Artykuły

Nic mniej pewnego od uwodzenia

Obskurna blaszana ściana. Dwa trapezowate ekrany. Barowy stołek z efektownie błyszczącej stali. Dekoracje jak gdyby zamarły, ale niebawem ożyją w świetle. Ekrany nabiorą perlistego blasku, a lekko oświetlona ściana zaskoczy nas nieoczekiwaną urodą. Po długim oczekiwaniu ujrzymy wchodzącą na scenę aktorkę. Pojawi się bez pośpiechu i jakby mimochodem. Ma na sobie czarny, dwuczęściowy kostium, wysokie szpilki i biały kawałek jedwabiu, spływający po jej smukłym ciele jak szal czy też jak tunika

Spektakl ma dramaturgię striptizu. Anuszka Konieczna zdejmuje i ponownie zakłada kolejne części garderoby. Ta gra ze zrzucanym/wkładanym ubraniem wpisuje się w poetykę uwodzenia. Jednocześnie jednak pozwala na tworzenie rozmaitych postaci. Towarzyszy temu ciągła przemiana, wielokształtność, nieoczywistość Na ekranach będą się pojawiać coraz to inne fotografie. Obrazy całości będą zastępowane jakimś zaskakującym detalem. Inne łagodnie odmienią swe kształty. W ten sposób dłoń uzbrojona w rewolwer po chwili będzie trzymać już tylko papieros. Aktorka pozostanie jeszcze bardziej nieuchwytna. Epatując kobiecym powabem, będzie się wypowiadała w rodzaju męskim. W innej scenie upodobni się do długowłosego chłopaka. Jej piersi ukryje obcisła opaska, a światłocień nada siłę ramionom i mięśniom brzucha. Dodajmy od razu: efekty świetlne zostały wykorzystane w prawdziwie uwodzicielski sposób. Jedna z tych ledwie dostrzegalnych sztuczek to wąska smuga rozszczepionego światła. W zależności od poruszeń aktorki, cieniutka tęcza będzie się przesuwać po jej ciele w dół bądź w górę.

Historie, z których zbudowano scenariusz, sprawiają wrażenie rozrzuconych i postrzępionych, a jednak przykuwają uwagę. Najpierw Konieczna zachowuje się tak, jakby nie wiedziała, od czego zacząć. Potem ożywia się, opowiadając o "chlaniu wódy", po chwili wciela się w znajomą aktorkę, a jeszcze później parodiuje zazdrosne sąsiadki. W sekwencji zaczynającej się od słów "Któż z nas nie śnił o gwałcie?" czujemy, że przedstawienie wciąga nas już w głębsze warstwy. Historia o przywiązywaniu do krzesła budzi niepokój, który wzmaga muzyka odbijająca się w przestrzeni. Nerwowo migające światła otworzą kolejny obraz. Mimo że twarz Koniecznej ani przez chwilę nie będzie zasłonięta, uwierzymy, że zakłada na nią to męską, to kobiecą maskę. Dojrzymy nawet przywołany przez nią "prześwit" - chwilę, w której pomiędzy jedną a drugą maską można dostrzec prawdziwe oblicze. Mocno pulsujące dźwięki przeniosą nas do opowieści o upijających się muszkach i seksualnym niespełnieniu. Prawdziwa wirtuozeria objawi się w scenie poświęconej fellatio. Kiedy Konieczna wprawi w kolisty ruch swoje biodra, ożyją fałdy na jej spodniach i będzie można uwierzyć, że aktorka naprawdę przeistacza się, zmienia kształty Potem z przeżywającego rozkosz mężczyzny znów stanie się kobietą i kpić będzie z pogrążonych w rozpaczy nieudaczników. Wreszcie w jednej z ostatnich scen jej sposób mówienia ulegnie gwałtownemu przyspieszeniu i rytmizacji. Aktorka stanie się nerwowo bijącym sercem.

"Uwodziciel" to performatywny scenariusz, ułożony i wyreżyserowany przez Katarzynę Warnke. Obok ustępów autorskich znajdują się w nim już to cytaty, już to aluzje do cudzych tekstów. Najważniejszym z nich jest rozprawa Jeana Baudrillarda "O uwodzeniu", w której tytułowe uwodzenie (séduction) zostało ukazane w opozycji do wytwarzania (production). Warnke jednak nie tyle cytuje francuskiego myśliciela, ile podejmuje grę z jego wywodem. Zamiast zdania: "nic mniej pewnego od pożądania" w spektaklu padną słowa: "nic pewniejszego od pożądania". Zamiast analizować rytuał opierający się na regule (pojmowanej jako przeciwieństwo prawa), aktorka rzuci krótko: "Moje prawo to rytuał". I właściwie cały spektakl jest zbudowany na równoczesnym odsłanianiu i zakrywaniu tajemnicy, na podpowiadaniu i na plątaniu wątków, na wieloznaczności, na prowokowaniu wyobraźni, na splataniu razem cynizmu i niewinności. Wielu widzów może zmęczyć taka struktura. Ale autorka podsuwa ważną podpowiedź: seducere - łaciński czasownik, od którego wywodzi się séduction - oznacza przecież sprowadzanie na pobocza. Czy możemy więc mieć żal, że zamiast prowadzić nas prostą drogą, reżyserka nieustannie nas zwodzi? W tym miejscu trzeba jednak podkreślić, że spektaklu nie da się zinterpretować jako kpiny czy zwykłej zabawy formą. Pod powierzchnią scenicznego eksperymentu wyraźnie tętni przejmująca głębia. Ostatnia scena zaskoczy bezpośredniością i powagą, z jaką będzie się mówić o pożądaniu.

Spektakl w Nowym Teatrze wykorzystuje uwodzicielski potencjał widowiska. Pasują do niego słowa Baudrillarda: "Uwodzić to tyle, co umierać jako realność i odradzać się jako złudzenie". Czyż nie na tym polega szlachetność teatru, w którym świat przedstawiający ginie, by dać życie iluzji? Jakaż szkoda, że idąc na spektakl, tak rzadko możemy liczyć na uwiedzenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji