Artykuły

Dwa spojrzenia na teatr

"Trzy stygmaty Palmera Eldrichta" w reż. Jana Klaty ze Starego Teatru w Krakowie i "Mojo Mickybo" w reż. Wiktora Rubina z Teatru Krypta w Szczecinie na V Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Anita Naumiec w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

To były dwa mocno kontrastowe przedstawienia Kraków wystawił "Trzy stygmaty Palmera Eldrichta" - z olśniewającą scenografią, ale ubóstwem treści, z kolei w "Mojo Mickybo" [na zdjęciu] szczecińskiego Teatru krypta na scenie pojawiło się tylko dwóch aktorów, których jednak nie da się zapomnieć.

Krakowskie przedstawienie wyreżyserował Jan Klata jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci współczesnego teatru. Spektakl powstał na podstawie powieści science fiction Philipa K. Dicka. Reżyser chciał stworzyć coś oryginalnego, niebanalnego i rzadko pokazywanego w teatrze.

Karkołomnym zadaniem byłaby próba opisania akcji przedstawienia. Spektakl zawiera tak wiele wątków, już po kilkunastu minutach nieuważny widz może się zagubić w świecie wykreowanym przez Klatę. Dwie korporacje, zajmujące się sprzedażą narkotyków, walczą ze sobą o panowanie na rynku. Bohaterowie spektaklu dzięki nowościom technicznym mogą podróżować i mieszkać na Marsie. W tle tego wszystkiego pojawia się zwyczajna miłość - uczucie mężczyzny, który próbuje odzyskać swoją byłą żonę.

Spektakl jest pełen efektów specjalnych rodem z filmu. Bogata jest scenografia stworzona przez Justynę Łagowską - podłoga podświetlana na różne kolory, wielki telebim, który służy do rozmów telefonicznych, a jednocześnie jest ekranem (pojawiają się na nim teksty piosenek, jak w barach karaoke), wielkie gabloty, w których prezentuje się produkty korporacji Leo Bulera (Jan Peszek).

Łagowska jest także odpowiedzialna za reżyserię świateł, które są jednym z najważniejszych elementów widowiska (trudno ten spektakl określić inaczej). Zapewne widzom na długo zostanie w pamięci zielony tunel, do którego "wchodzą" w pewnym momencie przedstawienia. Choć wydaje się, że to efekt bardzo zaawansowanej techniki, w rzeczywistości to perfekcyjna gra dymu i światła.

Spektakl jest krytyką konsumpcyjnego stylu życia - metaforą tych pragnień są Perky i Walt - łudząco podobni do dobrze znanych w naszej kulturze Barbie i Kena. Jan Klata chce ośmieszyć świat, w którym dominuje powierzchowna ocena człowieka, gdzie ważniejsze jest lukrowane kłamstwo, niż smutna prawda. Bohaterowie uciekają w"idealny świat", zażywając narkotyki. Tam czują się piękni, doceniani, szczęśliwi. Rzeczywistość przestaje być dla nich ważna, liczy się tylko wyimaginowana przestrzeń, którą wykreowali w swoich umysłach.

Oglądając "Trzy stygmaty Palmera Eldrichta", ma się jednak poczucie pewnej niekonsekwencji. Reżyser krytykuje życie, gdzie liczy się tylko sztuczne opakowanie, a sam tworzy spektakl, w którym to opakowanie wydaje się być najważniejsze. Spektakl Klaty jest owinięty w ładny papier i przewiązany kolorową wstążeczką, jednak treści tam niewiele. To, co powinno być jego istotą, gubi się gdzieś pomiędzy migotaniem świateł.

Dobrze, że obok wspaniałej scenografii pozostaje w nim jeszcze podziwianie gry aktorskiej. Aktorzy udowadniają, że potrafią odnaleźć się nawet w pełnej tanich chwytów scenografii. Nie pozwalają, by zepchnęła ich na dalszy plan. Sceny tańca Jana Peszka budzą ospałą już nieco publikę. Drewniane, karykaturalne i sztuczne ruchy Perky i Walta znakomicie odtwarzają Małgorzata Gałkowska i Juliusz Chrząstowski.

Na przeciwległym biegunie stylistyki teatralnej znajduje się drugie z pokazanych w poniedziałek przedstawień - "Mojo Mickybo" w reżyserii Wiktora Rubina. Autorem dramatu jest Owen McCafferty, który osadza jego akcję w Irlandii Północnej, w latach 70. XX wieku, podczas trwającej wojny domowej. Wydarzenia społeczne i polityczne są jedynie tłem - głównym tematem dramatu jest przyjaźń pomiędzy małymi chłopcami Mojo (Paweł Niczewski) oraz Mickybo (Grzegorz Falkowski). Dramat został tak skonstruowany, że dwóch aktorów odgrywa kilkanaście postaci.

Scenografii w tym przedstawieniu brak. Aktorzy podejmują się bardzo trudnego zadania - przez ponad godzinę publiczność całą swoją uwagę skupia właśnie na nich. Nie mogą ukryć się za żadnym rekwizytem, na scenie liczą się tylko ich kreacje.

Niczewski i Falkowski bardzo dobrze radzą sobie w swoich rolach. Widzowie mają wrażenie, że przejście od jednej postaci do kolejnej nie sprawia im najmniejszej trudności. Bez problemu każdy z nich wciela się w małego chłopca, za chwilę w rozdygotaną matkę, a jeszcze później w mówiącego ochrypłym głosem kierowcę autokaru. Nie potrzeba tu zmiany kostiumów czy makijażu.

Widzom realizacja szczecińskiego Teatru Krypta bardzo się spodobała. Po raz pierwszy brawa nie milkły przez 10 minut.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji