Artykuły

Tak i nie

Jeśli już zacząłem o wadach Polaków, chciałbym rzecz prowadzić dalej. Sądzę otóż, że jedną z najbardziej dokuczliwych naszych wad narodowych jest nieodróżnianie tego, co ważne od tego, co mniej ważne, tego, co pilniejsze od tego, co może jeszcze trochę poczekać. Przykład? Proszę bardzo. Wezmę z powczasowych remanentów. Lubię bowiem o tej porze roku porozmawiać z licznymi bliźnimi, którzy męczyli się wyjazdami a to nad morze. a to w góry, a to nad jeziora. Z rozmów tych układa się swoista, dość jednostronna, ale i ciekawa panorama nagich osiągnięć i braków.

Otóż, jak wiadomo już z prasy, zarząd naszych kolei przemyśliwa nad wydaniem zarządzenia, ustanawiającego w naszych pociągach całkowity zakaz palenia tytoniu we wszelkich postaciach. Dozwolone będzie tylko zapewne żucie tytoniu i niuchanie tabaki jako społecznie nieszkodliwe. Wydałoby się, że zakaz taki dowodzi, iż kolejnictwo nasze jest supernowoczesne, śledzi osiągnięcia medycyny i stosuje jej wskazania. Rzeczywiście zakaz taki byłby posunięciem wiekopomnym. Gdyby jeszcze przy tym wymyślono sposób, w jaki tanio a skutecznie można będzie dopilnować jego wykonania. Ja bo w to wykonanie wątpię. Palenie jest zbyt mocnym i powszechnym nałogiem, żeby sam okólnik mógł się z nim uporać. A jeśli tak, zarządzenia lepiej nie wydawać. Nie ma bowiem społecznie bardziej demoralizujących rzeczy jak bardzo specjalne, a niekiedy potrzebniejsze zakazy, które nie są przestrzegane.

Ze względu na moralność publiczną nie będę przytaczał wszystkich klątw, które na przykład miotają podróżni warszawskiej Kolei Dojazdowej (dawniej EKD), gdy na stacji końcowej pędzą pochylnią do stojącego pociągu i znikąd nie mogą się dowiedzieć, dokąd ten pociąg i o której odchodzi. Bo dworzec oddano do użytku niedawno, dopiero w grudniu ubiegłego roku. Więc jeszcze do tej pory nie zdążono tu zainstalować albo właściwie przenieść z dawnej stacji przy ulicy Nowogrodzkiej tablic z zegarami i napisami, informującymi, dokąd dany pociąg idzie i o której odchodzi. Tego rodzaju urządzenia zaś, znakomicie oszczędzające czas i nerwy pasażerów, stosowane są na świecie, zdaje się, że od chwili, gdy w roku 1830 na trasie Liverpool - Manchester ruszył pierwszy pociąg kolei żelaznej, ciągniony machiną parową, zwaną lokomotywą albo parowozem. Nie jestem lekarzem, ale sądzę, iż brak tych informacyjnych zegarów powoduje większą utratę zdrowia pasażerów niż wdychanie przez nich dymu tytoniowego.

Są rzeczy jeszcze gorsze. Otóż nie czekając na ogólnokrajowe zarządzenie. Gdańska Dyrekcja Kolei u siebie już zakazała palenia papierosów, cygar i fajek. Zarządzenie takie wydać łatwo. Wiadomo, potrzebna w tym celu tylko maszynistka i długopis. Natomiast trudniej nieco na terenie tejże dyrekcji zbadać na przykład stan dworcowych klozetów. W tej dziedzinie wieści, które mnie dobiegły z Helu, są zupełnie wstrząsające. Po prostu Hel po raz drugi trwa w walce, w ciężkiej i trudnej obronie, tym razem przed nadmiarem ludzkich ekskrementów, zalewających półwysep, a w szczególności ubikacje kolejowe.

Otóż jeśli chodzi o działanie tytoniu na organizm ludzki, to jego wpływ na powstawanie raka płuc czy schorzenia przewodu pokarmowego stanowi jak na razie jeszcze hipotezę. Natomiast fakt, iż brudy i nieczystości powodują cholerę, dżumę, tyfus, żółtaczkę wirusową itp. są to już medyczne dogmaty, znane od lat kilkudziesięciu. Zatem gdańska dyrekcja PKP powinna przede wszystkim zabrać się za te klozety, a następnie dopiero za palaczy w tytoniu. Tak brzmi nakaz rozsądku. Ba, ale my chcemy być niesłychanie nowocześni. Klozety niech śmierdzą, niech się z nich ich zawartość wylewa całymi strumieniami, a my zakazujemy palenia papierosów. Ależ, obywatele, zmiłujcie się, do takiego helskiego klozetu bez papierosa zrobionego z najtęższej machory zawiniętej w gazetę w ogóle wejść nie można!

Napisało mi się to słowo niezwykle szacowne, wokół którego najwięcej dziś w Polsce nieporozumień. Chodzi oczywiście o nowoczesność. O takim ostatnim nieporozumieniu w tej dziedzinie wiele już napisano. A mianowicie o nowohuckim spektaklu "Rewizora", który nabrał nowego rozgłosu z powodu nadania w telewizji. Wiadomo, co tam Szajna z tym Gogolem nawyrabiał. Ale dodać do wszystkich złorzeczeń należy rzecz zasadniczą. Patrzyłem na to przedstawienie z dużym niesmakiem. Przecież to straszna starzyzna! Takie historie już kilkadziesiąt

lat temu robił Meyerhold i inni. To zaś Szajnowskie przedstawienie wyglądało mi po prostu na parodię Meyerholda. Ta parodia nie jest ani nam potrzebna, ani pamięci Meyerholda, który w owym czasie, stosując podobne chwyty, wnosił do je teatru istotnie nowe wartości.

Pan Bober, przemawiając w telewizji przed początkiem przedstawienia, pouczył nas, że odrealniając dekoracje i kostiumy, niwecząc w przedstawieniu Rosję początku wieku XIX, Szajna chciał ukazać wieczne wartości Gogolowskiej satyry. Rzecz ciekawa, że razem z tą Rosją znikł ze sceny i Gogol, i jego satyra. Pozostali biedni aktorzy, miotający się pod batutą złego reżysera. Popełniono tu bowiem błąd zasadniczy, który powinien stanowić ostrzeżenie na przyszłość.

To prawda, że wielka satyra Gogola ma swoje znaczenie ponadczasowe. Tylko że nie ma sposobu, żeby ją z samego utworu wyselekcjonować i nadać jej sztuczne życie w pustce i w oderwaniu od organizmu komedii tak, jak to już robią dziś uczeni z mózgiem małpy. Trudno, musimy się ukorzyć przed siłą realizmu. Wbrew może nawet swej nazwie, realizm "Rewizora" polega na tym, że pokazuje stosunki społeczne, obyczajowe i polityczne pewnego kraju i w pewnej epoce. A mimo to jednocześnie mówi o innych krajach i innych epokach. Znamy i dziś i u

nas postaci jakby z "Rewizora", powiedzonka z "Rewizora" pasują jakże często do sytuacji współczesnych. Jeśli jednak odebrać Gogolowi jego realistyczną konstrukcję, ginie i satyra. Dlatego, że ów realizm to nie jest jakiś przeżytek, relikt przeszłości, ale stalowa konstrukcja, której wielki autor powierzył swoje idee, swój obraz artystyczny. Odrealnić Gogola to to samo jakby "Pana Tadeusza" wydrukować prozą, a "Wojnę i pokój" wydać jako "Druga wojna światowa i walka o pokój".

Ja bym nie pisał, jak inni, że ten "Rewizor" to po prostu nieudany eksperyment. Boże, błogosław wszystkie eksperymenty, bo nawet te nieudane mają swoje znaczenie. Mamy tu do czynienia nie z czymś nieudanym. Przypomina mi się, co powiedział Talleyrand. gdy go zapytano, co sądzi o rozkazie Napoleona dotyczącym rozstrzelania księcia Enghien. Powiedział on mianowicie:

- To więcej niż zbrodnia. To błąd.

Otóż to. Sądzę, że ten błąd gogolowski każę nam się głębiej zastanowić nad rolą scenografa w naszym teatrze, nad rolą, która uległa mitologizacji. A należy ją urealnić, sprowadzić do właściwych wymiarów i dlatego byłem chyba jedynym człowiekiem w Polsce, który publicznie wyraził wątpliwość co do słuszności wyboru następcy na stanowisko dyrektora teatru w Nowej Hucie. Jak wiadomo, na miejsce Skuszanki powołano znakomitego plastyka p. Szajnę. Wypowiadając to zastrzeżenie, nie miałem zamiaru wchodzić w kompetencje ani Ministerstwa Kultury i Sztuki, ani Wojewódzkiej Rady Narodowej w Krakowie. Nie powodowały mną również żadne względy uboczne: p. Szajny nie znam, więc nie jestem z nim pokłócony, nie popierałem żadnego innego kandydata na to stanowisko, ani też sam nie zamierzałem i nadal nie zamierzam go objąć. W tej nominacji jednak wyczuwałem pewne niebezpieczeństwo. Widziałem ukoronowanie niezdrowej według mnie tendencji, dającej zbyt ważne miejsce w naszym teatrze twórcom oprawy plastycznej.

Pewno, teatr współczesny, przynajmniej w niektórych sztukach, jest widowiskiem, w którym strona wizualna odgrywa wielką rolę. Jednak udzielenie pełni władzy scenografowi może naruszyć proporcje poszczególnych elementów, z których teatr się składa. Tak też się i stało w tym "Rewizorze". Jest to sztuka z tych, w których główne znaczenie ma tekst, a więc i aktor tekst podający. Obraz ma znaczenie mniej ważne. Tego właśnie nie zrozumiał p. Szajna, Ze swymi niezbyt dowarzonymi i niezbyt dowcipnymi pomysłami, korzystając ze swej władzy dyrektorskiej, a na dodatek objąwszy komendę reżyserską, wysunął siebie na pierwszy plan - przed Gogola. Gogol został zabity, a Szajna nic na tym nie zyskał.

Nie cofajmy się przed uogólnieniami, nie traktujmy tego Szajnowskiego "Rewizora" jako epizodu i tylko jako pojedynczego, nieudanego eksperymentu. Sprawa jest przykra, ale sądzę, że p. Szajna zniesie to wszystko po męsku. Wszystko bierze się z owego błędu niewłaściwej nominacji. Po prostu mianowanie scenografa dyrektorem teatru musi sprowadzić nań wielkie niebezpieczeństwa. Nie znaczy to, bym wyłączał możliwość narodzenia się nowych geniuszów, mających zdolności twórcze we wszystkich dziedzinach teatru. Sądzę, że może się pojawić zarówno socjalistyczny Wagner, jak i socjalistyczny Wyspiański. Póki jednaką takich nie ma, trzeba być bardzo ostrożnym w powierzaniu kierownictwa teatru. Powołanie Szajny na dyrektora teatru w Nowej Hucie to tak jakby Pendereckiego powołano na kierownika Teatru Narodowego czy Polskiego. Penderecki zdolny, młody, ciekawy kompozytor. Muzyka odgrywa również rolę w teatrze, czasem mniejszą, a czasem nawet większą niż scenografia, Ale to jeszcze nie powód, żeby najciekawszemu nawet muzykowi oddawać władzę nad całością teatru dramatycznego.

Powie ktoś jednak: a Daszewski? Daszewski, najznakomitszy nasz scenograf, był przez kilka lat dyrektorem właśnie Teatru Narodowego i nikt tego nie uważał za coś niezwykłego. Ale bo też wszystko zależy jaki scenograf. Daszewski stanowi wzór podporządkowania scenografii innym funkcjom i zadaniom teatru.

Nigdy nie zapomnę jako dekoracji chyba najbardziej idealnej jego kompozycji sceny w "Lekkomyślnej siostrze". Na scenie nic, co by było zbędne, nic w nadmiarze. Tyle, żeby scharakteryzować epokę, tyle, żeby jak najlepiej przysłużyć się autorowi i ułatwić pracę aktorom. Wszystko włącznie z kolorem. Ta dekoracja była bez barw. Dekoracja była szara. Ażeby nawet żadna zbyt jaskrawa plama nie mąciła tego, czym być miało przedstawienie. Szczyt oszczędności artystycznej, szczyt umiaru i opanowania. Wielkość artystyczna przejawiająca się w umiejętności usunięcia siebie w cień, na drugi plan. Daszewski służy teatrowi. Szajna pragnie, by teatr jemu służył.

Sądzę, iż obaj ci artyści w tej tak trudnej dziedzinie są sobie całkowicie przeciwstawni, ich rozumowanie wychodzi z dwóch całkowicie przeciwnych założeń. Daszewski wychodzi z tekstu sztuki, myśli o swojej służebności wobec teatru i aktorów, i także - co musi się liczyć i co się liczy - wobec widza. Chce mu ułatwić przyjęcie sztuki, nie podstawić siebie na miejsce Gogola, Szekspira czy Mickiewicza. Szajna (i scenografowie jemu podobni) wychodzi z siebie. Chce za wszelką cenę pokazać siebie, na nic się nie oglądając.

Na pewno jest ciekawą indywidualnością, ciekawym artystą. Nieszczęście jego w tym, iż elementy, którymi operuje, że sama scenografia, choćby najgenialniejsza, nie ma siły wypełnienia sobą całego teatru. A jeśli autor zostaje scenografią, dekoracjami i kostiumami zniszczony, jeśli aktor grający Horodniczego ukazuje się w stroju topless z gołym pępkiem, pozostaje tylko Szajna, czyli pustka. W rezultacie ten skromny, opanowany Daszewski odnosi ogromny sukces, a Szajna - klęskę. Sądzę, iż można powiedzieć, iż w sztuce artysta nie powinien siebie dawać za dużo, że nie powinien siebie zbyt nachalnie narzucać odbiorcy. Musi go zwyciężać i zdobywać metodami bardziej subtelnymi i wyrafinowanymi - i tym skuteczniej.

Orgia dekoracyjno-kostiumowa "Rewizora" jest po prostu nużąca. Nie posiada bowiem żadnego artystycznego uzasadnienia poza bardzo staroświecką tendencją epatowania burżujów. Tylko czas by było się spostrzec, że burżujów już prawie nie ma. A wobec tego nie chodzi o epatowanie, ale o zupełnie inne sprawy. Zaczynające się nawet - horribile dictu - od wychowywania widza. Niech mnie ścisną drzwi największego pieca Nowej Huty, jeśli to Szajnowskie przedstawienie może kogokolwiek zachęcić do chodzenia do teatru czy też w ogóle do zażywania jakichkolwiek dóbr kulturalnych.

Jak to więc mówią w "Rewizorze"?

- Aleksander Macedoński wielki człowiek, ale po co zaraz krzesła łamać.

Właśnie, Szajna ciekawy plastyk, ale dlaczego zaraz ma być reżyserem i dyrektorem teatru.

A co do Telewizji. Otóż przy okazji pokazania tego "Rewizora", dawniej Gogola, obecnie Szajny, sypnięto na Telewizję garść przekleństw. Że po co, że dlaczego, że skandal. Jestem pierwszy, który chętnie swoje dołoży, gdy Telewizję biją słusznie. W tym wypadku jednak będę jej bronić. To bardzo dobrze, że dała to przedstawienie. Niech wszyscy wadzą, do czego dochodzi. Powiada się, że rzeczywistości w Telewizji nie należy pokazywać w sposób jednostronny, od strony polukrowanej. Dlaczego więc i nasze teatry mają być pokazane tylko w dobrym świetle. Dobrze, żeśmy zobaczyli, co się dzieje w Nowej Hucie, nie tylko tam, gdzie dzielni hutnicy wykonują i przekraczają plany. Że zobaczyliśmy, co się tam dzieje w teatrze. Bo, jak powiedziano w ramach festiwalu telewizyjnego, każdy teatr pokazuje to, co uważa dla siebie za najbardziej reprezentatywne. Teraz już wszystko wiemy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji