Artykuły

Antyprodukcyjniak

"Orkiestra" Krzysztofa Kopki w reżyserii Jacka Głomba miała prapremierę w Teatrze Modrzejewskiej w Legnicy. Spektakl powstał na zamówienie KGHM, z okazji 50-lecia lubińskiej kopalni miedzi, nie ma jednak nic wspólnego z okolicznościowymi laurkami, jakie zwykle tworzone są pod dyktando sponsora. Żeby się o tym przekonać, nie trzeba jechać do Legnicy, bo we wrocławskim ośrodku TVP zrealizowano telewizyjną wersję "Orkiestry"; także i w tym wypadku KGHM wystąpił w roli mecenasa. Premierową emisję oglądać można było na antenie ogólnopolskiej w Dwójce, 4 grudnia o godzinie 21.45; wcześniej w Warszawie odbył się przedpremierowy pokaz przedstawienia.

Pierwsza scena telewizyjnej "Orkiestry" skojarzyła mi się z atmosferą "Czarodziejskiego fletu" zekranizowanego przez Kennetha Branagha. U Branagha Mozartowskie Trzy Damy to makabrycznie figlarne siostry miłosierdzia szalejące w okopach Wielkiej Wojny. U Kopki & Głomba pielęgniarki, które ujawniają swoje prawdziwe imiona: Barbara (święta) i Skarbek, niosą rubaszną pociechę śmiertelnie choremu Frankowi Biedzie. Kamera przenosi nas na próbę kopalnianej orkiestry. Obyczaj nakazuje, by zagrać na pogrzebie górnika, a nie wszyscy chcą grać Frankowi. Konflikt prowokuje wspomnienia. Pamięć prywatna miesza się z pamięcią górników i z pamięcią obywateli. Opowieść przeradza się w historię średniego i późnego PRL-u oraz wczesnej III RP, historię opowiedzianą z perspektywy indywidualnej i lokalnej. Wystarczy, nie odbierajmy telewidzom przyjemności śledzenia akcji aż do finałowego suspensu.

Kopka złożył swój dramat, wysłuchując relacji o losach prawdziwych górników. Wielką historię potraktował cokolwiek schematyczne: towarzyszka Yvonne z jednej, "solidarnościowiec" z drugiej strony - oboje w swych przekonaniach są topornie dogmatyczni; przyznam, że drażni mnie ta symetria. Ale bo też i Kopkę bardziej zajmują inne kwestie, paradoksy losu i rodzajowe swoistości. Wychwytuje je bezbłędnie, a wychwyciwszy, umiejętnie wykorzystuje: wesele, które wobec tragicznej śmierci pana młodego staje się stypą; górnik-klaustrofobik oznaczający chodniki za pomocą rysunków piersiastej Wenus z książki o mitologii; sfingowany wytrysk wielkiej ropy na pohybel Yvonne.

Sprawnie napisanemu scenariuszowi autor nadał formę groteski. Reżyser, Jacek Głomb postanowił dodatkowo podbić tę konwencję. Ujmujący ton tragikomedii poetycko-mi(s)tycznej, obecny w pierwszej scenie (ze Skarbkiem i świętą Barbarą), zacicha z jej końcem szybko, stanowczo zbyt szybko, a co gorsza - nieodwracalnie. Odtąd na ekranie królują cięższe warianty: groteska rodzajowa i polityczna. I problem w tym tkwi. Nie widziałam scenicznej wersji przedstawienia, ale jestem pewna, że przyjętą konwencję dużo lepiej wytrzymuje umowna (z natury rzeczy) przestrzeń teatralna. To, co dobrze "siedzi" w prawdziwym-sztucznym teatrze, przeniesione do realu (zdjęcia kręcono w lubińskiej kopalni), oglądane za pośrednictwem obiektywu, razi przesadną ekspresją. Przyznam też, że w kilku scenach (zwłaszcza w scenie wesela-stypy) zabrakło mi tonu powagi, tak jakby realizatorzy obawiali się popadnięcia w niosący ryzyko patos. Generalnie jednak przedstawienie prowadzone jest pewną ręką, czego nieomylnym znakiem jest dobra, równa gra aktorska; bardzo podobała mi się Zuza Motorniuk w roli Konczity.

Czytam, że legnicka premiera wzbudziła niezadowolenie wśród części górniczej braci. Tego rodzaju napięcia są nieuniknione i realizatorzy, zamierzając ostentacyjnie nielaurkowe klimaty, z pewnością wkalkulowali ryzyko związane z przedsięwzięciem. Myślę wszakże, że górniczych protestów nie wolno lekceważyć i ośmieszać; ich przyczyn szukałabym nie tylko w ludzkiej mentalności, ale także w teatrze, we wspomnianym wcześniej niedostatku tonu serio. No i jest jeszcze jedna kwestia: ja wiem, że górnicy piją nie tylko mleko, że kochają wszystkie kobiety, a mitologię i Márqueza czytają z rzadka (i nie wszyscy). Rzecz w tym, że świat przedstawiony w "Orkiestrze" jest nie tyle proletariacki, co raczej - lumpenproletariacki, a to duża różnica. Stąd wynika moja wątpliwość co do rozwiązań emisyjnych TVP: o ile pomysł, żeby spektakl wyemitować w paśmie, które niegdyś należało do Studia Teatralnego Programu Drugiego, wydaje się trafny, o tyle zamiar uhonorowania w ten sposób polskich górników w dniu ich branżowego święta jest - szczerze mówiąc - kuriozalny. Z okazji święta wszyscy wkładamy lepszy ciuch, a od bliźnich oczekujemy komplementów. Tego dnia lustro powinno pokazywać, że jesteśmy szczuplejsi - z prawdziwym odbiciem zmierzymy się następnego ranka.

I jeszcze adres do zarządu KGHM, na wypadek, gdyby kiedyś-skądś powiały złe wiatry i pojawiła się pokusa, by dać sobie spokój z tak nieefektownym mecenatem, jak wspieranie miejscowego teatru, choćby był to teatr głośny na cały kraj i uprawiający dramat, którego tematyka nie ogranicza się do wyzwalania mas z obyczajowego ucisku. Przypomnijcie sobie wtedy, że pewno byli tacy, którzy nie widzieli sensu we wspieraniu Łukasza Kubota. A jednak zdarzył się ćwierćfinał Wimbledonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji