Artykuły

Na tropie tragedii. Rozmowa z Markiem Pruchniewskim i Markiem Wortmanem

- Usiłujemy w tym tekście zadać pytanie, czy jest w nas miejsce na winę, karę, pokutę. Nie są to abstrakcyjne pytania, lecz realne wybory, przed którymi stają bohaterowie. Fakt, że wszystko rozgrywa się w kręgu najbliższych, powoduje, że wybory nabierają tragicznego wymiaru - Dorocie Jovance Ćirlić opowiada Marek Pruchniewski.

Dorota Jovanka Ćirlić: Sztuka panów, najkrócej rzecz ujmując, mówi o odpowiedzialnym rodzicielstwie. Dlaczego właśnie ten temat?

Marek Pruchniewski: Nie wiem, czy "Nasz syn" jest sztuką o odpowiedzialnym rodzicielstwie. Z pewnością jest sztuką o dramacie rodzicielstwa, o upadku i rozpadzie rodziny. O zmaganiu się bohaterów z losem, który ich dotknął, z czynami, które popełnili, a przede wszystkim z ich konsekwencjami.

Usiłujemy w tym tekście zadać pytanie, czy jest w nas miejsce na winę, karę, pokutę. Nie są to abstrakcyjne pytania, lecz realne wybory, przed którymi stają bohaterowie. Fakt, że wszystko rozgrywa się w kręgu najbliższych, powoduje, że wybory nabierają tragicznego wymiaru. "jak będziemy żyć?" - pyta matka, kiedy uświadamia sobie, że jej syn jest mordercą. Ta historia to próba postawienia pytania o sumienie. Tu i teraz. Sumienie każe naszym bohaterom stoczyć walkę z więzami rodzinnymi, miłością, nadzieją, planami na przyszłość. A także z tym wszystkim, co instynktowne i pierwotne.

Czy ma pan wrażenie, że zbyt rzadko pochylamy się w teatrze nad traumatyczną rodziną?

Pewnie tak jest. Truizmem będzie stwierdzenie, że rodzina jest fundamentem świata czy też światem w mikroskali. Rodzinne traumy wiarygodnie i boleśnie pokazane w teatrze mogą nam bardzo wiele powiedzieć o nas, o rzeczywistości, w której żyjemy. Jeśli chodzi o mnie, mam wrażenie, że dotykam ich zbyt często. Wystarczy przypomnieć "Historię noża", "Łucję i jej dzieci". Teraz "Nasz syn". A plany na przyszłość też nie zapowiadają rodzinnej sielanki.

Jeśli pisze pan o tym zbyt często, to dlaczego?

Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Nie szukam ani nie tropię takich historii. Ciągle myślę o napisaniu komedii albo przynajmniej czegoś w tonacji Pielgrzymów czy Wesołego miasteczka. Ale to te tragiczne historie nie dają mi spokoju, dotykają mnie, uruchamiają moją wyobraźnię i domagają się zapisania.

W tej sztuce dramat dokonuje się między słowami. To, co niewypowiedziane, buduje dramaturgię tekstu. Ojciec i Matka odprawiają rytuały codziennego życia, a za zamkniętymi drzwiami sąsiedniego pokoju Syn próbuje stawić czoło popełnionej zbrodni. Twierdzi, że stało się to przypadkiem. O czym chcieliście nam powiedzieć?

Marek Wortman: Zanim Matka odkryje, co naprawdę się stało, nie ma dramatu między słowami. Dopiero kiedy uświadomi sobie, że w domu mieszka syn-zabójca, stanie przed prawdziwym problemem. Wie, co to znaczy, a jednocześnie i ona, i Ojciec rozumieją, że w porządku ludzkim nie ma jednoznacznych rozwiązań - jest wina, potem kara, Syn musi iść do więzienia. Więzienie przecież nie naprawia ludzi. A oni się przecież kochają. Przypadkiem okazało się, że nie są kryształowi. I nie jest żadnym usprawiedliwieniem to, że inni też kradną, zabijają

Pamiętajmy jednak o Synu. Jak w amerykańskim kinie, jego życie, powtórzmy to jeszcze raz, przypadkiem się zmieniło. Uznał, że musi zabić. Zbrodnia rodzi się pod naszym bokiem.

Zrobił to ze wstydu, bo został przyłapany. Jest normalnym młodym człowiekiem, nie ma cech zbrodniarza. Chciał bez wiedzy właściciela pożyczyć sobie jego pieniądze i zacząć samodzielne życie, ale tamten się obudził i Jak trudno teraz stanąć na własnych nogach. Niektórzy postanawiają pójść na skróty.

Czy nie jest przypadkiem tak, że ludziom łatwiej żyć z kłamstwami niż z prawdą?

Matka chciałaby żyć w prawdzie, idzie na policję, by ujawnić mordercę. Ale to okazuje się nie takie proste. Życie wymusza na nas ostrożność w stosunku do prawdy, bo też trwanie przy niej wymaga heroizmu. Otwarcia na ciosy.

Tak precyzyjnie skonstruowany w sferze znaczeń dramat domagał się określonej formy. Panowie zdecydowali się na wyraźnie zrytmizowaną formę, ni to wiersz, ni to elegia, może żałobny śpiew nad grobem

We wszystkich tych formach jest bardzo silnie zawarta emocjonalność. O to nam chodziło, wycisnąć tyle emocji, ile się da. Ale jednocześnie - ponieważ sytuacja, z którą mierzą się bohaterowie, ma w sobie duży ładunek melodramatyczności - trzeba ją było ująć w karby. To archetypiczna sytuacja, składająca się z kilkunastu, kilkudziesięciu scenek. Pomiędzy nimi zapada ciemność.

Może wtedy zagra orkiestra weselno-pogrzebowa?

Wystarczy czysty dźwięk skrzypiec. Nie pokazujemy morderstwa na scenie. Sprawiedliwość zatryumfowała w sposób okrutny. Syn popełnił samobójstwo. Chcemy, by czytelnicy mogli bohaterowi współczuć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji