneur des Lilas". Muzyka, grana na żywo, skutecznie zagłuszała śpiew. Czterej panowie ubrani na biało brzmieli jak orkiestra dancingowa z minionej epoki. Aranżacja unicestwiała jazzowe subtelności francuskiego oryginału. W pierwszej części spektaklu kilka innych piosenek również pozbawiono melodii i wdzięku. Potem było lepiej, choć, moim zdaniem, panowie muzykowali za głośno. Często naprawdę trudno było zrozumieć, o czym śpiewają aktorzy.

Piosenki Gainsbourga stały się sławne - i niesławne - nie tylko z powodu chwytliwej muzyki, lecz nade wszystko prowokacyjnych, poetyckich tekstów. Gainsbourg nawet w największym alkoholowym delirium wyraźnie artykułował słowa. Na wielu zachowanych nagraniach z ostatnich miesięcy życia trudno go zrozumieć, gdy mówi, ale nie - kiedy śpiewa! Polskie wersje piosenek Gainsbourga przygotował, na podstawie dosłownego przekładu Anety Cardet, nasz rodzimy pieśniarz-prowokator, Tymon Tymański. Zrobił to pomysłowo i niebanalnie. Podczas spektaklu trudno jednak było jego pracę w pełni docenić.

Teatr Capitol zrealizował ostatnio całą serię wybitnych przedstawień muzycznych. Wszystkie te przedsięwzięcia artystyczne wyróżniają się świetnym aktorstwem. W "Kocham cię. Ja ciebie też nie". Serge Gainsbourg jest podobnie. Na scenie pięć utalentowanych artystek uwodzi Studniaka, brawurowo tańcząc i śpiewając. Każda tworzy ciekawy portret kolejnej związanej z Gainsbourgiem kobiety. Ewelina Adamska-Porczyk w roli France Gall jest rewelacyjna. Ciekawsza i zabawniejsza od oryginału. Helena Sujecka jako Jane Birkin daje prawdziwy popis aktorstwa zdyscyplinowanego, z najwyższej półki. Justyna Antoniak kreuje bardzo pomysłowy i spektakularny portret Brigitte Bardot, a zadanie ma szczególnie trudne, bo musi się mierzyć z legendą wręcz globalną. Klaudia Waszak delikatnie wciela się w rolę Charlotte Gainsbourg, córki sławniejszej dziś od ojca. Jej Lolitka - równie niewinna, co rozbudzona seksualnie - uwiarygadnia pedofilskie prowokacje Gainsbourga. Tylko Agnieszka Ordyńska-Lesicka nieco chyba przeszarżowała w portretowaniu narkomanki Bambou. Jej histeryczna eksplozja, choć nie całkiem przekonująca, robi jednak wrażenie. Te wspaniałe kobiety, może poza naiwną Adamską-Porczyk-Gall, chcą uprawiać miłość z alkoholikiem w stanie rozkładu, który je ewidentnie ignoruje lub ledwo toleruje. Trudno to pojąć.

Koncepcja spektaklu przypomina "Kartotekę" Różewicza. W centrum przestrzeni scenicznej stoi olbrzymie łoże, a starego Gainsbourga w alkoholowych majakach nawiedzają kobiety z przeszłości, jak podczas seansu spirytystycznego. Kochanki zjawiają mu się jak piosenki. On sam pozostaje bierny i w swoim stuporze jakby zadziwiony tym wszystkim, co mu się przytrafia. Gainsbourg Studniaka jest magnetyczny, ale też bezwolny, pozbawiony inicjatywy. Na potrzeby wyrazistego przesłania dwugodzinnej sztuki teatralnej taki zabieg ma może i sens. Ale też fałszuje rzeczywistość i znacznie redukuje aktorskie środki wyrazu. Prawdziwy Gainsbourg był chyba jednak nieco inny i bardziej skomplikowany. Prowokował i inicjował zdarzenia. Nawet na starość.

W Internecie wciąż można oglądać francuski talk show, do którego zaproszono Gainsbourga i Whitney Houston. Mało już przytomny Francuz ożywia się na widok pięknej kobiety. Bez ogródek dotyka twarzy przerażonej Amerykanki, czochra jej włosy, wyznaje z silnym akcentem: "I want to fuck you". Gainsbourg był w tym ohydny i wulgarny, ale po pysku jednak nie dostał. Opowiadał mi profesor Józef Opalski, że nasz rodzimy sławny kobieciarz, Jan Kott, nawet bardzo sędziwy i tuż przed śmiercią, zwykł dziękować aktorkom za udaną rolę namiętnym pocałunkiem w usta. Stworzenie w teatrze przekonującego portretu charyzmatycznego kochanka to z pewnością zadanie karkołomne. W przedstawieniu seksapil Studniaka był konstruowany i poświadczany głównie przez działania aktorek. Spektakl zdawał się dowodzić, że to kobiety wybierały i porzucały Gainsbourga przy jego mocno ograniczonej poczytalności i przytomności.

W projekcie "Kocham cię. Ja ciebie też nie." Serge Gainsbourg Cezary Studniak występuje pod trzema postaciami: jako reżyser, główny aktor i autor scenariusza. Stworzenie przekonującego portretu artysty uzależnionego od alkoholu i od seksu wymagało od Studniaka-aktora pełnego zanurzenia się w świat przedstawiany. Wiarygodność i uczciwość najbardziej nawet utalentowanego artysty nie gwarantują jednak powstania udanego dzieła teatralnego. Dawanie świadectwa musi być przemienione w jasny przekaz, zrozumiały dla widza. Meyerhold i Grotowski informowali swoich aktorów po próbach nie tylko o tym, czy im wierzą, ale również czy ich rozumieją. Aktor potrzebuje sumiennego świadka, bo sam często myli się gruntownie w ocenie własnej gry. Szczęśliwy po premierze artysta zbiera zwykle gromy od reżysera, a aktor niezadowolony czyta nazajutrz entuzjastyczne recenzje. Dlatego performer potrzebuje reżysera, osoby z zewnątrz. Martyna Majewska, absolwentka wrocławskiego kulturoznawstwa i reżyserii w PWST, napisała pracę magisterską o trudnej sztuce reżyserii spektaklu muzycznego. Wnioski młodej uczonej i utalentowanej artystki - reżyserowany przez nią spektakl wygrał rok temu nurt offowy w Przeglądzie Piosenki Aktorskiej - były jednoznaczne. Spektakl muzyczny potrzebuje reżysera bardziej nawet niż przedstawienie niemuzyczne, bo operuje bogatszymi i różnorodniejszymi środkami performatywnymi.

Poszczególne elementy widowiska "Kocham cię. Ja ciebie też nie." Serge Gainsbourg z osobna były znakomite. Świetna choreografia, mocne aktorstwo, profesjonalny śpiew, pomysłowy scenariusz, prosta scenografia. Nawet muzycy rozegrali się po godzinie. Wszystko to zapowiadało wybitne wydarzenie teatralne. Czegoś jednak zabrakło. No i żal. Pomysł przedstawienia był rewelacyjny. Wiwisekcja kontrowersyjnej ikony francuskiej popkultury dawała okazję do analizy źródeł kreatywności i pogłębionej refleksji nad ceną płaconą przez genialnego nawet artystę za możliwość tworzenia. Piszę to wszystko z troski. Przedstawienie Studniaka to bardzo udany show rozrywkowy. Olbrzymi wkład pracy włożonej przez artystów w realizację tego projektu budzi szacunek. Chciałoby się więcej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji