Artykuły

Boże Narodzenie na warmińską nutę

Teatr Nowy zaprasza do muzyczno-literackiej podróży za sprawą płyty z kolędami i gawędami. Część z utworów nagrano w gwarze warmińskiej.


ROZMOWA Z GRZEGORZEM GROMKIEM I WERONIKĄ CHWORAK z Teatru Nowego w Olsztynie


IWONA GOERKE: Nagraliście płytę Kolęduj-My! Warmia - Mazury na święta w trakcie pandemii. Jak wyglądała praca w takim czasie?


GRZEGORZ GROMEK: To było wariactwo. Chcieliśmy wydać płytę jeszcze przed świętami. Na realizację było niewiele czasu, a tryb, w jakim pracowaliśmy, był inny niż normalnie. Zwykle nagrywa się zbiorowe partie zbiorowo. My każdego musieliśmy nagrywać oddzielnie. W studiu nie mogło przebywać wiele osób, mamy przecież obostrzenia, których musimy się trzymać.


Do pracy zaprosiliście różnych artystów. Praca nad wspólną koncepcją była wyzwaniem?


G. G.: Tę pracę wykonała głównie Maria Rumińska, robiąc aranżacje. Maria była kierownikiem muzycznym projektu, wykonała ogrom pracy. Zaprosiliśmy artystów z różnych kręgów i estetyk, aby płyta była różnorodna i kolorowa. Ale dobieraliśmy ich tak, by wciąż można było stworzyć sensowną całość. Jestem bardzo zadowolony z efektu.


Waszym celem było wsparcie artystów z regionu, którzy ucierpieli przez epidemię.


G. G.: Część z tych artystów, żeby przetrwać, musiała porzucić instrumenty czy śpiewanie. Ktoś sprzedaje rybki akwariowe, inny zakłada solary na dach. Jeżeli jesteś artystą performatywnym, wykonujesz zawód, w którym liczy się kontakt z publicznością, to sytuacja pandemiczna zupełnie to przekreśla. I nagle zostajesz z niczym. Nic nie możesz zrobić.


Internet nie pomaga przetrwać?


G. G.: Internet już napchał się zamiennikami rzeczywistości namacalnej, została tylko ta wirtualna. Mam wrażanie, że patronat ludzie mają już tego dość. My, jako Teatr Nowy, chcieliśmy zrobić coś, żeby tych rękawic na kołku całkowicie nie odwiesić, ale też, żeby pomóc sobie nawzajem i zrobić coś fajnego. Zbliżają się święta, więc projekt kolędowo-gawędowy wydał nam się świetnym pomysłem. Płytą przypominamy, że artyści z regionu wciąż są, żyją, ale nie grywają, jak dawniej, w różnych miejscach.


Wszyscy artyści są w tak samo złej sytuacji?


G. G.: Najgorzej mają osoby, a takich na tej płycie jest większość, które nie są związane z żadną instytucją. Na etacie artysta ma pensję, jest może i pomniejszoną, starcza - albo i nie - na czynsz, i już nie ma tych pieniędzy. W instytucjach podstawowe pensje są niewielkie. Jeżeli artysta nie gra, nie zarabia. Praca nad płytą pozwoliła chociaż trochę zapomnieć o tej rzeczywistości. Dostaję SMS-y od artystów, którzy brali udział w nagraniach. Piszą w nich, jak ta praca im pomogła, że coś fajnego się wydarzyło, że jest jakiś promyk nadziei. Mam kilkanaście takich SMS-ów. To bardzo wzruszające,


Praca nad płytą była więc dla was w tym trudnym czasie pozytywnym doświadczeniem. Myślicie, że dobre emocje słychać w utworach?


WERONIKA CHWORAK: Płyta jest naszpikowana pozytywną energią i miłością. O tym świadczą chociażby komentarze, które otrzymaliśmy tuż po publikacji „Zielgo nozina", jednej z kolęd. Oprócz bardzo entuzjastycznych opinii pojawiły się pytania o to, kiedy będzie można posłuchać całej płyty.


G. G.: Komentarze to jedno. Twardymi danymi, które pokazują dobre przyjęcie i popularność, są zasięgi, jakie ma ta kolęda.


W. CH.: Od początku do końca nagranie odtworzono ponad 20 tys. razy.


G. G.: Myśleliśmy, że kolędę przesłuchają nasi znajomi i rodziny. Odzew, z jakim się spotkaliśmy, bardzo nas zaskoczył.


„Zielgo Nozina", kolęda, którą wpuściliście do internetu jako pierwszą, jest śpiewana w gwarze warmińskiej.


G. G.: Tu są lekkie kontrowersje. Ja uważam, że to jest gwara warmińska. W. CH.: Ja z kolei usłyszałam, że jest to gwara mazurska.


To skąd jest ta kolęda i dlaczego wywołuje sprzeczne opinie?


G. G.: Podczas robienia listy z utworami, które powinny znaleźć się na płycie, wertowaliśmy zbiory Marii Rumińskiej. Maria miała zapiski z Państwowej Akademii Nauk, w której znalazła się ta kolęda. Spisano ją w 1951 roku w Ostródzie. My skorzystaliśmy z tego zapisu, ale wydawało nam się, że w nim jest coś nie tak. Było w niej za dużo klasycznego języka polskiego. Pokazaliśmy ją Edwardowi Cyfusowi, on nam ją przegwarzył na warmiński. Należy wyjaśnić, że nie ma osobnego gatunku muzycznego, takiego jak kolęda warmińska. Warmiacy śpiewali kolędy polskie lub niemieckie, ale przegwarzone na warmiński, a w zależności od regionu ta gwara się różniła.


Dlaczego śpiewacie w gwarze warmińskiej?


G. G.: Zawsze szukałem tożsamości współczesnych Warmiaków i Mazurów. A w zasadzie jej braków. Po 1945 roku wymieniono tutaj cale społeczeństwo. Ci, co zostali tutaj przywiezieni, nie do końca utożsamiają się ze wschodem, a Warmiaków prawie nie ma. To jest czas i miejsce, by tożsamość budować. Potrzebujemy jej. Ja jej bardzo potrzebuję.


W efekcie mamy na płycie obok kolęd śpiewanych po polsku i te w gwarze warmińskiej.


G. G.: Kolędy w gwarze są bardzo estetyczne, nośne. Jak porównasz je do tych, które znamy, to te nasze są zupełnie inne. Bardzo energetyczne, chce się wręcz do nich tańczyć. 


W. CH.: Okładka naszej płyty także zawiera elementy regionalne. Choinka jest „utkana" z koników warmińskich, są motywy z czepców warmińskich.


G. G.: Odwołujemy się do tego, gdzie jesteśmy, nie udajemy, że jesteśmy w Zakopanem. Nie mamy się czego wstydzić. Mamy piękną kulturę, trochę trudną historię, którą nie każdy chce akceptować.


W ostatnim czasie powstał kolejny komiks po warmińsku, są kursy gwary warmińskiej, piosenki. Myślicie, że mamy już do czynienia z pewną modą?


G. G.: Myślę, że ona powoli pojawia się, bo jest potrzeba odkrywania tożsamości. Na razie jest obecna w małych kręgach inteligenckich, nie rozlewa się jeszcze na popkulturę, ale moim zdaniem dzięki takim projektom


jak nasz, ma szansę zaistnieć szerzej. Ktoś posłucha tej płyty i zacznie się zastanawiać: „a po jakiemu to?". Zerknie do tekstu, do jakiejś książki, zada sobie pytanie o ten region. Poza tym to jest świetny materiał promocyjny. Naszą płytę współfinansuje marszałek województwa. To inwestycja w kulturę, a nie jakiś koszt, który trzeba ponieść. Udało nam się dogadać właśnie na tym poziomie, żeby w kulturę inwestować, a nie po prostu odpalić coś artystom i niech spadają.


W. Ch.: Płytę kierujemy nie tylko do mieszkańców tego regionu. Słuchając jej, ktoś może powiedzieć „O, Warmia i Mazury na święta, ekstra, ale w sumie to nigdy tam nie byłem". Może to kogoś zachęci [do odwiedzin].


Oprócz kolęd po polsku i warmińsku, nagraliście także gawędy i anegdoty.


W. CH.: Gawędy napisali Irena Telesz-Burczyk, Katarzyna Enerlich, Tadeusz Burniewicz i Włodzimierz Kowalewski. Utwory zaś czytają aktorzy: Wiesława Szymańska, Irena Telesz-Burczyk, Marian Czarkowski i Grzegorz Gromek. Każda z gawęd jest inna, ale nawiązują one do wspomnień z dzieciństwa o świętach. Autorzy wspominają m.in. potrawy, takie jak wileńskie śliżyki. Z gawęd bije ciepło rodzinne.


Waszych historii tam nie ma, co przecież nie znaczy, że nie macie świątecznych anegdot.


G. G.: Mam takie wspomnienie z wczesnego dzieciństwa, to były lata 80. Na Wigilię przyjechał do nas dziadek. Wszyscy pakowali prezenty w jednym pokoju, ja zamknąłem się w drugim. Z jakiegoś prezentu wyjąłem mikołaja z czekolady. Chciałem go dać dziadkowi. Siedziałem w pokoju z tym mikołajem, mówiłem sobie, że to dla dziadka, żeby go nie ruszać, nie otwierać, ale nie wytrzymałem. To była zbyt wielka pokusa. Rozpakowałem go z pozłotka i zacząłem oblizywać. Do pokoju wszedł dziadek, zobaczył mnie z przyklejonym językiem do tego czekoladowego mikołaja i zapytał, co ja robię. Zastygłem. Dziadek dostał go ode mnie, ale nie wiem, czy go zjadł.


W. CH.: Pierwsze święta, które zapamiętałam, to były te spędzane u dziadka w Kanadzie. Miałam pięć lat. Byłam dziwnym dzieckiem, nie lubiłam lalek, bawiłam się samochodami i bałam się Mikołaja. W Polsce w centrach handlowych nie było jeszcze Mikołajów, którym dzieci siadają na kolano i mówią, co chcą dostać pod choinkę. Do tego obowiązkowe zdjęcie. W Kanadzie byli. Moja mama chciała, żebym miała takie zdjęcie, ale zawsze wpadałam w ryk. Wiedziałam, że Mikołaj nie istnieje i mówiłam, że obcy facet mnie nie dotknie. Ale mama postawiła na swoim i usiadłam Mikołajowi na kolana. Mówił do mnie po angielsku, ja nic nie rozumiałam. Obok elf potrząsał laską cukrową, chciał mi ją dać. I tak mam wymarzone przez mamę zdjęcie z Mikołajem, jak siedzę na jego kolanach bardzo niezadowolona.


Święta to nie tylko czas Mikołajów, prezentów, ale i życzeń. Czego można życzyć ludziom kultury?


G. G.: Przede wszystkim spokoju, bo ten czas powoduje rozedrganie i niepokój. I to nie tylko w naszej branży. Przed epidemią można było zaplanować coś na trzy miesiące naprzód, na pół roku, rok. Dziś nie jesteśmy w stanie zaplanować jutrzejszego dnia.


Działalność Teatru Nowego głównie opiera się na spektaklach i koncertach wyjazdowych.


W. CH.: Jeszcze jakiś czas temu myśleliśmy, że w grudniu sytuacja zacznie się normować. Mieliśmy w planach koncert premierowy, w styczniu zaplanowaliśmy dwa występy i spektakl. Teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Ośrodki kultury i hotele są zamknięte. Dostajemy informacje o odwołanych występach. Chciałabym planować sprzedaż, ale w tym momencie jest to bardzo trudne. Ostatni koncert zagraliśmy w październiku w Brodnicy. Przez obostrzenia było 25 proc. widowni, na fotelach wielkie „X", wyglądało to jak miejsca do odstrzału. Artystom, z którymi jeżdżę, trudno jest patrzeć na prawie puste sale.


G. G.: To prawda, jest to trudne. Ludzie chcieliby przyjść, posłuchać, obejrzeć, pobyć z nami, być w środku historii, ale nie mogą. Pandemia wywołała w nas strach i reakcję ucieczki. Z drugiej strony są obostrzenia, więc nawet, jak ktoś chciałby przyjść na spektakl czy koncert, to nie ma takiej możliwości. Sztuka i kultura jest na końcu łańcuszka pokarmowego. Jako pierwsi zostaliśmy zamrożeni i jako ostatni zostaniemy odmrożeni. Ten okres wegetatywny będzie w naszej branży najdłuższy.


To co dalej z Teatrem Nowym?


G. G.: Mamy pomysły na kolejne działania, chcemy przymierzyć się do czegoś w rodzaju musicalu i zabrać się za klasyczny dramatyczny tekst. Myślałem o „Starej kobiecie wysiaduje" Różewicza.


Przekonacie się do internetu czy to planujecie jako projekt po odmrożeniu kultury, już na żywo?


W. CH.: Żeby planować jakikolwiek projekt internetowy, musielibyśmy mieć informacje z instytucji kultury, że chcą w coś takiego wejść. Żaden ośrodek nie wyda pieniędzy na coś niepewnego. Tak poza tym to odbiór w internecie jest zdecydowanie inny niż na żywo. Podczas występów przed publicznością widzę, jak ludzie wchodzą w opowieść, biorą w niej udział.


G. G.: Jesteśmy przyzwyczajeni do kontaktu z widzem, do spotkania. Ono nas nakręca. W internecie tego nie ma, współuczestnik nie wejdzie z nami w ten świat. Robienie teatru w internecie mija się z celem, ponieważ są media, które dysponują o wiele większymi środkami i lepszymi narzędziami, by przygotować widowisko wizualne. Film prześcignął teatr w wizualnym opowiadaniu historii.


Są przecież i wielcy miłośnicy teatru. Mylicie, że nawet oni zamiast spektaklu online wybiorą platformę z filmami i serialami?


G. G.: Uwielbiam teatr, a na samą myśl, że mam obejrzeć spektakl online, jest mi niedobrze. Mam wrażenie, że osoby, które oglądają spektakle online, można podzielić na grupy: osoby związane z danym projektem, osoby, które oglądają ze względu na swoją pracę, bo jest im to do czegoś potrzebne. Trzecią grupą są osoby bardzo zdeterminowane, by zobaczyć w przedstawieniu jakieś nazwisko, reżysera czy tekst. 


W. CH.: Oglądając koncert w internecie, nie da się odczuć więzi z artystami, ich energii. Podczas oglądania sprawdza się telefon, robi coś w międzyczasie, a koncert czy spektakl leci w tle. Na żywo przeżywasz. 


G. G.: Internet stał się protezą. Ona jest, miejmy nadzieję, na chwilę. Założyliśmy taką protezę, jaką jest internet, żebyśmy nie upadli, dokuśtykali do końca pandemii.


Ale nie jest przecież tak, że wy się kompletnie z internetu wylogowaliście.


G. G.: Z Miejską Biblioteką Publiczną robimy cykl czytań. Nie robimy tego przy stole i z kartką, to byłoby nudne, ale też nie udajemy, że robimy przedstawienie czy film. Bawimy się w nagraniach dźwiękiem i obrazem, urozmaicamy, by dało się to oglądać w internecie.


A gdzie możemy posłuchać waszej świątecznej płyty?


G. G.: Płyta została wydana na CD, egzemplarzy jest niewiele. Rozdamy ją osobom zaangażowanym w powstanie płyty. Całość będzie można pobrać na naszej stronie internetowej i posłuchać w m.in. na YouTubie, Spotify za darmo. Według marketingowców darmowe udostępnienie twórczości może być strzałem w kolano, bo żeby coś docenić, trzeba za to zapłacić.


Może wasza płyta będzie wyjątkiem? 


G. G.: Mam taką nadzieję. „Kolęduj-My. Warmia - Mazury na święta" to produkt mocno regionalny, bardzo dobrze przygotowany, na wysokim poziomie. Wart poznania.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji