Artykuły

2020 - rok, w którym teatr wyszedł na ulice, a ulica weszła do teatru

Papież i kobiety, codzienność i ukryte historie przemocy. Teatru było w minionym roku niewiele i zarazem ogromnie dużo. Oto najważniejsze zjawiska, zdarzenia i spektakle 2020 r. w szeroko rozumianym teatrze.


Spektakle na ulicach

„Żyć nie, umierać” – w maseczkach, z wielkim listem z takim właśnie napisem przeszli w maju ulicami Warszawy pod Sejm członkowie Konsorcjum Praktyk Postartystycznych.

Kto by pomyślał, że najgłośniejszym spektaklem politycznym 2020 r. będzie rekonstrukcja happeningu Tadeusza Kantora z 1967 r., zrealizowana w przeddzień organizowanych przez Jacka Sasina, a ostatecznie nieodbytych, wyborów korespondencyjnych.

Mówimy o „scenie politycznej”, o „teatrze wydarzeń”, o „społecznych aktorach” – wszystkie te terminy z pogranicza socjologii i teatru wyraźnie zaprezentowały się w mijającym roku. Roku największych od lat protestów – na ulicy, w mediach, w życiu codziennym.


Policja i sanepid zażądały od artystów po 10 tysięcy zł mandatu od głowy. Kary ostatecznie po dalszych protestach uchylono, m.in. dzięki interwencji rzecznika praw obywatelskich – a zebrane przez artystów fundusze mają służyć kolejnym ofiarom cenzury. „Właśnie to jedno ujęcie wybieram jako ikoniczną reprezentację czasu pandemii w całym jej politycznym kontekście. Ma w sobie energię i siłę plakatowego skrótu” – pisała w Dwutygodniku o akcji „List” historyczka sztuki prof. Maria Poprzęcka.


Ale uliczny teatr kontestacji miał w 2020 r. wiele odsłon – od kobiet przebranych za podręczne z serialu według Margaret Atwood w katedrze w Łodzi (to zdjęcie obiegło najważniejsze światowe media) czy pod katedrą w Katowicach (sfotografowane z „broniącymi” ich policjantami) przez wielki technoprotest w Krakowie po „Dziady” z Żoliborza wykonywane z okien bloku naprzeciw domu Jarosława Kaczyńskiego.


Sporo performansów sprowokowało też „Zatrute źródło” – rzeźba Jerzego Kaliny z papieżem Janem Pawłem II ciskającym wielkim głazem, która stanęła przed Muzeum Narodowym w Warszawie. Najmocniejszy z tych perfomansów wykonały chyba stołeczne licealistki, które przy użyciu własnych ciał zrobiły z papieża Kaliny symbol opresji ultrakonserwatywnej katolickiej ideologii wobec kobiet. Ale była też przecież dadaistyczna akcja z pływającą z biskupem Rzymu wielką kaczką – o setkach memów nie wspominając.

Czy znaczy to, że papież z kamieniem okazał się warty 125 tys. zł, które Muzeum Narodowe zapłaciło za niego Kalinie? Był przecież najgłośniejszym dziełem sztuki krytycznej tego roku...


Stos ciągle płonie

Tymczasem teatry zawodowe, teatry z kurtynami, krzesłami na widowni i aktorami na etacie walczyły o życie. Dwukrotnie zamykane przez rząd, zdążyły w międzyczasie pograć przez pięć miesięcy; najpierw przy maksymalnie 50 proc. widowni, potem – przy 25 proc. Gdy czerwcu otwarto je po pierwszym lockdownie, miały gotowe premiery jeszcze sprzed pandemicznych restrykcji – odwołane już w trakcie prób generalnych. A tematy z ulicy wchodziły – przynajmniej niekiedy – do teatralnych budynków.

Np. „I tak nikt mi nie uwierzy” Wiktora Rubina i Jolanty Janiczak było pierwszą premierą, którą obejrzałem w realu w czerwcu. Zapamiętam ten spektakl na długo, i to nie tylko ze względu na podpisywane przed gnieźnieńskim Teatrem im. Fredry oświadczenia o stanie zdrowia, widzów w maseczkach i przepisowo pustawą widownię. To najważniejsze przedstawienie roku.

Główna bohaterka – ostatnia Europejka spalona na stosie (było to na Warmii w 1811 r.) – jest tu punktem wyjścia do mówienia o boleśnie aktualnym temacie seksualnej przemocy, zmowy milczenia i powtórnego traumatyzowania, a nawet obwiniania ofiar. Do tego fenomenalna rola Karoliny Staniec – warto zapamiętać to nazwisko. „Ponad dwa wieki po śmierci gwałconej, a potem zamordowanej Barbary Zdunk wiele kobiet, ofiar przemocy, nadal sobie mówi: »I tak nikt mi nie uwierzy«” – pisał o przedstawieniu Mike Urbaniak.


„Koniec z Eddym” i nowy początek Teatru Studio

Ten rok, mimo pandemicznych utrudnień, był też przełomowy dla warszawskiego Teatru Studio. Spora w tym zasługa nowego wicedyrektora Tomasza Platy, zasłużonego kuratora m.in. z niezależnej Komuny Warszawa, który nadał Studiu nowy artystyczny kształt.

Anna Smolar wystawiła tam np. głośną powieść Edouarda Louisa „Koniec z Eddym” o przemocy, homofobii, awansie klasowym, pragnieniu zerwania z przeszłością i toksycznym jej wpływie. Zrobiła to w sposób niezwykły – czuły i wyrazisty zarazem, prosty i wysublimowany – dając możliwość zbudowania świetnych ról przez Sonię Roszczuk, Roberta Wasiewicza czy Dominikę Biernat. W Studiu spektakl Smolar, „Tamara” Cezarego Tomaszewskiego i Michała Buszewicza czy „Monstera” Marty Ziółek – jeśli w tym dziwnym roku coś ważnego się na warszawskiej scenie działo, to często właśnie w teatrze w północno-wschodnim skrzydle Pałacu Kultury.


Kwarantaniec, czyli teatr online

Najwięcej przedstawień teatralnych powstało jednak w sieci. Były to zarówno internetowe wersje przedstawień znanych ze sceny, jak i formy powstające specjalnie do elektronicznej prezentacji. Czy teatr online to proteza czy nowy gatunek? Projekty teatralne w internecie równie masowo produkowano, co na nie narzekano. Często służyły po prostu za pretekst do wykonania przelewu – gdy teatry zostały bez publiczności, a chciały jakoś płacić artystom na przetrwanie, albo gdy minister Gliński pierwszy duży pandemiczny program wsparcia dla ludzi kultury uzależnił od wykonania jakiegoś artystycznego działania w sieci. Artyści, zwłaszcza ci bez etatów, znaleźli się na skraju finansowej przepaści.

Wielu artystów online'u jednak nie polubiło. Powtarzają, że wyróżnik teatru to kontakt z żywym człowiekiem, jedyne, czym może konkurować z telewizją czy sieciowym wideo. Nie wszyscy dyrektorzy rozumieją też, że wyemitowanie trzygodzinnego przedstawienia, nawet kręconego z kilku kamer, trudno uznać za sztukę odpowiadającą sposobom percepcji, do których przyzwyczaja nas sieć na co dzień – czyli do form dynamicznych, najczęściej krótkich, nieraz interaktywnych.

Byli też jednak tacy, którzy z występu w internecie zrobili nową formę, bliższą sztuce wideo niż „teatrowi online”. Efektowny przykład to „Kwarantaniec” – wykonany przez 157 tancerzy i choreografek w swoich domach łączy niemal zerowy budżet i kameralną intymność z paradoksalnym monumentalizmem. To przykład, że w sztuce „scenicznej” w internecie można sporo osiągnąć – trzeba nauczyć się myśleć kategoriami sieci, a nie przenosić w skali 1:1 scenę do internetu.


#metoo w polskim teatrze


Wiele działo się też za kulisami – a właściwie wiele zza kulis przez ostatni rok wyszło. W październiku w „Wyborczej” napisaliśmy o kryjącej się za kulisami przemocy – o ukrytej historii słynnego Ośrodka Praktyk Teatralnych „Gardzienice” pod Lublinem. To był szok – a zarazem dla wielu żadna niespodzianka. Mariana Sadovska, Joanna Wichowska, Agata Diduszko-Zyglewska, Elżbieta Podleśna, Agnieszka Błońska, Katarzyna Matyka, Katarzyna Małyszko, Aleksandra Mikulska, Alicja Żmigrodzka, Anita Bojarska, Magdalena Bartnik – to kobiety, które opowiedziały „Wyborczej” i Dwutygodnikowi o mobbingu i molestowaniu, których doświadczyły w Gardzienicach ze strony dyrektora.

Krakowska prokuratura postawiła z kolei zarzuty mobbingu i doprowadzenia do innej czynności seksualnej byłemu dyrektorowi krakowskiego Teatru Bagatela, zdjętemu ze stanowiska również w tym roku. W teatralnym środowisku przeważa opinia, że to nie koniec takich historii – a raczej wierzchołek góry lodowej.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji