Artykuły

Król Trela

Warto pójść na Jerzego Trelę w roli Króla Leara. To inspirowany Szekspirem scenariusz kryje się pod tytułem spektaklu Pawia Miśkiewicza "Kto wyciągnie kartę wisielca, kto błazna?" z Teatru Słowackiego w Krakowie.

"Król Lear" jako opowieść o starości to nienowy pomysł. Ale Miśkiewicz ze scenografką Barbarą Hanicką zrobili spektakl wyjątkowy. Chwilami śmieszno-żałosny, gdy trzeba - chwytający za gardło.

Lear ze złośliwą satysfakcją i upiorną energią strasznego staruszka dzieli królestwo wózkiem do kreślenia kredowych linii na boisku. Trela umie pójść w dosadną szarżę, ale wie, kiedy wyhamować. Rzeczywistość wokół Leara jest zaś umowna. W ascetycznej przestrzeni może się znaleźć zarówno tani szampan w plastikowych kieliszkach, jak i zabłąkany staroświecki rekwizyt - teatralny rapier.

Dorota Godzić i Dominika Bednarczyk grają niewdzięczne córki Gonerylę i Reganę grubą kreską z pogranicza farsy i obyczajowego serialu. Brawurowo przeteatralizowani są Paweł Tomaszewski i Michał Wanio w rolach Edmunda oraz Edgara.

Na przeciwnym aktorskim biegunie jest Monika Frajczyk (studentka krakowskiej PWST) jako najmłodsza córka króla Kordelia - wierna ojcu, choć wydziedziczona. Zawieszona między jawą a snem gra z dziwnym minimalizmem. W scenach z córkami Miśkiewicz zbliża się chwilami do reżysera Ulricha Seidla, mistrza socjologizującego turpizmu i wizji opresji rodem z austriackiej piwnicy.

To "Lear" kameralny. Królewsko--starcze chimery pokazano umownie. W roli stu królewskich rycerzy - przedmiotu sporu Leara z córkami - występuje dziesięciu mężczyzn w czerni z papierowymi torbami na głowach. Siedzą w tle, jakby w głowie Leara. W miarę jak król wszystko traci, kolejno wychodzą. Błazen Grzegorza Mielczarka z osobliwą werwą brnie w alogiczne monologi, w których żadne zdanie nie łączy się z kolejnym.

Z drugiej strony mocne wrażenie zostawia scena "sądu". Kordelia odgrywa przed królem swoje siostry, jego krzywdzicielki. W ekscytacji Leara jest i krzywda, i mściwy resentyment, i samotna bezradność.

Dla Jerzego Treli to pierwsza premiera od przeszło dwóch lat Dla Pawła Miśkiewicza - powrót do Krakowa. Obaj związani byli przez lata z krakowskim Starym Teatrem.

Ostatni raz Trela zagrał tam w "Chłopcach" według Grochowiaka pod koniec 2012 r. - udana rola w niezbyt udanym przedstawieniu. Trela zawsze był w najwyższym stopniu oddany, precyzyjny i solidny. Nigdy nie pozwalał sobie na gwiazdorzenie, sceniczne zblazowanie, co zdarzało się innym legendom tej sceny. W Starym przestał grać po konflikcie z nowym dyrektorem Janem Klatą.

Miśkiewicz, uczeń, a także aktor Krystiana Lupy, w latach 2008-12 był dyrektorem Teatru Dramatycznego w Warszawie. Niedawno przypomniał o sobie udaną "Podróżą zimową" Elfriede Jelinek z kobiecą obsadą w Teatrze Polskim we Wrocławiu.

Trela i Miśkiewicz spotkali się już przy "Klubie polskim", rozbuchanym eseju scenicznym o polskim romantyzmie przygotowanym z Dorotą Sajewską. Spektakl zaczynał się odśpiewaniem "Mazurka Dąbrowskiego", grała orkiestra, a fortepian jak u Norwida naprawdę spadał z wysokości. Teksty wieszczów zmielone z ustępami poślednich pamiętnikarzy kreśliły tam nieoczywistą panoramę narodowej wyobraźni.

Spektakl z Teatru Słowackiego to inny Miśkiewicz. Bardziej niż na analizie dyskursów skupiony na kreowaniu scenicznego obrazu i psychologicznych niuansach. A Trela znów świetnie odnajduje się w jego teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji