Artykuły

Człowiek pod nieboskłonem

"Strumień" w reż. Leszka Mądzika w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Mądzik znowu zaskoczył miłośników teatru mroku. W nowy sposób potraktował przestrzeń teatru i aktora.

Możemy być pewni, że w teatrze Leszka Mądzika nie znajdziemy najmniejszego śladu wiadomości z dziennika telewizyjnego czy z pierwszych stron gazet. Teatr ten nie jest dokumentem tak rozumianego dnia codziennego, niemniej w niezwykły sposób do tej codzienności się odnosi. Bo Mądzik zderza naszą konieczną przygodność, przypadkowość, chwilowość i owo obarczenie codziennością - z wiecznością i transcendencją. W "Strumieniu" powrócił - jakby nawiązując do "Zielnika" sprzed 30 lat - do kwestii biologii człowieka. Biologiczność, która jest ziemskim, poniekąd banalnym, lecz i dokuczliwym aspektem bytu ludzkiego, zostaje przez Mądzika ukazana jako coś sprzężonego z transcendencją. To przez biologię doświadczamy piękna, miłości oraz czasu. To z biologii bierze się nasz egzystencjalny niepokój. To biologia czyni chwile życia dwuznacznymi, tak jak rozchylone nogi kobiety mogą przywodzić na myśl i narodziny i seks. Mądzik pokazuje to w fascynujący sposób. Prosty obraz człowieka pod nieboskłonem ma porażającą moc.

Wspaniałą muzykę do tego spektaklu wystawionego na scenie w Zielonej Górze napisał Andrzej Zarycki. Ale to nieco inny teatr Mądzika niż go znamy. W spektaklach zrealizowanych przez Scenę Plastyczną KUL Mądzik budował czarne, wąskie i długie tunele, w których perspektywie dzieją się kreowane przez niego obrazy. W spektaklu "Strumień" obok perspektywy skorzystał z plastycznych walorów panoramy, jakie daje szerokie pudło sceny teatru repertuarowego. Swoboda tego wielokierunkowego zagospodarowania przestrzeni obrazami jest doprawdy zaskakująca. Nie poetyka mroku budowana na powidokowych obrazach, rodzących się na krawędzi oka, ale sama wizyjność, wizualność i plastyczność niemal krystaliczna stały się esencją tego spektaklu. Czyste malarstwo, w którym pędzlem jest światło. Za tym innym budowaniem obrazu idzie nowe wykorzystanie aktora, wciąż niemego, który jednak nie jest ludzką kukłą, a aktorem grającym swoje ciało. Nadal aura widowiska ma wymowę głęboko chrześcijańską, ale chwilami uzyskiwaną obrazami o charakterze niemal hollywoodzkim. I wciąż ta sama pozostaje, mimo wszystko, tajemniczość i niejednoznaczność wizji jego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji