Artykuły

Na szklanym ekranie

A więc okres urlopowy szczęśliwie mamy już za sobą. Sezon ogórkowy panujący niepodzielnie na naszych scenach, estradach i w salach koncertowych nie ominął zresztą również i naszej TV. No cóż, pracownicy telewizji to "też ludzie", należał im się odpoczynek - jak wszystkim. Wydaje mi się, że w czasie letnich dni do najbardziej oglądanych i słuchanych pozycji programu należał Dziennik TV. Trzeba przy tym przyznać, iż nie korzystano tu na ogół z wakacyjnej taryfy ulgowej...

Miniony tydzień upłynął pod znakiem przygotowań do obchodów związanych z 25 rocznicą hitlerowskiego najazdu na Polskę. Znalazło to także odbicie na srebrnym ekranie. Myślę o nadanym w ramach Wszechnicy TV - z udziałem wybitnych znawców przedmiotu - badaczy dziejów najnowszych - programie historycznym pt. "Przed wrześniem". Główną wartością tej audycji było, iż nie ograniczono się przy omawianiu układu sił politycznych i militarnych w przededniu wybuchu II wojny światowej do przypomnienia rzeczy powszechnie już wiadomych, lecz sięgnięto nadto do nieznanych dokumentów i opracowań źródłowych, pozwalających spojrzeć na tamte wydarzenia z innej strony. Szczególnie interesująco zabrzmiał w dyskusji głos płk. Kozłowskiego z Wojskowego Instytutu Historycznego. Zresztą do spraw Września będziemy mieli jeszcze okazję wrócić - główne uroczystości rocznicowe dopiero się zaczęły.

Przyglądając się programom publicystycznym w naszej TV (notabene ubiegły tydzień w tym zakresie nie przyniósł zbyt wiele, raczej panowała jeszcze tutaj wakacyjna posucha), należy zatrzymać się przy cyklicznej audycji, do jakiej zaliczają się "Wieczorne rozmowy". Odnotujmy na plus widoczną troskę o aktualność podnoszonych i rozpatrywanych przed kamerą problemów, o ich ścisłe powiązanie z wydarzeniami dnia codziennego, z chwilą bieżącą. I tym razem trafiono w sedno, oddając głos wicemin. Oświaty - F. Herokowi - w związku ze zbliżającym się rokiem szkolnym. Byłoby jednak chyba interesujące wysondować opinię publiczną, co do kształtu tej audycji. Czy telewidzom odpowiada bardziej wywiad przeprowadzony na gorąco, czy też raczej wypowiedź skierowana wprost do słuchaczy. "Wieczorne rozmowy" zdobyły już sobie prawo obywatelstwa na szklanym ekranie, sądzę też, że właśnie dlatego warto pokusić się o opinię telewidzów, które w tym wypadku mogą okazać s:ę pomocne w znalezieniu możliwie atrakcyjnej formy.

Skoro już mowa o pozycjach cyklicznych: pojawiła się w naszej TV nowa "rubryka", mianowicie prezentowana w odcinkach filmowa seria dokumentalna pt. "Chwila wspomnień". Nie pora jeszcze na ocenę całości tej filmowo-telewizyjnej realizacji, można chyba jednak już dziś stwierdzić, iż stanowi ona znakomity głos w dyskusji nad naszym dwudziestoleciem. Sądzę też, iż z powodzeniem można tę filmową pozycję zaliczyć do pożytecznej publicystyki. Żeby na ten raz wyczerpać zagadnienie programów cyklicznych w naszej TV - wspomnijmy jeszcze pokrótce o renomowanym już cyklu literackim "Portretów" w sobotę pokazano nam interesujący biograficzny film, zrealizowany w NRD - o Arnoldzie Zweigu. Wypada tylko westchnąć pod adresem naszych telewizyjnych filmów - aby w przyszłość; dostarczyły nam podobnych biograficznych relacji również o wybitnych twórcach. Przejdźmy do programów rozrywkowych. Pod tym względem miniony, tydzień na srebrnym ekranie prezentował się dość okazale - w sensie ilościowym. A co do jakości? Zacznijmy od popularnego kabaretu rozrywkowego "Miks", na którego pojawienie się czekali telewidzowie z niecierpliwością. Niestety, pierwszy powakacyjny program - co tu ukrywać! - zdecydowanie rozczarował. Cóż z tego, że jak zwykle dobrano świetnych wykonawców - skoro nie potrafiono im zapewnić dobrych tekstów. To smutne zjawisko: dowcip "wyparowuje" jakoś z programów "Miksa", piosenki blakną, brak kabaretowi sensownej oprawy, autorzy nie grzeszą inwencją. Trzeba uderzyć na alarm: "Miks" wykazuje coraz wyraźniej tendencje zstępującą... W przeciwieństwie do programu nadanego z Warszawy, bardzo udanie wypadł program rozrywkowy z Katowic pt. "Wszystkiego po trochu" - prowadzony lekko, zgrabnie, w dobrym tempie i stanowiący coctail, na który złożyły się piosenki i obrazki baletowe. Mam jednak pewne zastrzeżenie: obserwując występy piosenkarek, odnosiło się chwilami wrażenie, iż ".podłożono im głos" - z taśmy. No cóż, można i tak, ale w takim razie należało bezwzględnie podać, czyje to było wykonanie i kto jest kompozytorem... Oddzielnych słów kilka wypada poświęcić ostatniej "Kobrze",

która uraczyła nas widowiskiem A. Ridleya pod tytułem "Pociąg-widmo", w reżyserii J. Kulczyńskiego. No, tym razem miłośnicy dreszczyków i zwolennicy mocnych wrażeń nie mieli na co narzekać, choć - wbrew tradycji - podstawowa kwestia sprowadzała się w zasadzie nie tyle do pytania: kto zabił?, ile: kto będzie zabity? Sztuka trzymała ustawicznie w stanie napięcia, atmosfera grozy i niesamowitości została doprowadzona do maksimum. Aktorzy grali bez zarzutu - na wyróżnienie zasługuje zwłaszcza odtwórca roli inspektora Morrisona i "doktora". Z pań - zapisała się w pamięci szczególnie "abstynentka" - grała ją H. Parysiewicz. Wreszcie dwie premiery, zaprezentowane z okazji I Telewizyjnego Festiwalu Teatrów Dramatycznych. Z Teatru Starego w Krakowie, w reż. J. Grudy, ujrzeliśmy "Koniec Księgi VI" - Jerzego Broszkiewicza. Trudno tu mówić o sztuce - w tradycyjnym kształcie - dramat o Mikołaju Koperniku skonstruowany został na innej zasadzie: były to raczej dialogi sceniczne - bez akcji. Równoległość wątków rozpraszała uwagę widza - tym bardziej iż kamera, nie mogąc objąć całej sceny, "szatkowała" niejako obraz. Rezultat? Niezbyt przekonywający. Zresztą - ekran telewizyjny ma swoje określone wymagania, sztuki przenoszone wprost z teatru bez telewizyjnego "szlifu" nie zawsze się tym wymaganiom poddają. Lepiej już zniósł ową transplantację "Rewizor", przeniesiony z Teatru Ludowego w Nowej Hucie, w reż. J. Szajny. Dobrze, że udostępniono telewidzom z całego kraju genialną komedię Gogola, należącą do wielkiego, światowego repertuaru. Gorzej, iż postanowiono ją na nowo odczytać - takie próby zawsze są ryzykowne. W tym wypadku nowatorski zabieg nie wyszedł "Rewizorowi" na zdrowie. Sztuce odebrano jej klasyczny gogolowski charakter. W dodatku ten potwornie szarżujący aktor w roli Chlestakowa! A na dobitek - muzyka konkretna jako oprawa spektaklu... Uznając prawo do eksperymentu, wypada jednak wyrazić żal, że w takim właśnie kształcie pokazano szerokiej publiczności arcydzieło Gogola.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji