Artykuły

Być jak Virtuoso

Gdy pod koniec 1918 r. przypłynął do Gdańska, świat dziesiątkowała hiszpanka. Nie wstrzymała budowy polskiej niepodległości. Wkrótce Ignacy Jan Paderewski stanął na czele rządu. 10 listopada 2020 r. tytułowy Virtuoso miał dotrzeć do Warszawy. Nie udało się. Zatrzymała
go pandemia.



Spektakl „Virtuoso", którego prapremiera odbyła się 12 września w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, historię życia Ignacego Jana Paderewskiego opowiada z amerykańskiej perspektywy. Autor Matthew Hardy (zwycięzca konkursu na najlepszy musical o polskim kompozytorze i polityku) oraz reżyser Jerzy Jan Połoński pokazali bohatera nie tylko jako wybitnego polityka, lecz także showmana, ulubieńca tłumów i bożyszcze kobiecych serc.


Kilka dni temu, z powodu pandemii, planowaną w Teatrze Polskim warszawską premierę przesunięto na inny termin. O bohaterze, którego 160. rocznica urodzin przypadnie 18 listopada, oraz postaci tytułowego „Virtuoso" rozmawiamy z Januszem Krucińskim.

Zagrał pan wiele wspaniałych ról na scenie muzycznej, wcielając się m.in. w Jezusa, Judasza, Jeana Valjeana, Henry'ego Jekylla i Mr Hyde'a... Czy najnowszą kreację coś z nimi łączy?

Janusz Kruciński: Wiele, może nawet wszystko i w gruncie rzeczy... nic. Zapewne mój Paderewski nosi w sobie znamiona innych postaci - moje i ich marzenia, lęki, miłości, wstręty, wspomnienia. Ale wszystko to, zaprawione obrazem epoki i biograficznymi detalami, daje w efekcie zupełnie nową konfigurację. Jeśli coś je łączy, to cudowna zmienność i odkrywanie nowych możliwości.

W jakim momencie poznajemy bohatera?

Spektakl otwiera obraz z czasów triumfu Paderewskiego jako pianisty, a zatem rok 1892 i sala Carnegie Hall - do dziś, niezmiennie, marzenie każdego artysty. Ale teatralna maszyna czasu szybko przenosi nas o dekadę wcześniej, do Wyszkowa, na jeden z pierwszych koncertów przyszłego bożyszcza tłumów. A gdzie się kończy owa historia... właściwie trudno powiedzieć jednoznacznie. Scenariusz wskazuje rok 1920, ale prawem widza jest dostrzeżenie w ostatniej scenie, dzień 29 czerwca 1941 r., czyli... Ciekawiej będzie poszukać samodzielnie i zobaczyć na własne oczy, aby wyrobić sobie opinię.

Znakomity pianista, wytrawny polityk, działacz niepodległościowy... Jak do tego, co wiemy ze szkoły, ma się paddymania, którą pokazuje spektakl? I jak odnajdywał się w niej Paderewski?

Szczerze mówiąc szkolna wiedza na temat naszego bohatera to zwyczajny wstyd. Sądzę, że takich wstydów mamy w programie bez liku. Przyznaję również jestem zawstydzony. Dlatego uważam ten musical za szalenie istotny.



Gdybyśmy przestali stawiać pomniki (dosłownie i w przenośni), które jedni zawłaszczają, a inni obalają, w zależności od tego, jak zawieje wiatr historii; gdybyśmy zamiast tego opowiadali młodym ludziom fascynującą historię naszych bohaterów, może wreszcie młodzież zaczęłaby traktować wielkich Polaków jak bliskich sobie. Jestem gotów podjąć zakład o to, że na tym fundamencie można by zacząć budować prawdziwy patriotyzm.

Co do drugiej części pytania... nie sądzę, aby owa paddymania była bliska sercu Paderewskiego, ale bez wątpienia potrafił ją właściwie wykorzystać, kiedy zaczął realizować największe dzieło swojego życia - wolną Polskę.

Czy jest jakaś scena, dzięki której lepiej zrozumiał pan tytułowego Virtuoso?

Szalenie mnie wciągnął cały wątek relacji damsko-męskich. Pokazuje bardzo
ludzkie oblicze bohatera, a jednocześnie stanowi napęd dalszych kolei jego losu. Jak wiadomo, za każdym wielkim mężczyzną... stoi kobieta. W przypadku Ignacego było ich kilka, choć dwie można zdecydowanie uznać za wiodące prym. A najbardziej wstrząsnęły mną scena poprzedzająca utwór „Wotum zaufania" i sam utwór. W nader poruszający sposób odmalowuje obraz naszej narodowej bolączki - odwieczny brak umiejętności współpracy we wszystkich chwilach, które po czasie niedoli wolnością łopoczą w naszych żaglach. Zawsze w takich razach sternik ustawia okręt tak, że wiatr łamie maszty albo wspólnymi siłami, mężnie... wpływamy na mieliznę. Smutne.

Ale muzyka w spektaklu jest nie tylko minorowa? Jakie style się w niej przewijają?

Blues, rock, pop jak za starych dobrych czasów, wspaniałe, typowo musicalowe, szerokie melodie, manifesty, miłosne (i nie tylko) duety, a wszystko obficie zaprawione Chopinem i Paderewskim. Moim zdaniem - dzieło kompletne, wspaniałe, poruszające, żywe i pouczające.

Który z utworów ma szansę zapaść widzom w pamięć?

Wspaniałe, energetyczne i powtarzane na wiele sposobów: „Paddymania" to coś, co kojarzy mi się z „We will... We will rock You!" Queen, ale w przebiegu sztuki jest wiele melodii cudownie wpadających w ucho. Osobiście marzy mi się natomiast, aby w świat poszło przesłanie śpiewane przez cały zespół na zakończenie spektaklu: „Chcą, byśmy byli słabi, rozdarci na pół,/ lecz razem będziemy, a z nami Bóg!" „Razem..." - to słowo klucz. A Bóg... chcę wierzyć, że w swej nieskończonej mądrości wszystkich nas kocha jednakowo i nie stawia sztucznych granic.                    


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji