Artykuły

Pod Matką Boską

"O matko i córko" w reż. Bogny Podbielskiej z Laboratorium Dramatu w Warszawie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Konfrontacje Teatralne wystartowały spektaklem publicystycznym z Laboratorium Dramatu, czyli stajni młodych dramaturgów Tadeusza Słobodzianka. Wchodzącą na salę publiczność wita oświetlony obrazek Matki Boskiej. Znak, że będzie o teraźniejszej Polsce

Charakterystyczny ruch w Centrum Kultury, przemarsze grupek z miejsca na miejsce, atmosfera niewymuszonych spotkań i rozmów, sympatyczne gesty powitań tych, którzy nie widzieli się od roku, w końcu - długa kolejka do sali Nowej, to wszystko stwarza rozpoznawalną aurę Konfrontacji Teatralnych. Festiwal wystartował spektaklem "O matko i córko", ciepło przyjętym przez publiczność, publiczność przede wszystkim młodą. Sztukę napisał Robert Bolesto, wyreżyserowała Bogna Podbielska (asystentka m.in. Krystiana Lupy, Mikołaja Grabowskiego i Andrzeja Seweryna) - w ramach Laboratorium Dramatu, czyli teatralnego stowarzyszenia inspirującego i propagującego twórczość młodych dramaturgów.

To rzecz na dwie aktorki, coś, co można by, bynajmniej nie obniżając wartości spektaklu, nazwać teatralną publicystyką, która jest reakcją na polską codzienność i jej komentarzem. Bowiem Laboratorium pragnie obudzić wrażliwość na to, co w tej codzienności dojmujące, a nie - wzbijać się w przestrzeń abstrakcyjnych, uniwersalnych treści, form i znaków. Laboratorium jest też przeciw komercji, przeciw uładzeniu i wynaturzeniu teatru. Już tytuł podpowiada, w czym rzecz. Powiedzenie "o matko i córko" to greps nawiązujący do westchnienia w stylu "O matko Boska!", które z kruchty przeszło do slangu potocznego. Bohaterki z jakiejś dziury bez przyszłości mają się nędznie. Matka - straciła pracę, nie wierzy w swa kobiecość, więc modli się do Matki Boskiej, córka - lata w stringach, uwielbia ciuchy i tańce, myśli o chłopaku, który jest jej patronem, chce wyrwać się z biedy. Z tej sytuacji nędzy i biedy nie ma wyjścia, a jednak ono się pojawia: zostają prostytutkami na telefon. Obie, chociaż krzyczą na siebie i nawzajem wyzywają, bardzo się kochają, bo są na świecie najbliższymi sobie istotami. Aby poradzić sobie z tą nową nędzą, przekonują się, że wystarczy powiedzieć - "jest dobrze", a ich sumienia uspokoją się.

Społeczeństwo jawi się w tej sztuce jako zespół sloganów, pustym sloganem jest wszystko - od wiary po miłość, a liczą się tylko pieniądze. Człowiek przypomina pestkę wypychaną ze śliwki. Zachowania ludzkie zmieniają się w rytuały codzienności, deklaracje wartości są zakłamane. Co pozostaje? Schematyczna modlitwa, pstrykanie pilotem telewizora, ukobiecanie poprzez szminkę. Potoczny język sztuki, łatwo rozpoznawalne grepsy (jak z Radia Maryja) sprawiają, że widz nie ma najmniejszych problemów ze zrozumieniem, o co chodzi i o czym mowa. Stąd nazywam teatr ten publicystycznym. Jest w pewnym sensie prosty, sprawy wykłada kawa na ławę, ale zgrabnie - bo z humorem i ironią. Ta prostota denerwuje i w tym widziałbym wartość tego przedsięwzięcia. Jest krytyką najostrzejszą, bo przypomina nerwowy śmiech przez łzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji