Artykuły

Kiedy odchodzi "Cogito" - moje wspomnienie o Zbigniewie Zapasiewiczu

Bez wątpienia wszystkich zaskoczyła ta wiadomość: w godzinach przedwieczornych w dniu 14 lipca 2009 roku (urodzony 13 września 1934 roku), odszedł od nas aktor Zbigniew Zapasiewiczprofesorski autorytet i Osobowość Ta wiadomość powaliła środowiska nie tylko teatralno-filmowe, ale tych którzy interesują się sztuką nie tylko teatralną. Bo kiedy odchodzi taki aktor zamyka się pewna epoka, chociaż jeszcze kilku z tej starej nienagannej szkoły trwa na scenie bytu. Dobrze wiemy także, że takiego aktora już nie będzie - Wykrusza się profesjonalizm nie tylko w aktorstwie. Wraz z takimi aktorami - artystami zamyka się ich garderoba i cale zaplecze klasyki Zbigniew Zapasiewicz wpierw studiował na Wydziale Chemii na Politechnice Warszawskiej w latach 1951 - 1952, lecz uznał, ze to nie jest dla niego fach i zdał do PWSST , żeby studiować aktorstwo w Warszawie od roku 1958, która ukończył z wyróżnieniem. Później jako aktor i pedagog, który do końca był aktywny i sprawny intelektualnie i fizycznie oraz wewnętrznie i zewnętrznie, tworząc na deskach sceny swój teatr - zawsze przygotowany do wygłoszenia jakiejkolwiek kwestii, czego był nauczył się już w Szkole Średniej, w Liceum Ogólnokształcącym uczył się gry na fortepianie z dość dobrym słuchem, jak kiedyś przed laty o sobie powiedział. Później jako ambitny aktor zgrał wspaniale role powierzone przez znakomitych reżyserów takich jak Krzysztof Zanussi, role równie ambitne jak Jego charakter i jaki on sam był, dlatego zaczął wykładać później po latach w Wyższej Szkole Aktorskiej, i grał, grał, do końca na deskach teatrów całym sobą... Był to aktor, który brał na siebie trudne role "pracowite" kwestie do przyswojenia - bo grał Becketta w reżyserii Libery, i nigdy nie szedł na "łatwiznę", nie poddawał się taniemu poklaskowi i wszelkim mało ambitnym chałturom oraz unikał gry w "bananowych" serialach, a o reklamach nie było nawet mowy. - Natomiast przytaczać Jego ról tutaj doprawdy nie trzeba, było tego sporo, wszyscy pasjonowaliśmy się Jego kunsztem. Przytaczanie i wyliczanie - zbędne! - Ale dziś trzeba tutaj przytoczyć pewną dygresję, jaką wypowiedział

w stosunku do osoby Zapasiewicza inny senior i przyjaciel Andrzej Łapicki, a był wyraził takie oto zdanie: " kiedy zachodzi ze sceny taki aktor jak Zbyszek pisze się i mówi po prostu: AKTOR, bo gdyby się to przydarzyło jakiemuś innemu aktorowi, pisałoby się odszedł od nas: wybitny aktor lub wielki aktor, coś w tym rodzaju Zbyszkowi to nie jest potrzebne, mówić trzeba wprost: odszedł prawdziwy aktor który non - stop zajmował się grą, doprowadzając swój zawód do perfekcji"

- Przytaczam to spostrzeżenie Jego kolegi, który wyraził się także, że "nie może się równać do Zbyszka" - przytaczam ten fakt dlatego, że rzeczywiście takiemu artyście jak Zapasiewicz nie potrzebne są różne: przydomki, przydawki, zaimki, a nawet przyimki. To po prostu był KTOŚ - Artysta z mocnym autorytetem... To był aktor z charyzmą bardzo dobrze i oryginalnie bo z szacunkiem odnosił się do swego zawodu a także widza, głoszący z pietyzmem swoje teksty z pasją poetycką, bo przecież w intuicje odbiorcy nigdy nie wątpił. To "nie kawiarniany" artysta - normalny, chodzący po Starym Mieście ze swoim pupilem pieskiem rasy York, mijający ludzi zwyczajnych, kłaniający się, gdy pies jego podszedł do innego psa przechodnia. Jednocześnie osoba, która nie miała jakichś wielu przyjaciół, a był fakt w jego życiu, że koledzy Go zawiedli, kiedy powierzono mu dyrekcję teatru, oczywiście w czasie dzisiejszym miał pełną świadomość, że Jego pokoleniu już wypadł ząb mądrości. Mowa tutaj o zupełnie nowym pokoleniu i dopuszczaniu do gry, głównie w filmach amatorów często ludzi zupełnie nie przygotowanych, odrzucających charakteryzację, ale też oznajmiał, że być może tak ma być (?) - Była to osoba zamknięta swoją ambicją, czasem z barierami niedostępności głównie do swej prywatności, a jednak z dużym poczuciem humoru, jak samo mówił, co zresztą było widać na ekranie niejednego filmu. Tępił populizm i nie był przychylny temu co się dziś wyprawia w teatrach i filmach... Ale przecież nie tępił młodych aktorów, lecz potępiał ich zarozumiałość i bezpardonowość "pchania się na afisz" oraz to co zaczęli grywać i pokazywać, za przyzwoleniem młodych reżyserów, zrobił kiedyś taka aluzję go gry aktorskiej Pazury i dał do rozumienia, że on "też ma pazura!". Nie umiał się znaleźć i nie chciał uczestniczyć w tzw. nowej "kulturze masowej". Był to człowiek, który nie lubił gadulstwa i różnych takich brewerii głupawych jakichś "pogaduch" To była Osoba, która nie umiałaby w towarzystwie po prostu próżnować, kupczyć, knuć, plotkować, itpi tracić bezsensownie czas. Głównie koncentrowało Go życie na scenie do samego końca był oddany takiej formie życia. Potrafił dobrze z jakiegokolwiek monologu zrobić prawdziwy teatr, z podtekstami poetyckimi.

Tutaj chcę wspomnieć moje dwa epizody, które mi się w życiu trafiły z panem Zapasiewiczem. A mianowicie byłem, jak zresztą co roku, zaproszony na Wrocławskie Spotkania Teatralne Jednego Aktora, które cyklicznie odbywały we Wrocławiu. Otóż, o ile dobrze pamiętam w roku 1996, poprosiła mnie Wanda Ziembicka - dziennikarka i opiekun medialny oraz rzecznik tej cyklicznej imprezy, w imieniu prezesa Towarzystwa Przyjaciół Teatru z Wrocławia, o wręczenie jakiejś swej pracy plastycznej aktorowi, który przedstawi na scenie swój "jednoosobowy" popis jako teatr. Oczywiście nie odmówiłem! - nawet nie było mi na myśli, żeby odmawiać. A trafiło na Zbigniewa Zapasiewicza, który wystąpił ze swoją żoną Sawicką w tzw. "Czarnym Salonie" w Ratuszu wrocławskim, o ile pamiętam z poezją Herberta, ale nie był to "Pan Cogito" . Po zakończeniu gry, przy pełnej sali, po burzy braw, wszedłem na scenę oznajmiając w imieniu Towarzystwa, że mamy tutaj we Wrocławiu taką tradycję - zwyczaj, "żeby o nas nie zapominać" - dodając prywatnie jeszcze kilka słów, które zabrzmiały mniej- więcej tak : "Szanowni Państwo - Aktorzy na tej "małej scenie" i Wy akompaniujący Mili Bohaterowie dzisiejszego wieczoru, najserdeczniej dziękujemy jako publiczność! - za tak znakomity pokaz kunsztu aktorskiego, za pyszną ucztę duchową,

( kierując swój wzrok do głównego bohatera tego artystycznego spotkania) jako skromny widz, ale artysta innej profesji, pragnę wręczyć na znak pamięci, tę moją grafikę, która wielokrotnie była drukowana w Ogólnopolskich Czasopismach Literacko - Artystycznych, niech ciągle przypomina i zaprasza Państwa do naszego Miasta, gdzie zresztą już wiele razy Państwo gościli, nie tylko na tym cyklicznym Festiwalu Jednego Aktora" - I wręczyłem panu Zbigniewowi tę swoją grafikę (wielkości A-3 ), oprawioną w passe partout w ramie pod szkłem, z dedykacją Towarzystwa Przyjaciół Teatru oraz własną. Ten zwyczaj pozostał do dziś na cyklicznych Spotkaniach Teatru Jednego Aktora (WRO - STJA) we Wrocławiu. Zbigniew Zapasiewicz ścisnął silnie moją dłoń a pani Sawicka, żona aktora, cmoknęła nawet w policzek, kiedy podałem dłoń i ucałowałem jej drobna rączkę, pan Zbigniew grafikę przycisnął do piersi, a po chwili przy owacjach odwrócił ją przodem ku publiczności i posypały się znów rzęsiste owacje na stojąco. Przyznam się, że i ja na tę małą chwilę znalazłem się także w pewnego rodzaju glorii - trochę duma rozpierała, że mogłem właśnie takiemu aktorowi, który wtedy był i wciąż jest moim idolem teatralnym i autorytetem, wręczyć osobiście namiastkę swej sztuki. I jak pamiętam dało mi to także poczucie jakiegoś spełnienia takiego niepisanego obowiązku a jednocześnie ten znak obdarowania publicznego był wprost gestem spontanicznym stron, od samego początku od chwili inicjacji przez Wandę z TV. Kiedy mi zaproponowano, żebym coś przygotował byłem wprost mile rozczarowany - to się bez wątpienia długo pamięta! - zwłaszcza, że spotkanie to było, jakby na Forum, filmowane przez TV regionalną, która na antenie ogólnopolskiej przekazywała relacje z trwania Spotkań teatralnych Jednego Aktora w Polskę. - A poza tym zaświtała mi wówczas taka dość banalna, i przyznam bałwochwalcza jakaś świadomość, że oto moja grafika zawiśnie u Państwa Zapasiewiczów, gdzieś w jakimś kąciku domowo - artystycznym, na ścianie i będzie przypominać im o pobycie na wielu Festiwalach we Wrocławiu. I właśnie dziś, kiedy odszedł Aktor - nazwać go można Głodomor Sztuk Teatralnych, wracam do tamtego czasu, zwłaszcza kiedy dociera taka wiadomość nagle!.

- I jeszcze jeden epizod, żeby zadość uczynić temu wspomnieniu, czyli mej styczności z panem Zbigniewem związany z czasem późniejszym: Kiedyś natknąłem się na Jego postać na Najeździe Poetów na Zamek w Brzegu, gdzie przyjechał w roku 1999 ze swoją żoną i panią pianistką - akompaniatorką, żeby jako Gość specjalny wygłosić monodram słowno-muzyczny pt. "Odejście Pana Cogito" - Zbigniewa Herberta w Sali Tronowej na Zamku Piastów Śląskich, zwanym pochodnie "Małym Wawelem". Natknąłem się na artystów w Brzegu na Rynku, przed ratuszem, u wejścia do BWA, stali w trójkę rozmawiając i podziwiając Ratusz. Miałem wówczas z sobą ostatni numer czasopisma Miesięcznika PAL (Przegląd Artystyczno Literacki) wydawany przy Uniwersytecie w Toruniu, z którym to Miesięcznikiem na stałe współpracowałem (byłem w stopce). Otóż był to pretekst, żeby podejść do aktorów momentalnie: w tym numerze PAL-u pomieszczono krytykę niezależną, nieznanej mi wtedy osoby, o głośnym wówczas filmie Krzysztofa Zanussiego pt. " Życie to choroba zakaźna przenoszona" - Oczywiście w tekście tym pomieszczono fotografię Zbigniewa Zapasiewicza jako kadr z filmu, gdzie był ubrany w biały fartuch, a grał jedną z głównych ról, a mianowicie doktora medycyny z problemem. Poszedłem witając się do artystów - Oczywiście trochę zdziwieni, ale uśmiechnęli się, wyczułem, ze pan Zbigniew rozpoznał mnie z czasu trwania WRO - FTJA we Wrocławiu kilka lat wstecz, i tym bardziej jakby skłonił głowę, powiadam: "Panie Zbigniewie, mam dla Pana taką prozaiczną niespodziankę - bo niespodzianki zawsze czyhają na nas, otóż posiadam przy sobie czasopismo artystyczne wydawane przy Uniwersytecie w Toruniu, w którym pomieszczono omówienie filmu Krzysztofa Zanussiego, gdzie przytoczono pańską grę i sylwetkę, nawet jest foto pańskie, po prostu chciałem ten numer panu wręczyć, gdyż na pewno pan tego nie ma, a materiału krytycznego jest tutaj na kilka stron" - Zapasiewicz przyjął ów fakt do wiadomości i na otwartej przeze mnie stronie odczytał jakieś zdania o filmie Zanussiego : " Wie pan, rzeczywiście niespodzianki za nami chodzą - ja do takich recenzji, czy też omówień, mam stosunek ambiwalentny, ponieważ ostatnio jakieś młode panie coś wypisują, skrobią i nic z tego nie wynika, gdyż czasem po prostu nie mają one wiedzy, a czasem nie oglądają filmów ani sztuk teatralnych - ale piszą coś!, a najczęściej jakieś bzdury bez pokrycia, wypowiadając jakieś swoje czysto prywatne kwestieA propos skąd ta pani wie, a pisze tutaj, więcej o mnie a jeżeli ja sam - niech pan to jej powie. No i niech pan jej to powtórzy dokładnie co powiedziałem - A pana grafika hmmm... wisi u nas na honorowym miejscu" - Aktor podał mi dłoń, dając do zrozumienia, że już czas udać się do Zamku na spektakl. Udałem się na zamek, gdzie poprzedniego dnia trwało tradycyjne czytanie wierszy przez zaproszonych poetów - gdzie mieli za chwile wystąpić artyści z Panem Cogito. A ów numer czasopisma PAL wziąłem z domu tylko po to, żeby przeczytać swój wiersz, jeden z kilku pomieszczonych i był tam wydrukowany, wcześniej napisany tekst, na odejście poety Zbigniewa Herberta - w Plenerze na Podlasiu, bo gdy podano tę wiadomość, chwyciłem za długopis i skreśliłem na jednym oddechu kilka słów porównując Go do Cogito. Tak sobie myślę, ile czasem bywa pomiędzy nami zbieżności sobie przeciwstawianych w czasie: Herbert - Zapasiewicz miejsce - czas, przestrzeń - wyobraźnia, ambicja - profesjonalizm oraz artystyczność - szczerość okoliczności jakby czyhają na swoje spełnienie i łączą się w naszej pamięci, bo i tutaj w tę piękną kolorową i słoneczną jesień, gdy nadawano Imię Poety Gimnazjum w Brzegu, przy okazji trwania najazdu Poetów, gdzie gościła żona Herberta i siostra poety oraz dalsza rodzina , a w kontynuacji tego niezwykłego święta o godzinie 19.oo wystąpili właśnie aktorzy ze wspomnianym monodramem, przy akompaniamencie fortepianu. A był to znakomity spektakl w formie Zapasiewicza, gdzie z właściwym sobie impetem i kunsztem, głosem brzmiącym bardzo pewnie, tryskającą śliną z ust aktor utwierdzony w słowach Pana Cogito - Poety interpretował, jakby siebie - bez najmniejszego zająknięcia, z odpowiednią gestykulacją poetycką, wygłosił był całe "Odejście Pana Cogitio" Zapasiewicz ukochał poezję Herberta jeszcze za życia poety. Przypomina mi się teraz, jak byłem w Warszawie po czasie odchodzenia poety, i przechodziłem obok Pałacu Kultury, mijając osadzony tutaj "Teatr Studio", Zbigniew Zapasiewicz przedstawiał właśnie tutaj "Pana Cogito": duży baner na frontonie, i wokół afisze, z godzinami gry Teatru tego spektaklu, a obok nazwisko: Zbigniew Zapasiewicz. Aktor również sam tutaj grał spektakl, w towarzystwie żony robił swego rodzaju teatr poetycko - artystyczny I bardzo chciałem pójść wieczorem na ten spektakl, poczułem to wezwanie - ale niestety, byłem na krótko, a bilety zostały już wyprzedane na kilka dni wcześniej. Tak sobie myślę dziś, kiedy już odszedł właśnie Aktor, a to słowo pisać trzeba z dużej litery, Aktor - o którego w jakiś bardzo prozaiczny sposób otarłem się, nawet chciałem bardzo pomieścić w swej książce "rozmowę artystyczną" , która ukazała się w 2005 roku, lecz sploty zdarzeń nie pozwoliły się spotkać tak jak z innymi Koryfeuszami Sztuki. Pośród tych czy innych zdarzeń wystarczy zwyczajny błysk oka, czasem tylko on wystarcza za cudowną chwilę porozumienia gdzieś odzywa się w nas na powrót jak u Herberta. Bo przecież mam w tej książce "rozmowę artystyczną" z rodzoną siostrą poety panią Haliną Herbert - Żebrowską, u której gościłem w Otwocku.

Opowiada ona o ich wspólnym dzieciństwie, pani Halina pożyczyła mi nawet zdjęcia ze swego albumu do publikacji tej rozmowy - to piękne! - Podarowałem "na pamiątkę" tego spotkania swoją grafikę. I chociaż to nic nadzwyczajnego to jednak PAMIĘĆ sankcjonuje naszą ludzką moc ciągle poznawczą idącą za każdą intuicjąPóki co się po "Elegię na odejście", bo zakwitła we mnie myśl odczytania i zacytowania jej znamiennego fragmentu na odejście Aktora, fragment wybranego wiersza pt. "Pana Cogito przygody z muzyką"

( str. 36 ) mówi, że muzyka w tym wierszu, i jej ukochanie, to jest właśnie gra artysty - wspomniano, że od muzyki zaczynał pan Zbigniew Zapasiewicz, uczył się dźwięków na fortepianie a został aktorem na deskach, z powołaniem do poezji i gry poetyckiej

Zatem usłyszmy ten wiersz i wsłuchajmy się, niech zabrzmi jakby On sam te kwestię nam interpretował:

()

Pan Cogito

bronił się zawsze

przed dymami czas

cenił konkretne przedmioty

cicho stojące w przestrzeni

uwielbiał rzeczy trwałe

prawie nieśmiertelne

marzenia o mowie cherubów

zostawiał w ogrojcu marzeń

wybrał

to co podlega

ziemskim miarom i sądom

by gdy nadejdzie godzina

mógł przystać bez szemrania

na próbę kłamstwa i prawdy

na próbę ognia i wody

Otóż skoro już jesteśmy przy poezji, każde odejście metaforycznie może być nazwane próbą ognia i wody, a to co było tworzeniem nazwijmy muzyką. Pozostaje tylko NAPIS, zatem przywołam jeszcze jeden wiersz Zbigniewa Herberta, ukochanego poety artysty, z tomu pt. "Napis" (str.) fragment początkowy wiersza pt. "Prolog":

On

Komu ja gram? Zamkniętym oknom

klamkom błyszczącym arogancko

fagotom deszczu - smutnym rynnom

szczurom co pośród śmieci tańczą

Ostatni werbel biły bomby

był prosty pogrzeb na podwórzu

dwie deski w krzyż i hełm dziurawy

w niebie pożarów wielka róża

Zatem niech się pali w nas, w naszej krwi ta róża, niech się toczy dalej gra dla zamkniętych okien, klamek, ulicznych fagotów i szczurów. Śpij Panie Zbigniewie w pokoju i w naszej Pamięci jak ostatni werbel. Część Twej duszy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji