Artykuły

"Pierścień Nibelunga" w pełnym kształcie

Życie teatralno-muzyczne stolicy Dolnego Śląska zostało zdominowane ostatnio przez Festiwal Wagnerowski, który się właśnie zakończył. W jego ramach zaprezentowano w zwartym cyklu pełen "Pierścień Nibelunga" Ryszarda Wagnera. Była to dopiero druga w historii polskiej opery inscenizacja pełnej tetralogii - recenzja Adama Czopka w Naszym Dzienniku.

Wrocławski festiwal poprzedziły, rozłożone na trzy lata, premiery poszczególnych części "Pierścienia". Najpierw w październiku 2003 roku obejrzeliśmy "Złoto Renu", równo rok później weszła na scenę "Walkiria", a w czerwcu 2005 roku - "Zygfryd". Całość zamyka wystawiony w czerwcu tego roku "Zmierzch bogów" [na zdjęciu]. Twórcą wrocławskiej inscenizacji jest prof. Hans-Peter Lehmann. Stworzył on dynamiczne widowisko, w którym akcja została wywiedziona z pulsu muzyki. Wszystko, co dzieje się na scenie, ma swoje oparcie właśnie w muzycznej materii i rozgrywane jest w prostych dekoracjach Waldemara Zawodzińskiego. Całej akcji towarzyszy potężna metalowa półkolista konstrukcja i podzielona na dwa, czasami trzy poziomy scena. To w tej przestrzeni mamy podwodny świat Cór Renu, podziemne królestwo Nibelungów, potężną Walhallę, siedzibę Wotana i bogów. Akcja wyznaczona przez nienawiść, chciwość, żądzę władzy i miłość biegnie dynamicznie i czytelnie. Kolejne obrazy, wspomagane znakomitą grą świateł i projekcji, są konstruowane z logiczną dbałością o każdy detal i o klimat.

Żałuję bardzo, że z racji wcześniej podjętych zobowiązań nie mogłem oglądać "Złota Renu" i "Walkirii", ale z godnych zaufania relacji wiem, że oba przedstawienia zakończyły się pełnym sukcesem. Takim samym sukcesem zakończyły się spektakle "Zygfryd" i "Zmierzch bogów". Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt zgromadzenia dobrej międzynarodowej obsady, która może z powodzeniem stanąć na większości europejskich scen.

W "Zygfrydzie" największe wrażenie pozostawiła znakomita pod każdym względem kreacja Uwe Eitöttera, który z partii karła Mimego uczynił autentyczny majstersztyk. Imponował pięknym i naturalnym prowadzeniem głosu oraz wyrazistym aktorstwem. Nie mniejsze brawa należą się Leonidowi Zakhozhaevovi za piękne zaśpiewanie morderczej partii tytułowego bohatera. Tutaj podziwialiśmy interesujący, pełen blasku głos, znakomitą technikę i wokalną swobodę w każdym rejestrze. Świetną Brunhildą okazała się Barbara Schneider-Hofstetter, dysponująca pięknie brzmiącym i pełnym blasku sopranem o imponującej mocy. Słynnego duetu Zygfryda i przebudzonej Brunhildy z III aktu w ich wykonaniu słuchało się z prawdziwą satysfakcją. Interesującą postać Wędrowca (Wotana) stworzył Bogusław Szynalski, a Erdy - Barbara Bagińska.

W "Zmierzchu bogów" już tak pięknie nie było! Śpiewający zbyt forsownie partię Zygfryda Peter Svensson nie powalał urodą głosu, na dodatek przez dwa akty pozostawał na granicy wokalnej poprawności. Niestety, w trzecim akcie nie wytrzymał kondycyjnie; najpierw trafił mu się piękny "kogut", a później już co chwilę głos odmawiał mu posłuszeństwa. Inaczej było z Nadine Sekunde śpiewającą partię Brunhildy, która tym razem jakoś nie budziła mojego entuzjazmu, ani barwą głosu, ani jego blaskiem i płaskim brzmieniem. Miałem wrażenie, że przez pierwsze dwa akty bardzo się oszczędzała, i przyznaję, że trochę nieufnie zasiadałem do oglądania trzeciego aktu. I tu spotkało mnie miłe zaskoczenie - wielki finałowy monolog "Starke Scheite" został zaśpiewany naprawdę dobrze. Głos solistki zyskał właściwy blask, wyrównała się intonacja, a ekspresja nabrała głębi. Dobre wrażenie pozostawili też wykonawcy pozostałych partii: obdarzony potężnym basem Paweł Izdebski jako świetny Hagen, Stefan Stoll w partii Gunthera i Maciej Krzysztyniak jako Alberich. Słowa uznania należą się Ewie Vesin za pięknie zaśpiewaną partię Gutruny. W jej kreacji można było podziwiać wspaniale brzmiący głos i znakomite aktorstwo.

Na pełny sukces wrocławskiego "Pierścienia" złożyła się też dobrze przygotowana i grająca 120-osobowa orkiestra precyzyjnie prowadzona przez Tomasza Szredera. Interpretacja zachwycała nie tylko spójnością i finezją brzmienia, ale również, gdy było trzeba, jego potęgą i dramatyczną intensywnością. Dyrygent zadbał, by muzyka nasycona emocjami pulsowała właściwym nerwem dramatycznym i ekspresją, nie tracąc nic z klarowności, wyrazu i czytelności ponad stu motywów przewodnich stanowiących osnowę muzycznej konstrukcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji