Artykuły

Różewicz żartuje z telewizji

"Trelemorele" w reż. Piotra Łazarkiewicza w Teatrze Telewizji. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

Nieudany spektakl "Trelemorele" Tadeusza Różewicza pokazano w telewizyjnym Studiu Teatralnym "Dwójki"

"Trelemorele" Tadeusza Różewicza reklamowane były jako wydarzenie samo w sobie. Przecież - padał argument - to pierwszy utwór wielkiego poety pisany dla teatru od 12 lat, kiedy powstała "Kartoteka rozrzucona".

Już jednak w tym krótkim wprowadzeniu, które oddaje apetyty, z jakimi czekano na te premierę Studia Teatralnego "Dwójki", coś się nie zgadza. "Trelemorele", nieprzypadkowo opatrzone podtytułem "Scenariusz dla telewizji publicznej i prywatnej" sprawdzają się bowiem zapewne w lekturze. Ledwie pięciostronicowy absurdalny poemat Różewicza da bowiem satysfakcję wszystkim tym, którzy szukają odwołań poety do jego dawniejszych dramatów, lubią smakować jego pełne groteskowych powtórzeń i porównań frazy. Tak ujmowane "Trelemorele", choć obok najlepszych dziel autora "Na czworakach" nawet nie leżały, mogą przynieść satysfakcję. Wtedy jednak interpretację należy pozostawić czytelnikowi. Nie pchać mu przed oczy gotowych obrazów.

Właśnie w nich pies pogrzebany. "Trelemorele" to, wbrew obiegowym opiniom, wcale nie tekst pisany dla teatru. To pamflet na telewizję, nieważne, czy publiczną, czy prywatną. Jeśli więc znajduje (jak miało być) swoje miejsce w telewizji, musi uzyskać właściwą telewizyjną formę. Gdy jej brakuje, dziełko Tadeusza Różewicza zaczyna razić efektownie opakowaną w literaturę pustką. Można uśmiechnąć się kilka razy, słysząc piętrowe żarty poety, można po raz kolejny dojść do wniosku, że Jan Peszek i Maria Peszek to wykonawcy stworzeni wprost do udziału w tego rodzaju absurdalno-abstrakcyjnych widowiskach. Jednak nie zmieni to faktu, że para poszła w gwizdek. Z dużej chmury mały deszcz.

Tadeusz Różewicz napisał bowiem drobny żart, coś, co w zebranych dziełach pisarza mogłoby co najwyżej pełnić funkcję Bulhakowowskich "notatek na mankietach". Poeta zadaje oczywiście kłam ewentualnym myślom, że oto usunął się w cień, odsunął od głównego nurtu dotykających na wszystkich wydarzeń. Jest wręcz przeciwnie. W "Trelachmorelach" Różewicz udowadnia ponad wszelką wątpliwość, że trzyma rękę na pulsie, śledzi i bacznie obserwuje świat. Jego obserwacje, podlane obficie sosem wyrafinowanej ironii typowej dla pisarza, zadziwiają celnością. Jednak bezpardonowych ataków na media, a w szczególności telewizję, mieliśmy już bardzo wiele.

"Trelemorele" odróżnia od innych typowy dla Różewicza styl, ale wnioski zostają te same. Telewizja to rezerwuar kultury, instrument rozmiękczania mózgów i wypaczania gustów. O estetyce rzecz jasna nie można nawet wspominać. Wszystko - rozrywka spod znaku idiotycznych teleturniejów i seriali, reklamy, informacje włącznie z doniesieniami z frontów wojen, nawet niewinne z pozoru filmy przyrodnicze mieszają się wjedną zalewającą oczy magmę. Tadeusz Różewicz postanowił to wyśmiać, ale z jakichkolwiek diagnoz zrezygnował.

Niekorzystne wrażenie potęguje jeszcze telewizyjne widowisko wyreżyserowane przez Piotra Łazarkiewicza. Mieniące się przeróżnymi barwami, żonglujące telewizyjnymi sztuczkami, nie pozwala skupić uwagi na tekście, choć przecież on miał tu być najważniejszy. Mnogość efektów, za które Łazarkiewicz ze współpracownikami na pewno nie dostaną Oscara, dodatkowo nuży. Maria i Jan Peszkowie, dokonujący cudów fizycznej transformacji, odrobinę tracą czas, powoli zlewając się z błyszczącymi telewizyjnymi obrazkami. W efekcie całość - chociaż trwa tylko 40 minut - staje się seansem trudnym do wytrzymania. Najgorzej jednak, że w tej sytuacji ostrze miniatury Tadeusza Różewicza godzi w nią samą. Przytłoczona rozbuchaną formą narzuconą przez autorów spektaklu, przykrywającą niepotrzebnie tekst, staje się częścią tej samej sieczki, którą wyszydza wielki poeta. Łazarkiewicz wprowadza do inscenizacji postać widza, który steruje telewizyjnym ruchem za pomocą pilota, zmieniając kanały. Obawiam się, że widz jego spektaklu po zaskakująco krótkim czasie zrobi to samo.

Jakie więc mamy wyjście? Czekać na "prawdziwy" teatralny utwór Tadeusza Różewicza, bo "Trelemorele" przy wszystkich słabościach udowadniają, I że naprawdę warto.

"Trelemorele" Tadeusza Różewicza, reż. Piotr Łazarkiewicz, Studio Teatralne "Dwój ki", emisja 15 października

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji