Artykuły

Nowatorski "Rewizor"

Systematycznie prezentowany I Telewizyjny Festiwal Teatralny przynosi nie tylko przykre, lecz i nieprzyjemne niespodzianki. Może zbyt wcześnie jeszcze na generalną ocenę całej imprezy, lecz wydaje się, że już teraz mówić możemy o "Rewizorze" Gogola jako o jednym z najciekawszych spektakli ostatnich tygodni. Dla tych, którzy pamiętają "Rewizora" ze scen lub z lektury - przedstawienie Teatru z Nowej Huty w reżyserii i scenografii J. Szajny - stanowiło prawdziwe zaskoczenie.

Przywykliśmy bowiem do tego, że inscenizatorzy rozgrywają sztuki z gogolowskiego repertuaru w tradycyjnej i ściśle określonej konwencji. Z inscenizacją Teatru z Nowej Huty można się zgadzać lub nie zgadzać - niewątpliwie jednak świadczyła ona o ambicjach i twórczych poszukiwaniach. W linii artystycznej spektakl nawiązywał do innych zupełnie niż dotychczasowe - tradycji. Pozbawiony "rosyjskiej" specyfiki przypominał raczej utwory w rodzaju "Króla Ubu" Alfreda Jarry'ego. Tak odczytany, podbudowany specjalną scenografią, kostiumami o bardzo "uniwersalistycznym" charakterze - nabrał poczciwy "Rewizor" nowych zupełnie barw, wyeksponował na plan pierwszy treści intelektualne, z satyry obyczajowej przekształcił się tu rodzaj ogólnofilozoficznej, gorzkiej bufonady. Tej świeżej i nowatorskiej koncepcji towarzyszyła nader sprawna reżyseria i świetna gra aktorska; - przy czym prawdziwą kreację stworzył Franciszek Pieczka w roli Horodniczego. On też był - a nie Chlestakow - bohaterem nowohuckiego spektaklu.

Teatr "Kobra" wystąpił w ubiegłym tygodniu z przedstawieniem pt. "Pociąg widmo" w reżyserii J. Kulczyńskiego. Tekst początkowo zapowiadał ciekawsze rozwiązanie niż to, z którym zetknęliśmy się pod koniec. Na uwagę zasługuje bardzo ładna praca operatorów kamer - lecz skąd zrodziło się u aktorów i reżysera mylne przekonanie, że właściwy, pełen emocji klimat, osiąga się najlepiej przy pomocy histerycznych wrzasków? Dawno też nie oglądaliśmy programu tak bardzo hałaśliwego...

Nie sprawiają nam zawodu programy filmowe telewizji. Czekamy wprawdzie nadal na obiecywane od dawna serie telewizyjne własnej produkcji - jako że pomysłowość amerykańskich, twórców "Dr Kildare" dawno już się chyba wyczerpała, lecz tymczasem, zarówno cykl poświęcony 20-leciu filmowemu PRL, jak znakomita "Chwila wspomnień" oraz niezawodne "Kino krótkich filmów" należą do najciekawiej redagowanych audycji telewizyjnych. "Kino krótkich filmów" zmieniło wprawdzie zastawkę - ale ostatni program, prowadzony przez Lecha Pijanowskiego mógł zadowolić najwybredniejszych kinomanów. Obejrzeliśmy dwa nowe polskie filmy dokumentalne, związane tematycznie z rozpoczynającym się rokiem szkolnym, lakonicznie i sensownie omówione. Pierwszy z nich - to filmowana z ukrytej kamery etiuda na temat przerwy szkolnej, etiuda w której udało się uchwycić bogatą gamę zachowań dzieci - w drugim filmie przedstawiono natomiast sceny z egzaminów maturalnych. Obydwa mogą być cennym głosem w dyskusji o reformie szkolnictwa, o reformie egzaminów dojrzałości.

W sobotę, w reżyserii Olgi Lipińskiej oglądaliśmy kolejne wydanie magazynu rozrywkowego "Miks". Wydaje się, że ta audycja nadal nie może znaleźć właściwych rozwiązań. Jej koncepcja nie jest oparta o żaden pomysł tematyczny, a jedynie zasadza się na kontynuowaniu pewnych formalnych "odcinków". Efekty są nie najlepsze - ponieważ autorzy z góry zmuszeni są do pisania tekstów pod owe zaplanowane już "odcinki". Widocznie nie starcza im przy tym pomysłowości, albowiem poziom owych tekstów budzi niekiedy znaczne zastrzeżenia. Nie pomaga przy tym udział czołówki aktorów z Aliną Janowską włącznie. Po prostu audycja jest jakimś zlepkiem "numerów", które równie dobrze można w nią włączyć jak i z niej wyrzucić. Brakuje dobrych piosenek - to prawdziwy paradoks, że najprzyjemniej ogląda się nadal odcinek zatytułowany "Z minionych lat", a będący po prostu odgrzewaniem starych i najstarszych szlagierów.

Katowice wystąpiły z przyjemnym koncertem rozrywkowym, zatytułowanym "Wszystkiego po trochu". (Któż to notabene wpadł na humorystyczny pomysł podzielenia tytułu w czołówce na sylaby?)

W koncercie wystąpili piosenkarze - z wyjątkiem M. Święcickiego - mniej znani ogólnopolskiej widowni. Ale główną zaletę audycji stanowiło jej tempo, żywość, sprawny montaż, wreszcie ładne i lubiane melodie. Na marginesie zauważmy jednak, iż w związku z dyskusją o tym, czy piosenkarze nasi powinni śpiewać piosenki w obcych językach czy nie - problem nie tkwi w grożącym nam imporcie "obcego słowa". Problem tkwi wyłącznie w tym, aby teksty owe śpiewane były poprawnie i z tak zwanym dobrym akcentem. A to właśnie stanowiło słabą stronę - przyjemnego zresztą - koncertu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji