Artykuły

Moralność pani Dulskiej

Szkolne wyjście do teatru, ładna pogoda, wszyscy zadowoleni, uśmiechnięci, nie ma lekcji. Każdy jest ciekawy, tym bardziej, że utworem przedstawianym ma być "Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej - tragifarsa niezwykle ciekawa, zabawna i mądra.

Spektakl odbył się w białostockim Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki. Na deskach dużej sceny wystąpili aktorzy tegoż teatru, a całość wyreżyserował Waldemar Śmigasiewicz. Dzieło zostało pokazane w dwóch odsłonach.

Na wstępie swojej subiektywnej oceny muszę przyznać, że wizja reżysera rozminęła się nieco z moją własną, co momentami wyraźnie przeszkadzało mi w odbiorze. Według mnie Zapolska doskonale wszystko przemyślała, pisząc w ekspresowym tempie ten utwór. Wizerunek postaci, ich temperament, wypowiedzi, jak i scenografia stanowią doskonałą całość, gdzie wszystko jest na swoim miejscu i ma swoje znaczenie. W związku z tym uważam, że każde odejście od pierwotnej wizji autorki, silenie się na oryginalność jest w tym przedstawieniu zbędne i wręcz szkodzi całości. Mam tu na myśli przede wszystkim scenografię, jak i postać głównej bohaterki, które rzuciły dość głęboki cień na moją ocenę spektaklu.

U Zapolskiej akcja

dzieje się w kamienicy w saloniku Anieli Dulskiej: "Dywany, meble solidne... rogi obfitości, sztuczne palmy, landszaft haftowany za szkłem... stara piękna serwantka mahoniowa i empirowy ekranik". W teatrze natomiast, scenograf Maciej Preyer przeniósł w bliżej nieokreślone miejsce (prawdopodobnie podwórze); w każdym razie, akcja dzieje się przed drzwiami salonu. Trzeba przyznać - oryginalne rozwiązanie, które nawet sprzyja Ukazaniu stosunków rodziny Dulskich z sąsiadami, ale czy na pewno trafne? Fakt - wyraźnie możemy zaobserwować Kokotę - Krystynę Kasprowicz, która raz po raz prowokacyjnie przechadza się po korytarzu i Stróża, rola Bernarda Bani - cichego obserwatora całych zdarzeń. Ten dopiero może o Dulskich naopowiadać! Ale czy o to właśnie chodziło? Wydaje mi się, że nie jest to najtrafniejsze rozwiązanie. Gdzie typowe dla Dulskiej chowanie spraw we własnych czterech ścianach? Czy Dulska wyszłaby przed drzwi prać brudy swojej rodziny? Odpowiedź jest jasna - nie. Oprócz tego dziwacznie wygląda, jak Hesia i Mela grzeją nogi przy niewidzialnym piecu, który bądź co bądź spełnia dość ważną rolę w utworze. Tam się siedzi, aby ogrzać, tam zasypia na stołeczku służąca Hanka, a ojciec Felicjan na nim trzyma cygara. Nie widzimy też wspomnianych wcześniej elementów wystroju, świadczących o kiepskim guście gospodyni i sławnego

stołu, wokół którego spacerował pa: Dulski. W tym miejscu rodzi się pytanie - skąd ten pomysł? Można przypuszczać, że twórcy zastosowali skromna scenografię po to, abyśmy bardziej skupili się na grze aktorów albo dla podkreślenia surowości tego niby-domu. Nie wiadomo. Jednakże wiem jedno - mnie ta koncepcja nie przekonała.

Drugim elementem

przedstawienia, na którym się zawiodłam była kreacja Doroty Radomskiej w roli pani Dulskiej - względem mojego wyobrażenia jest to rola odwrócona o sto osiemdziesiąt stopni.

Nie znalazłam w niej praktycznie hic z książkowej Dulskiej, może oprócz tego, że równie dużo krzątała się bez potrzeby (...).

Według mnie Dulska z Teatru Węgierki przypomina bardziej taką współczesną, zagubioną rozdartą psychicznie, podłamaną kobietę w średnim wieku, która - zdeterminowana przez czynniki zewnętrzne - nie potrafi być bezwzględna na miarę Dulskiej. Widzimy, że częściej załamuje ręce, aniżeli "po dulsku" walczy. W chwili, gdy pojawia się problem Zbyszka i Hanki widzimy ją aż nadto bezradną, schowaną w cieniu Juliasiewiczowej zbyt skrzętnie.

Od postawy Dulskiej zależne jest zachowanie innych członków rodziny. W związku z tym gra innych bohaterów, choć dobra, traci wiele w zestawieniu z osobą Dulskiej. Weźmy na przykład scenę tragicznej wypowiedzi Meli, kiedy żali się Zbyszkowi jak jej ciężko, jak cieszy się, że odezwał się do niej łagodnie. Ta i kilka innych scen, choć odpowiednio przedstawione przez aktorów, w zestawieniu z grą Radomskiej mogą wydawać się nieco przerysowane, bo czy ta Dulska jest taka straszna? Podsumowując: kreacja Dulskiej jest blada, sztywna, zbyt łagodna i niedopracowana. Taka jest moja opinia. Zawiodłam się.

Na szczęście

tytułowa bohaterka nie jest sama i obserwujemy jeszcze zmagania innych bohaterów tragifarsy. Weźmy Zbyszka: młody, rosły mężczyzna, swobodne ruchy, "luźna" zewnętrzność, cięty język, pokazane odpowiednio wyraźne. Aktor podkreśla Zbyszkowe zniechęcenie, ubolewanie nad pochodzeniem i stosunek do kobiet i zabawy. Trochę tylko za mało wyraźnie zostały pokazane jego powierzchowne bunty i zgrywanie się na dekadenta, bardziej - leniwa natura.

Godna uwagi jest również wyśmienita gra Justyny Godlewskiej w roli Hesi. Artystka doskonale wcieliła się w rolę dorastającej dziewczynki, niesfornej i bardzo energicznej, nieraz może aż nadto rozbrykanej. Śmieszy nas każdy gest i wypowiedziane przez nią słowo (...).

Doskonałą kreację stworzył Krzysztof Ławniczak, grający pana Dulskiego. Felicjan jest zastraszony, całkowicie poddany despotycznej żonie, pogodzony ze swoją sytuacją zahukanego męża. Kiedy

tylko pojawił się na scenie, skupiał na sobie całą uwagę publiczności. Pospieszne dreptanie, wystraszone oczy, niespokojne ruchy - niczym zlękniony zwierz pod batem tresera-żony spaceruje wokół stołu (szkoda, że stół jest tu niewidoczny). Nie mówił nią ale każdy jego najzwyklejszy ruch był niezmiernie wymowny i bawił nas bardzo.

Ciekawa jest również rola Hanki -Arieta Godziszewska skutecznie zaskakuje nas w momencie buntu przeciw Dulskim (...).

Sztukę "Moralność pani Dulskiej' Gabrieli Zapolskiej, w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza, polecam przed lekturą książki, jeśli nie chcemy zawieść się kreacją pani Dulskiej i po lekturze, jeśli chcemy ją sobie utrwalić i jeszcze raz się pośmiać. Z obu obrazów wyciągniemy dla siebie coś innego i doskonale się uzupełnią.

Oglądając spektakl nie tylko serdecznie uśmiejemy się, ale i zapoznamy się z katechizmem kołtuństwa, z niewzruszonymi zasadami, szalonym sprytem, psim węchem, znieczulicą i głupotą. Będziemy świadkami potwornego dramatu dziejącego się w domu-twierdzy; dramatu ludzi sobie obcych, zepsutych, samotnych i bezdomnych. Obyśmy tylko po wyjściu zauważyli, że to już koniec spektaklu. Tego wszystkim i sobie życzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji