Artykuły

"Wesołe kumoszki z Windsoru" w Bytomiu

Od dnia wystawienia szekspirowskich "Wesołych kumoszek z Windsoru" dzieli nas 359 lat; od berlińskiej premiery opery Nicolaia - 109 lat.

Cyfry poważne, jednak reakcja widzów - żywa, spontaniczna i bezpośrednia - raz jeszcze dowodzi, że lata nie wywierają wpływu na prawdziwe arcydzieła. Oczywiście librecista Mozenthal musiał wiele rzeczy uprościć w Szekspirowskiej komedii, wiele epizodycznych postaci wyeliminować, pozostał jednak Szekspir z jego orędownictwem o prawo kobiet do wyboru męża, do samodzielnego stanowienia o własnym losie, Szekspir z jego humanizmem i humorem, z jego zamiłowaniem do żartów i mistyfikacji, do rozwiązywania nabrzmiałych konfliktów w czarownych gajach podczas księżycowych nocy.

Nicolai widzi Szekspira w świetle własnej epoki, epoki romantyzmu niemieckiego i stąd ta muzyczna liryka i poetyczność. Ale, czując również komediową fakturę utworu, przeplata swą muzykę tekstem, wprowadza z wyraźną satysfakcją formy taneczne - tak bardzo typowe dla XIX wieku - walce, polki, galopy. Dlatego wykonawcy opery - śpiewacy, chcąc być na wysokości zadania, muszą stać się po trochu tancerzami i już na pewno aktorami. Aby cel ten osiągnąć, winni poddać się kierownictwu i wymaganiom reżysera, który by posiadał wykształcenie muzyka, aktora i tancerza.

I tu dochodzimy do tego, co tak decydująco zaważyło na wspaniałym sukcesie sceny bytomskiej. Dyrekcja Opery Śląskiej zaangażowała do realizacji "Kumoszek" Liję Rotbaumównę, która jako reżyser łączy w sobie wszystkie wyżej wymienione umiejętności. Warszawianka, po gruntownych studiach muzycznych i tanecznych w kraju, wyjechała w 1934 roku do Związku Radzieckiego, gdzie z kolei ukończyła Wydział Reżyserski GITIS w Moskwie. Pracowała jako reżyser w teatrach dramatycznych, później muzycznych i operowych. Po przyjeździe do Polski pierwszą jej pracą jest właśnie opera Nicolaia.

Spektakl odniósł wyjątkowy sukces; na premierze wszystkie trzy akty szły przy gorących oklaskach po każdej arii czy epizodzie. Po scenie finałowej zwykłe oklaskiwanie i obdarowywanie kwiatami realizatorów i wykonawców przedstawienia zamieniło się w spontaniczną, długotrwałą owację dla dyrektora Ormickiego, reżysera Rotbaumówny, choreografa Kopińskiego, scenografa Grylewskiego i wszystkich bez wyjątku artystów, biorących udział w przedstawieniu.

Ocena muzycznego i wokalnego wykonania opery Nicolaia należy do sprawozdawcy muzycznego, ale ujęcie i realizacja widowiska są od początku do końca taneczne i to właśnie sprawia, iż jednakowo interesuje muzyka i choreografa.

Już pierwsza scena, w której wychodzące ze swych domów panie Fluth i Reich odczytują listy starającego się o ich względy sir Johna Falstaffa, wprowadza nas w istotny charakter widowiska, w jego humor i temperaturę, które będą narastać crescendo do finału. Czytanie listów, zrozumiałe oburzenie, powzięcie decyzji ukarania Falstaffa i zazdrosnego męża - wszystko to wyraża się w jednakowym stopniu w słowie, śpiewie i ruchu tanecznym. A ruch ten jest w każdym szczególe, w każdym akcencie tak skojarzony z muzyką, że przestaje się o nim myśleć; powstaje absolutna harmonia między wszystkimi elementami składającymi się na całość widowiska. Widz nie dziwi się, kiedy solistka swoją koloraturę łączy z szybkimi obrotami, lub kiedy uświadamia sobie, że np. kłótnia dwu pań mogłaby się obyć bez tekstu, bo ruch jest dostatecznie wymowny i wyrazisty.

Mówię tu o scenie pierwszej; narastanie wrażeń, artystyczne zadowolenie widzów potęguje się stale, tak że niesposób analizować każdą scenę. Jako pozostające jaskrawo w pamięci wymienię tylko takie obrazy jak trzeci aktu pierwszego, w którym rozgrywa się sprzeczka małżeńska państwa Fluth przy udziale całej ludności miasteczka. Ruch tłumu jako całości, jego podział na poszczególne grupy i nadanie im cech wspólnych, wyposażenie w cechy indywidualne bodaj że każdej z tych licznych postaci - są majstersztykiem reżyserskim. Albo czy nie jest nim scena, w której zazdrosny mąż, szukając ukrytego kochanka wyrzuca garderobę swej żony z olbrzymiego kosza, albo ostatnia przepiękna scena w lesie z maska radą i figlami ruszających się krzaków? Całe widowisko "tańczy", ale w tej właśnie scenie, czy nie jest perełką choreograficzną tercet Falstaffa z jego dwoma "ukochanymi"?

Na tym miejscu muszę wspomnieć o wprowadzeniu na scenę baletu w skomponowanym przez Mikołaja Kopińskiego tańcu faunów, chochlików i innych postaci leśnych. Układ Kopińskiego nie jest "wstawką baletową", lecz integralnie wiąże się z całością koncepcji widowiska. Młodziutki, dobrany zespół baletowy robi wrażenie miłe, estetyczne, jest zgrany i tańczy naprawdę dobrze. W zespole tym wyraźnie przoduje solistka Adela Filówna, bardzo dobre są również Alicja Basiuk, Irena Bulanka, Lidia Czompiel, Zenobia Dudzicz, Anna Kiwiorska, Magdalena Kwiatek, Krystyna Paltówna, Józefa Puter i Danuta Stokowy.

A teraz na zakończenie chcę zanotować swoje najciekawsze wrażenie, które uświadomiłam sobie zresztą dopiero po skończonym spektaklu. Wyszłam z teatru z uczuciem, iż oglądałam świetnie wyreżyserowaną komedię Szekspira. Czy byłam w operze czy w teatrze dramatycznym? W operze oczywiście, bo interpretacja muzyczna była przecież doskonała, ale przede wszystkim byłam na szekspirowskiej komedii. Może specjalnie jestem na to uczulona; przecież w klimat angielskiego dramaturga wprowadzali mnie nasi wielcy reżyserowie - Zelwerowicz i Schiller. I dlatego mogę twierdzić, że spektakl bytomski jest w pełni szekspirowski, stając się tym samym wielkim sukcesem Lii Rotbaumówny i całego zespołu Opery Bytomskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji