Artykuły

Jerzy Antczak: Reżyser i statysta

Kładł fundamenty pod Teatr TVP. Ekranizacja „Nocy i dni" przyniosła mu nominację do Oscara. W przededniu 91. urodzin Jerzy Antczak opublikował wspomnienia - pisze Tomasz Z. Zapert w Do Rzeczy.


Właściwie należałoby napisać, że Jerzy Antczak opublikował kontynuację wspomnień, bo przed dekadą wydał pierwszą książkę o tym charakterze. W „Nocach i dniach mojego życia" ciekawie pisał o politycznych aspektach własnej biografii: „Listopad 1971 r. Pracuję [...] nad scenopisem do »Nocy i dni«, kiedy otrzymuję od Frelka telefon, że chciałby się ze mną zobaczyć w pilnej sprawie. [...] Nie pamiętam, czy był już sekretarzem KC do spraw zagranicznych, czy też został nim później. [...] Powiedział, że Gierek chce zmienić radykalnie styl rządzenia i postanowił zaprosić do Komitetu Centralnego różnych ludzi znaczących w swoich zawodach, w tym dwie osoby ze świata sztuki o bezspornym dorobku artystycznym - Tadeusza Łomnickiego i mnie. Ma zamiar zaproponować mi stanowisko zastępcy członka KC. Jest to pozycja bez prawa głosu. [...] Frelek, wspominał również, że Gierek odbył już osobistą rozmowę z Łomnickim, który wyraził zgodę. Podobną rozmowę zamierzał przeprowadzić ze mną [...], zaprasza mnie 27 listopada [...] na obiad. [...] Wracając ze spotkania z Gierkiem, rozmawiałem w myślach ze swoim ojcem. Nie miałem odwagi zadać mu pytania: A co ty, tato, o tym myślisz? Jedyną ulgą była wiara w wyrozumiałość ojca dla mojej próżności".


Wyjaśnijmy, że ojciec reżysera był w II RP zawodowym wojskowym, a podczas okupacji konspiratorem ZWZ/AK. Aresztowanym po wojnie przez „władzę ludową".


PRZED I ZA „MUREM"


Z początkiem „dekady sukcesu" Antczak kierował Teatrem Telewizji, czyniąc z niego czołową scenę w kraju. Po spektakularnym sukcesie „Nocy i dni" - w efekcie sporu z telewizyjnym dygnitarzem Januszem Wilhelmim - reżyser przeniósł się do kinematografii i objął kierownictwo nowo utworzonego zespołu filmowego „Nurt". De facto funkcjonującego tylko na papierze. Ani „Siekierezada" Edwarda Stachury, o którą to ekranizację zabiegał Daniel Olbrychski, widząc w Antczaku jej reżysera, ani przygotowywana przez Wojciecha J. Hasa adaptacja „Czerwonych tarczy" Jarosława Iwaszkiewicza do produkcji nie zostały skierowane. Na przeszkodzie znów stanął Wilhelmi, w międzyczasie mianowany... przewodniczącym Komitetu ds. Kinematografii. Tym samym zastępca członka KC bez prawa głosu pozostał również w sferze zawodowej. Dlatego poprosił swego protektora Frelka o skierowanie na placówkę zagraniczną w charakterze radcy kulturalnego - a akurat był wakat w USA.


Ambasador Polski w Waszyngtonie Romuald Spasowski przyjął go z otwartymi ramionami. Dzięki nominacji do Oscara swego opus magnum radca kulturalny miał dobre kontakty z filmowcami amerykańskimi. Wydało to plon w postaci fabularnej koprodukcji USA i Polski pt. „Mur" - adaptacji książki Johna Herseya o powstaniu w getcie warszawskim (z Lisą Eichhorn, Dianne Wiest, Tomem Contim i Elim Wallachem w obsadzie).


Jak pisał w „Nocach i dniach mojego życia": „Zachodnie ośrodki propagandy nadawały trudnym sprawom polsko-żydowskim często krzywdzące Polaków interpretacje (do dziś niewiele się to zmieniło! - przyp. aut). W obawie, aby amerykańska strona nie nawtykała nam antypolskich akcentów, Maciej Szczepański (ówczesny prezes Komitetu ds. Radia i Telewizji - przyp. aut.) wystąpił z wnioskiem [...] o oddelegowanie mnie do »Muru« jako jego pełnomocnika i wpadł na pomysł, by otworzyć w Nowym Jorku przedstawicielstwo TVP ds. koprodukcyjnych. Zaproponował, bym stanął na jego czele". Antczak wyraził zgodę.


Zdjęcia realizowano latem 1980 r. w Sosnowcu. „Prezes Szczepański załatwił u generała Jaruzelskiego kilka czołgów T-34, które Masłowski (scenograf - przyp. aut.) przerobił na niemieckie »Tygrysy«. Oczywiście do czołgów były oddelegowane wojskowe załogi. Nie pamiętam, czy był 29, czy 30 sierpnia. Zwróciłam uwagę, ze dowódca czołgistów jest bardzo zgnębiony.


- Coś niedobrego? - zapytałem.


- Tak. Strajki rozszerzają się na całą Polskę. Kończcie, do cholery, ten film, bo w każdej chwili mogą nas odwołać na Wybrzeże".


Po ostatnim klapsie ekipa udała się do Londynu na montaż. Zrazu bez Antczaka, któremu tuż przed odlotem na lotnisku Okęcie „smutny pan" odebrał paszport. Następnego dnia ten sam „mężczyzna o bezkrwistej twarzy" odbył z reżyserem rozmowę w gmachu TVP:


„- Czy pan pozwolił na wzmocnienie (w filmie - przyp. aut.) akcentów antypolskich? Czy pan to potwierdza?


- Nie potwierdzam. Zgodnie z kontraktem polska strona ma prawa wglądu w film na każdym jego etapie. [...]


- Dobrze... Niech pan jedzie do Londynu i robi, co do pana należy. Za trzy dni chcę widzieć pana w tym pokoju".


Odzyskawszy dokument podróży, Antczak dotarł do stolicy Albionu, skąd rozmawiał telefonicznie z żoną, aktorką Jadwigą Barańską, przebywającą za Atlantykiem:


„»Czy ty nie widzisz, że szukają haka? Że chcą z »Muru« zrobić aferę korupcyjną albo polityczną?«. [...] Nie pomyliła się. [...] W niedalekiej przyszłości Szczepański zostaje aresztowany i oskarżony o malwersacje. [...] Mnie, jako jego przedstawiciela [...], bez wątpienia posadzono by na ławie oskarżonych razem z nim [...]. Stałem się przedmiotem partyjnych rozgrywek".


Dołączywszy do rodziny w USA, Antczak złożył rezygnację z funkcji przedstawiciela TVP, odesłał do Polski legitymację partyjną (sic!) i wystąpił o azyl, który otrzymał. Od lat mieszka w Los Angeles, gdzie jest cenionym pedagogiem - kształcił m.in. Alexandra Payne'a, laureata Oscara w kategorii Reżyseria. Koronowirus sprawił, że pan Jerzy nie mógł przybyć do ojczyzny, aby promować drugi tom swych memuarów, toteż byłem zdany na konwersację wirtualną.


TOMASZ Z. ZAPERT: „Jak ja ich kochałem", tytułuje pan bohaterów swych wspomnień, nierzadko ocalając ich od zapomnienia...


JERZY ANTCZAK: Tak, bardzo pięknie pan to ujął. Pragnieniem moim było właśnie ocalić od zapomnienia tych wszystkich, którzy towarzyszyli mi w mojej długiej i krętej wędrówce przez życie.


Wyjątkowy wpływ na ród Antczaków miał pewien Żyd z Włodzimierza Wołyńskiego...


To Icek Pinkwas, syn Sary, prowadzącej w tym mieście mały sklepik pod szyldem „mydło, szydło i powidło". Moja matka bardzo lubiła ten przybytek i jego niezwykłą atmosferę. Icek po agresji bolszewików na Polskę we wrześniu 1939 r. został komendantem lokalnej milicji. Sara pamiętała serdeczność mej rodzicielki i wymogła na nim opiekę nad naszą familią. Dzięki temu nie zostaliśmy wywiezieni na Syberię. A jako bliscy zawodowego wojskowego znajdowaliśmy się na samym szczycie listy przeznaczonych do zsyłki.


W 1946 r. tata - inspektor częstochowskiej placówki Armii Krajowej - został oskarżony o wydanie wyroku śmierci na trzech rosyjskich skoczków spadochronowych. Groziła mu za to kara śmierci. W tym czasie nieoczekiwanie objawił się Pinkwas. Jako Mikołaj Pluta - będąc majorem NKWD - został głównym doradcą Wydziału I (kontrwywiadu), którego celem było ściganie i karanie polskiego podziemia. Zapoznawszy się z aktami sprawy, poczuł zaskoczenie. Odkrył, że obwinionym jest dobrze mu znany z międzywojnia Władysław Antczak, były chorąży 23. Pułku Piechoty stacjonującego we Włodzimierzu Wołyńskim. W enkawudziście odżyły czułe wspomnienia. Przypomniał sobie mą mamę, jej sympatie do tajemniczego świata Żydów, wreszcie szacunek, jakim nasza rodzina, w tym ojciec, okazywali jego rodzicom. Pełen życzliwości znalazł w akcie oskarżenia szyte grubymi nićmi fałszerstwa. Sporządził stosowny raport dla samego ministra spraw wewnętrznych Stanisława Radkiewicza. Z adnotacją, że na skutek nieprawdziwych faktów przedstawionych przez oskarżyciela zaleca umorzenie śledztwa i wypuszczenie podejrzanego na wolność.


Tak w wielkim skrócie wyglądała decyzja przeznaczenia, która za pośrednictwem Icka Pinkwasa vel Mikołaja Pluty uratowała tacie życie. A Sarę Pinkwas sportretowałem w „Nocach i dniach". Jako Arkuszową!


Zanim został pan reżyserem, próbował sił w plastyce, muzyce i aktorstwie. Te dziedziny przyniosły rozczarowanie?


Rozczarowanie to niewłaściwe słowo. Moje próby w różnych dyscyplinach sztuki skumulowały się, aby wybuchnąć w pełni na ekranie. „Wystrzał", „Mistrz", „Epilog norymberski", „Hrabina Cosel", „Chopin. Pragnienie miłości", „Dama Kameliowa" - nie mówiąc o „Nocach i dniach" - czerpały inspiracje z doświadczeń malarskich, muzycznych, jak również kilkuletniego stażu aktorskiego. Jestem przekonany, że wszystkie wydarzenia w życiu każdego z nas mają głęboki sens, jeżeli nawet w danej chwili tego nie zauważamy.


Pańską sytuację odmienił telewizor?


Jak najbardziej! Zauważyłem go zupełnie przypadkowo 10 października 1958 r. na jednej w łódzkich wystaw sklepowych. Ten wytwór najnowszej techniki wzbudzał olbrzymie zainteresowanie przechodniów, a dla mnie stał się wskazówką losu. Dzięki odkryciu telewizji znalazłem się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. I potrafiłem tę szansę wykorzystać.


Doświadczenia nabyte w Teatrze Telewizji pomogły na planie filmowym?


Zdecydowanie. Jako pierwszy w polskiej telewizji zastosowałem przy realizacji przedstawień teatralnych dokrętki filmowe, będące dla mnie zaczynem przyszłej drogi reżysera filmowego. Pracę w telewizji, początkowo w agendzie łódzkiej, następnie w Warszawie - w roli dyrektora Teatru TVP - uważam za bardzo ważny etap życia.


___


Jerzy Antczak - reżyser, pedagog, aktor, urodzony 25 grudnia 1929 r. we Włodzimierzu Wołyńskim.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji