Artykuły

Nazywam ich szambolikami. Rozmowa z Henrykiem Gałą

- Polskość, jako wartość sama w sobie, jest proweniencji archiwalnej, a przeniesiona we współczesność, skazuje nas na anachronizm zagrażający państwu. To może zbyt daleko idące określenie, ale cóż, taka polskość nie jest państwowotwórcza - Justynie Jaworskiej opowiada Henryk Gała.

Justyna Jaworska: Pański dramat został wyróżniony w historycznym konkursie Ośrodka KARTA, ale napisał pan sztukę zupełnie współczesną. Materiały archiwalne wydają się tu zaledwie pretekstem - do czego?

Henryk Gała: Do tego, co myślę o sobie i o Polakach dzisiejszych, szczególnie o tych, których życiowe drogi stały się albo stają "archiwalne" (cudzysłów, bo cytuję termin z pytania). Przeżywamy czas spiętrzenia, nakładania się życiorysów, i to kilku pokoleń jednocześnie. To konfrontacja, walka o przeszłość, ale przecież formująca mentalne składowe tożsamości.

Przeżywamy czas mniej lub bardziej świadomego wyboru tego, co z przeszłości warto zabrać ze sobą dalej, a czego nie powinniśmy zabierać. Trzeba się przyjrzeć, z czego składamy nasze przekonania o Polsce i Polakach, o rodzinie i obcych, aby przestać używać anachronicznych, zmitologizowanych sztanc, aby wreszcie, jako obywatelska zbiorowość, wydorośleć, zaakceptować siebie wedle zasad równowagi. Jak choćby ostatnio, w wyborczej reakcji na recydywę niektórych polskich mitów.

Ja nie inscenizuję archiwów, ale bez nich, bez tego, co w nich jest jawne, a także zamknięte, nieujawnione, moi bohaterowie graliby w telewizyjnym tasiemcu. Na co nie chciałbym ich narażać.

A co pana uderzyło w numerach KARTY?

To źródło bardzo cennych zapisków przeszłości. Cennych, bo autorsko spersonalizowanych, często osobistych, od-ludzkich. Kiedy wyczytałem informację o konkursie, byłem w trakcie szukania materiałów na opowiadanie o tym, dlaczego musimy, z pewnym racjonalnym wyrachowaniem, radzić sobie jakoś z tymi politykami i ich pretorianami, których razem nazywam szambolakami. Teatralnie byłem, można powiedzieć, świeżo wypisany, bo rok wcześniej ukończyłem "Do północy Małpi Gaj" (w: Henryk Gała Scena mała i mniejsza, Łomża 2005), rzecz o transformacji w Sarmacji, współczesną, choć nie bez historycznych ruin. Ale widać "historia na dramat" była wystarczająco pociągająca pisarsko, żeby wziąć w tym udział.

 

Postać Władysława budzi litość i trwogę. Chciał pan przedstawić potwora?

Nie, to człowiek w dolnych granicach normalności. Choć są zapewne tacy, dla których to górny jej pułap. To wcale nie tak rzadki dzisiaj typ o mentalności spartańskiej, dążący do dychotomicznej wizji świata, bo tylko taka w jego umyśle i doświadczeniu porządkuje rzeczywistość, bez względu na skutki i koszty własne. Świat ciągle jest pełen zwolenników radykalnego naprawiania ludzkości.

 

Władysław jako polski paranoik nie potrafi się już zmienić. To chyba najsmutniejsze w formacji mentalnej, którą reprezentuje. Czy dobrze odczytuję pański pesymizm?

Tak, ale to nie pesymizm, tylko racjonalizm. Polskość, jako wartość sama w sobie, jest proweniencji archiwalnej, a przeniesiona we współczesność, skazuje nas na anachronizm zagrażający państwu. To może zbyt daleko idące określenie, ale cóż, taka polskość nie jest państwowotwórcza. Nie tylko w ekonomii, także dla poczucia tożsamości nie wystarcza już skala wartości podstawowych, które zdaje się wyznawać Władysław: najpierw jestem Polakiem, potem katolikiem, a na końcu człowiekiem. Władysław to ideowiec samozakłamujący się w takim stopniu, że rzeczywiście, jak pani zauważyła, już nic nie zdoła go zmienić. Ale jest jednym z nas i do nas, tych innych, należy pilnowanie, aby to nie jemu podobni mościli dla wszystkich wspólny dom. Ta niewyszukana metafora nasunęła mi się nie bez historycznego czy historycznoliterackiego powodu. Pierwsza wspólna książka wrocławskich pisarzy po odzyskaniu głosu, niepełnym, ale zawsze, w 1956 roku nosiła tytuł W odzyskanym domu. Różnie było z tym odzyskaniem, wiadomo, co dzisiaj przypominają nam po swojemu niektórzy Niemcy, ale znaleźliśmy się w tym domu i na inny szans nie było. Aby żyć, musieliśmy uznać, że to wspólny dom. Wspominam o tym, bo Chociaż tyle dzieje się wśród ludzi z tego domu, co nie pozostaje bez wpływu na to, jacy oni są. Tak jak my wszyscy zresztą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji