Artykuły

Dulska to Dulska

Kiedy uczęszczałam do szkoły teatralnej, profesor Grzegorz Sinko, udzielający nam nauk z zakresu dramaturgii obcej, zwykł mawiać: po co czytać dramaty? Nie lepiej to pójść na dwie godziny do teatru i posłuchać... niech się inni męczą! Pewno, że lepiej, pod warunkiem, że tekst mówiony ze sceny w ogólnych przynajmniej zarysach przypomina tekst wydrukowany na papierze. A nie da się tego powiedzieć o licznych wybitnych spektaklach, czy to chodzi o Czechowa, czy o Mickiewicza. Zasada poznawania dramatu przez ucho sprawdza się natomiast idealnie na spektaklu Moralność pani Dulskiej wyreżyserowanym przez Ignacego Gogolewskiego w Częstochowie, z okazji jubileuszu 70-lecia Teatru im. Mickiewicza.

Dulska Gogolewskiego z tytułową rolą Emilii Krakowskiej nie dzieje się ani wcześniej, ani później, niż sobie zawinszowała autorka. Podkreśla to niemal realistyczna, z lekka podstylizowana dekoracja Józefa Napiórkowskiego, utrzymana w kojących zieleniach i seledynach. Na ich tle jaskrawo odbijają atłasowe kostiumy Juliasiewiczowej (Małgorzata Marciniak), pastelowe kombinacje Hesi i Meli (Agata Ochota i Agnieszka Sztuk), a przede wszystkim domowe i wyjściowe kreacje Anieli Dulskiej, której płaszcz, ozdobiony dwoma lisami, nie licząc ogonów luzem, to rozpasany poemat plastyczny sam w sobie. Dulska dominuje na scenie temperamentem, natężeniem głosu i gabarytami -to ostatnie dzięki trickowi obsadowemu. Felicjan bowiem (ogromnie sympatyczna rola Andrzeja Iwińskiego) wygląda przy okazałej połowicy jak przecinek, a chcąc cmoknąć ją w czoło, musi niemal podskoczyć. Nie dziwimy się, że bez jawnego buntu udaje się na spacer zdrowotny dookoła stołu i przystaje na haniebnie skąpe wydzielanie kawiarnianych funduszy.

Po kilku tygodniach od premiery zespół sprawia wrażenie dogranego, a w każdym razie nie ma tu ról ewidentnie słabych, zasługujących tylko na kręcenie nosem. Przedstawienie jest śmieszne - i w tym jego główna siła. Ignacy Gogolewski zatytułował wprawdzie swą wypowiedź. w programie Mieć czy być?, ale taki egzystencjalny, filozoficzny ton jest trochę na wyrost. Owszem, przejawów pazerności u nas dostatek, ale nie wiem, czy to akurat wyróżnia czasy, w których żyjemy, i ogół ludzi, wśród których żyjemy. Zapolska napisała dramat o chciwym, żyjącym wedle podwójnej moralności babsku. Dramat ów stał się klasyką i wszedł do kanonu lektur dlatego właśnie, że mówi o odwiecznych cechach, tak samo sprawdzających się w starożytnej farsie atellańskiej, jak w naturalistycznej "farsie kołtuńskiej".

Dulska Krakowskiej jest patologicznie przywiązana do jedynego syna i stąd całe zło. Krytyczna i uszczypliwa wobec wszystkich, z traktowanymi jak rekwizyty córkami włącznie, dla najgorszych brewerii Zbyszka ma bezgraniczną pobłażliwość. Matki biologicznie oszalałe na puncie swych dzieci zatracające miarę w ocenach, to nie rzadkość. Tyle że Dulska nie jest z temperamentu idealistką ani refleksyjną intelektualistką, lecz kwoką -lub, jak kto woli - lwicą, walczącą o swoje szczenię, choć ma ono wąsy pod nosem. Ten mocno podkreślony rys szczęśliwie odrywa sztukę od kontekstów społecznych czy ekonomicznych, dając jej ludzki, nie kukiełkowy wymiar. Narracja jest lekka przez wodewilowe, refrenowe zamknięcia scen choreograficznymi układami. Miły teatralny bibelot, dopracowany w szczegółach i, mimo tytułu, nie moralizujący zbyt natrętnie. Publiczność spod Jasnej Góry śmieje się szczerze. Choć nie jest to sardoniczny śmiech Gogolowski, wcale to nie umniejsza jego ozdrowieńczego działania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji