Marzenie o mieście idealnym. Rozmowa z Agnieszką Glińską i Tomaszem Manem
- Dla mnie to opowieść o miłości do wolności, o szukaniu swojego miejsca na świecie, zakręceniu, szaleństwie, no i o zakolegowaniu się z przeciwieństwami. O wpuszczeniu do serca wszystkich, którzy chcą tam zamieszkać. Podobało mi się, że pierwszy prezydent Wrocławia, Bolesław Drobner, chciał stworzyć coś w rodzaju prawdziwie idealnego, socjalistycznego miasta, gdzie nie ma pieniędzy, ludzie dzielą się tym, co mają, dostają tyle, ile im potrzeba. On zasiał jakieś szaleństwo i wolność we Wrocławiu. Potem wiadomo: pojawił się Grotowski, Pomarańczowa Alternatywa, Lech Janerka i tak dalej... - Agnieszka Glińska i Tomasz Man opowiadają dramacie "Liżę twoje serce".
JAWORSKA: Skąd szalony pomysł na łotrzykowską opowieść o Romach w powojennym Wrocławiu?
GLIŃSKA Pomysłów było wiele. Konrad Imiela, dyrektor wrocławskiego Teatru Capitol, zwrócił się do mnie z ideą spektaklu, w którym opowiedzielibyśmy coś o Romach i który dotykałby bolączek dzisiejszego Wrocławia - Europejskiej Stolicy Kultury. Po namyśle zaproponowałam mu Wrocław w czterdziestym piątym roku jako miejsce akcji i bohaterkę młodą Cygankę, która podobnie jak setki tysięcy innych ludzi trafia do wyzwolonego miasta po wojennych zawieruchach. Taki punkt wyjścia dał nam z Tomkiem szansę napisania historii, która jest takim pomostem między wtedy a dziś.
Musical to chyba nowy dla pani gatunek. Jest trudniej, przyjemniej, inaczej?
GLIŃSKA Nie widzę specjalnie różnicy. Poza radością z orkiestry na scenie, sama praca jest taka sama. Zresztą nieraz już w moich spektaklach były piosenki, choreografia w zasadzie też.
Tomku, pisałeś ten tekst na zamówienie, podobnie jak drukowanego przez nas poprzednio "Fausta". Też się tak długo męczyłeś z tematem?
MAN Znacznie krócej. Konrad Imiela zadzwonił do mnie i zaproponował pisanie musicalu o tużpowojennym Wrocławiu, bo ktoś tam nie dał rady. Nakręcił mnie jak sprężynkę, podrzucił filmy. Dostałem na to miesiąc. Potem spotkałem się z Agnieszką Glińską, która miała pomysł na tekst. Agnieszka jest wrocławianką, więc szybko dogadaliśmy się, o których miejscach Wrocławia będę pisał. Opowiedziała mi o postaciach, o tym, jak je widzi. Do inspiracji podrzuciła mi filmy i książki, tak żebyśmy nadawali na wspólnej fali. Spotkałem się z Romką, Justyną Matkowską, która pisze doktorat na Uniwersytecie Wrocławskim o kulturze Romów, i ona też mi dużo fajnych rzeczy opowiedziała. Poszedłem do mojej profesor Teresy Kulak, która na wylot zna historię Wrocławia i podpowiedziała mi obraz z "czerwonym dywanem" z cegieł, po którym szła przez Wrocław pierwszy raz. Poprosiłem moją żonę Aneczkę, żeby mi pozwoliła pojechać nad morze, oddzieliłem się od świata i napisałem.
Jak to jest właściwie z wielokulturowością Wrocławia? Na ulicach jej jakoś nie widać.
MAN Wrocław jest na granicy Wschodu i Zachodu. To zetknięcie nastąpiło po wojnie, kiedy przyjechali tu ludzie z Kresów. A na ulicach... Wpadają niemieckie wycieczki, przyjeżdżają z sentymentu, z miłości do tego miasta. Pracowałem niedawno w pięknie odnowionej Synagodze pod Białym Bocianem, gdzie poznałem żydowską mniejszość. Romowie mają swoje osiedle. Jest też miejsce spotkań muzułmanów, mam przyjaciela z Maroka, który mnie tam zaprowadził. Jakub Krofta, Czech, z którym biegam maratony, jest dyrektorem Wrocławskiego Teatru Lalek. Wrocław jest różnorodny i to w nim lubię.
Czy spektakl w Capitolu dołoży jeszcze jeden mit do rozbudowanej wrocławskiej mitologii?
MAN Agnieszka powiedziała na pierwszej próbie czytanej, że napisałem coś w rodzaju baśni i jeśli pytasz o baśń, to pewnie trochę będziemy "czarować" Wrocławiem. Dla mnie to opowieść o miłości do wolności, o szukaniu swojego miejsca na świecie, zakręceniu, szaleństwie, no i o zakolegowaniu się z przeciwieństwami. O wpuszczeniu do serca wszystkich, którzy chcą tam zamieszkać. Podobało mi się, że pierwszy prezydent Wrocławia, Bolesław Drobner, chciał stworzyć coś w rodzaju prawdziwie idealnego, socjalistycznego miasta, gdzie nie ma pieniędzy, ludzie dzielą się tym, co mają, dostają tyle, ile im potrzeba. On zasiał jakieś szaleństwo i wolność we Wrocławiu. Potem wiadomo: pojawił się Grotowski, Pomarańczowa Alternatywa, Lech Janerka i tak dalej...
Ale sam jesteś z Rzeszowa. Kiedy ci się w życiu pojawił Wrocław i czy czujesz się teraz wrocławianinem?
MAN Od dziecka jeździłem do Wrocławia, bo tu mam rodzinę, no i leczyłem się we Wrocławiu na astmę, którą mi skutecznie wyleczyła niesamowita profesor Lewandowska. Powiedziała, żebym wbił się w dres i zaczął biegać, i tak zostałem maratończykiem i wyścignąłem astmę. We Wrocławiu zdałem maturę, bo w Rzeszowie dostałem na maturze pałę z polskiego... We Wrocławiu skończyłem polonistykę, zaraziłem się teatrem od profesora Janusza Deglera, grałem w zespołach rockowych, tu biegam maratony i tu tulimy się z rodzinką...
A pani, wraca pani na dobre do Wrocławia?
GLIŃSKA Nie mam żadnych planów. Ale bardzo cieszę się z tego, że mogłam w moim mieście zrobić spektakl, który tak bezpośrednio się do niego odnosi. Marzenie o mieście idealnym.