Artykuły

Od rewolucjonistki do bufetowej. Filmowe role Miry Zimińskiej

Pani Miro, proszę na plan!


31 grudnia 1922 roku w „Kurierze Warszawskim" ukazała się reklama działającego przy Nowym Świecie 63 kino „Rococo". Zapowiadała wieczorny pokaz obrazu „Wszystko się kręci". Ten skecz filmowy, określony przez prasę jako „połączenie muzyki, śpiewu, popisów tanecznych i scen kabaretowych" rozgrywających się i na scenie i na ekranie, a nawet pomiędzy publicznością, był debiutem Miry Zimińskiej w kinie - pisze Lena Szatkowska w Tygodniku Płockim.


Razem z nią wystąpili Karol Hanusz i Romuald Gierasieński. Scenariusz napisał i za reżyserię odpowiadał Danny Kaden (Daniel Kirschenfinkel). Ten „charakterystyczny aktor, któremu niemałą sławę przyniosły role komiczne" (jak określał go Ludwik Sempoliński) w roku powstania filmu ruszył z projektem „Kaden-Film". Produkcja „Wszystko się kręci" osiągnęła sporą popularność. W lutym 1923 roku, gdy film wyświetlano po raz pierwszy w wileńskim Teatrze Helios, było to już 106 pokaz.


Rok później (1924) Mira, wtedy już znana artystka kabaretu Qui pro Quo, wystąpiła obok Jadwigi Smosarskiej w filmie „O czem się nie mówi" w reżyserii Edwarda Puchalskiego. Było to kolejne spotkanie Miry z twórczością Gabrieli Zapolskiej, pierwsze na srebrnym ekranie. Film zapowiadany jako „wybitnie sensacyjny, erotyczny dramat życiowy w 8 aktach z prologiem" nie zachował się. Mira Zimińska została jednak wymieniona na plakacie. Prawdopodobnie zagrała jakiś niewielki epizod, ale w doborowej obsadzie, pomiędzy Jadwigą Smosarską (Frania zwana „Porankiem"), Kazimierzem Justianem (urzędnik bankowy Krajewski zwany Tatuńciem), Wandą Siemaszkową (Romanowa), Władysławem Grabowskim (Konitz), Stefanem Jaraczem (radca Wolski), Marią Gorczynską (Mańka), Wiesławem Gawlikowskim (Kosz), Ludwikiem Frietsche (ten, co płaci), Marią Dulębą (Gwozdecka) i Marią Balcerkiewiczówną (jedna z „tych").


W 1925 roku powstała „Iwonka". Film w reżyserii Emila Chaberskiego na podstawie poczytnej powieści Juliusza Germana, długo uznawano za zaginiony. Jego trzy fragmenty (326 metrów taśmy, ok. 20 minut) odnaleziono dopiero w 2013 roku w holenderskim archiwum. Była to najdroższa produkcja wytwórni Sfinks, jak na owe czasy ogromna, która odniosła sukces frekwencyjny. Bilety na seans trzeba było rezerwować 2 tygodnie wcześniej. Romantyczna opowieść na tle „Cudu nad Wisłą" i zwycięskiej wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku zwieńczona happy endem, bardzo się widowni podobała. Entuzjazmu nie podzielali krytycy. Ani powabna Smosarska w roli Iwonki, ani Węgrzyn (Gabriel), ani nawet Grabowski (Olinstierna) nie zdołali zachwycić recenzenta „Wiadomości Literackich" Antoniego Słonimskiego. Zarzucił Smosarskiej, że "jej uroda nie ma nic do powiedzenia w kinematografie". Węgrzynowi, obdarzonemu niewątpliwie „najpiękniejszym głosem z aktorów polskich", że grany przez niego „demon elegancji" nijak ma się do całości. „Już w pierwszej scenie widzieliśmy, jak pije sam szampana i rzuca papierosy na dywan. Tego nie robi nawet Beylin, kiedy jest sam w pokoju" - napisał Słonimski. A Grabowski? - „w roli Szweda był tak straszny, że mógłby sam jeden iść na Częstochowę". Dostało się i oglądającej film wraz z recenzentem publiczności. „Publiczność grała nie gorzej od aktorów, oklaskując najgłupsze momenty. Zwłaszcza drażniące jest bezmyślne bicie brawa na widok czapki wojskowej".


W tym filmie Zimińska zagrała małą rólkę Bronki, przyjaciółki lwowskiego batiara Felka (Wiesław Gawlikowski). Obie postacie pomagają Iwonce w ucieczce przed prześladowcą. W obsadzie byli także: Mieczysław Frenkiel, Stefan Jaracz, Maria Modzelewska, Janina Romanówna, Józef Kotarbiński i Antoni Fertner.


Największą sławę film przyniósł Smosarskiej, którą mimo niechętnej recenzji, publiczność pokochała jeszcze bardziej. Tłumy fanów przychodziły pod hotel, gdzie mieszkała aktorka, zatrzymując ruch na ulicy. Potem gwiazda zatrudniła asystentkę, która wysyłała wielbicielom swoją fotografię z autografem. Takie portrety były w międzywojniu bardzo modne. Miała je również Mira.


Następna produkcja z udziałem Zimińskiej „O czem się nie myśli" w reżyserii Edwarda Puchalskiego miała premierę 29 kwietnia 1926 roku. Ten film również się nie zachował. Z informacji prasowych wynika, że Mira Zimińska w roli pianistki Wandy ponownie spotkała się na planie z Węgrzynem i Modzelewską. Nazwisko Zimińskiej tym razem pojawiło się na afiszu i niewątpliwie przyciągało publiczność do kin.


Chcesz, to mnie bierz


Prapremiera kolejnego obrazu, w którym zagrała Mira - „Na Sybir" - odbyła się 31 października 1930 roku na Zamku Królewskim w Warszawie. Z udziałem prezydenta Ignacego Mościckiego. Ten dramat o miłości i poświęceniu wyreżyserował Henryk Szaro. Scenariusz napisali wspólnie Szaro, Anatol Stern i Wacław Sieroszewski. Autorami zdjęć byli: Mikołaj Farkas (Miklos Farkas) i Zbigniew Gniazdowski. Specjalnie napisaną dla tego filmu piosenkę „Płomienne serca" skomponował Henryk Wars do tekstu Mariana Hemara. W historii o zesłanym na Syberię Ryszardzie Prawdzicu „Sępie" (Adam Brodzisz) - rewolucjoniście z 1905 roku, za którym podąża zakochana Rena Czarska (Jadwiga Smosarska), rolę rewolucjonistki Janki (jedyną w męskim towarzystwie) bardzo przekonująco odtworzyła Mira Zimińska. Zimowe syberyjskie plenery całkiem udanie „zagrała" Puszcza Białowieska. Tam kręcono wędrówkę skazańców na miejsce zesłania, scenę ucieczki Prawdzica, pogoń za saniami ze Smosarską i Brodziszem. Mieszkańcy Białowieży przydali się jako statyści. Tak brawurowych scen nie powstydziłaby się żadna amerykańska produkcja.


A jeśli mowa o Hollywood, w 1930 roku do Warszawy przyjechał amerykański impresario angażować aktorów do filmu kręconego przez wytwórnie "Paramount". Mira tak wspominała swój udział: „Wytwórnia ta wpadła na pomysł, by tanio zrealizować film rewiowy i sprzedać go w całej Europie. Scenariusz jeden, dekoracja jedna, artyści ci sami, amerykańscy i francuscy, tylko konferansjerka w różnych językach. Impresario nazywał się Dick Blumenthal. Zaangażował do jakiejś komedii czy dramatu, zdaje się, Romanównę i Olszę. Wszyscy mówili: Już dwie osoby zaangażował. Teraz szuka trzeciej - do rewii. Wybrał mnie. Później jeszcze spodobał mu się Maszyński".


Zdjęcia do filmu powstawały pod Paryżem. Mira pojechała w towarzystwie Hemara, który napisał dowcipną konferansjerkę dla niej i Maszyńskiego. Wersja polska była jedną z wielu (obok czeskiej, węgierskiej, serbskiej, japońskiej, francuskiej i hiszpańskiej), które studio „Paramount" wypuściło na rynek. W amerykańskim oryginale wystąpiły główne gwiazdy wytwórni, aktorzy i tancerze w ilości naprawdę imponującej. Do historii przeszła finałowa piosenka „Sweeping the Clouds Away", którą kominiarz - Maurice Chevalier, śpiewa na dachu. Za udział w tym filmie Mira otrzymała oszałamiającą gażę. Zadowolony impresario namawiał ją nawet na wyjazd do Ameryki. Nie przyjęła oferty. Rozbrajająco wyznała: "języka angielskiego i tak w życiu się nie nauczę".


Przedwojenne komedie nie mogły obyć się bez piosenki. Tę z filmu „Każdemu wolno kochać" nuciła w 1933 cała Polska: Każdemu wolno kochać, to miłości słodkie prawo, bo się kocha sercem a każdy je ma/Każdemu wolno kochać, a więc za miłość sprawą, niech znikają troski, a miłość niech trwa. Tekst napisał Emani Szlechter. Muzykę: Zygmunt Karasiński i Szymon Kataszek. Utwór zaśpię wali w duecie Janina Brochwiczówna i Witold Conti.


Szlechter napisał jeszcze wiele piosenek, które stały się przebojem. W 1934 roku powstała „Odrobił szczęścia w miłości" z filmu „Co mój mąż robi w nocy", z muzyką Jerzego Petersburskiego. Rok później powstał tekst "Bo to się zwykle tak zaczyna" dla Teatru Stara Banda. Inną piosenkę Szlechtera „Szczęście raz się uśmiecha" wylansowała Hanka Ordonówna.


Komedio-farsa muzyczna „Każdemu wolno kochać" w reżyserii Mieczysława Krawicza i Janusza Warneckiego była pierwszym całkowicie dźwiękowym polskim filmem (dźwięk zarejestrowano bezpośrednio na taśmie filmowej). Jej premiera odbyła się 24 lutego 1933 roku. Jak przystało na taki debiut, zaczynała się sekwencją muzyczną. W czynszowej kamienicy „rzępoli od rana, a komornego nie płaci" młody kompozytor Alojzy Kędziorek (Mariusz Maszyński). Jego poranny koncert budzi innych mieszkańców, w tym uroczą pannę Renatę (Lili Zielińska), córkę właścicieli, Hipka (Adolf Dymsza) i Lodzie (Zimińska), pokojówkę Sagankiewiczów. Nazwisko Zimińskiej w obsadzie znalazło się na trzecim miejscu, zaraz za Dymszą i Maszyńskim.


Znakomity komik Adolf Dymsza to niezrównany partner Miry w wykonywanych w kabarecie Qui pro Quo skeczach. Realizatorzy wiedzieli, że zaangażowanie tej pary przyniesie filmowi sukces. Tygodnik „Kino" zamieścił relacje z planu „Każdemu wolno kochać" zatytułowaną „Mira Zimińska i Adolf Dymsza tańczą na stole":


„Zapalają się wielkie jupitery. Oślepiające światło i żar nie do wytrzymania. Zaczyna się gra. Zimińska „odwala" z Dymszą jakiś dialog pocieszny, utrzymany w tonie groteskowym; po chwili następuje rzecz zupełnie nieoczekiwana. Zimińska zdejmuje z małej poduszki koronkową serwetkę i szybko narzuca sobie na głowę, z wazonu wyjmuje czerwony kwiatek i chwyta go w zęby. Już jest... hiszpanką. Dymsza w jednej chwili przybrał wygląd hiszpańskiego Torresa. (...) W jednej chwili cała zastawa stołowa wraz z serwetą znalazła się na podłodze, a Zimińska i Dymsza skoczyli na stół i zaczęli tańczyć.".


W tej scenie nie tylko tańczyli, także śpiewali. To była znakomita purnonsensowa parodia operetkowych duetów i kabaret w jednym. Do dziś ma tysiące odsłon na YouTubie. Panna Lodzia i Hipek śpiewają: „Chcesz, to mnie bierz/ Będzie z nas para świetnie dobrana/ Mów parę słów no i już/ Do mnie chodź na kolana/ Będziemy wiecznie się kochali/ I całowali dzień i noc/ Chcesz, to mnie bierz/ Ale już, bo się potem rozmyślę/ Mów parę słów, potem siup!/ Zaręczyny, no i ślub/. W każdemu wolno kochać" Mira występuje w coraz ładniejszych kostiumach. Od garkotłuka awansuje na prowadzącą bufet w teatrze rewiowym.


Mira nie przywiązywała wagi do ról filmowych. Uważała je za głupiutkie i naiwne. Nie miała racji. Choć niektóre filmy się zestarzały, widać w nich jej talent i warsztat aktorski. I tylko filmy przetrwały. Nie występy na scenie Qui pro Quo ani w teatrach.


W nowym gmachu Muzeum Mazowieckiego (Kolegialna 6) już rozpoczęło się odliczanie do pierwszego seansu w kinie Odeon. Czy z ekranu popłynie głos Miry?


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji