Artykuły

Filozof radzi księciu

Odszedł Ludwik Flaszen, ostatni z czterech muszkieterów, czyli najwybitniejszych uczniów prof. Kazimierza Wyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, krytyk teatralny, a przede wszystkim kierownik literacki, czy – jak sam siebie określał – advocatus diaboli w Teatrze Laboratorium.


Jerzy Grotowski i Ludwik Flaszen od początku działalności w Opolu realizowali program sceny eksperymentalnej, która miała poruszać najważniejsze problemy współczesności. Reżyser Grotowski i kierownik literacki Flaszen realizowali ten program konsekwentnie, ale metaforyczność spektakli, „w gąszczu udziwnień i niezrozumiałych dla normalnego widza alegorii” (jak zanotował cenzor), podkreślanie w programach i w prasie nowego, dopiero kształtującego się stylu gry aktorskiej, a także eksperymenty Jerzego Gurawskiego z przestrzenią sceniczną skutecznie odwracały uwagę od tego, jak istotne kwestie twórcy w tych przedstawieniach poruszali. Wymowa opolskich spektakli była niejasna nie tylko dla cenzorów, ale i dla zwykłego, nawet całkiem dobrze wykształconego widza. Inscenizacje Grotowskiego były ironicznym obrazem rzeczywistości po roku 1956, zakamuflowaną krytyką gomułkowskiej wizji Polski, a także wiwisekcją najciemniejszych instynktów polskiego życia zbiorowego. Taką aktualną, polityczną interpretację dodatkowo utrudniał Ludwik Flaszen, który w swoich brawurowych egzegezach zamieszczanych w programach do spektakli robił wszystko, by zaciemnić ich wymowę. Te działania miały zabezpieczyć zespół przed konsekwencjami politycznymi, teatr stał się miejscem dla wtajemniczonych, a podstawą działania Grotowskiego & company było utrzymywanie tajemnicy.


Przykładem tego może być program do Dziadów, w którym Flaszen napisał: „Niejednego zdziwi zapewne fakt, iż w przedstawieniu brak całkowicie motywu walki z caratem, który to motyw często utożsamia się z Dziadami. Brak ów wytłumaczyć należy sobie tym, iż carat nie istnieje”. Niech współczesnych rewizjonistów nie gorszą te zabiegi: Grotowski i Flaszen boleśnie doświadczyli konsekwencji politycznego zaangażowania w Październik’56, książka Ludwika Flaszena Głowa i mur została zatrzymana przez cenzurę, a cały nakład przeznaczony na przemiał. Konsekwencje działalności politycznej nauczyły ich niezwykłej ostrożności, ale nie pozbawiły chęci prowadzenia zakamuflowanej gry z władzą, czego przykładem jest ostatnie przedstawienie z okresu opolskiego Studium o Hamlecie Szekspira-Wyspiańskiego, a bohater – polski inteligent żydowskiego pochodzenia, był bez wątpienia porte parole Ludwika Flaszena. Wystawienie Studiumspowodowało ostatecznie wyrzucenie teatru z Opola.


Historyk teatru musi zadawać niewygodne pytania, dąży do tego, by na podstawie dokumentów, ale przede wszystkim też weryfikowanych relacji świadków jak najuczciwiej odtworzyć fakty. Flaszen był jedną z dwóch osób, z którymi nie udało mi się porozmawiać o Teatrze 13 Rzędów. Owszem, udzielił mi audiencji po napisaniu przeze mnie książki, miał wtedy tylko jedną uwagę, że w Dziadach użyli prawdziwego, wypożyczonego od zaprzyjaźnionego księdza, dzwonka kościelnego, a nie jakiegoś rekwizytu. Bardzo żałuję, że prawdziwej rozmowy z Ludwikiem Flaszenem, jednym z ostatnich intelektualistów, erudytów, nie udało mi się przeprowadzić. Nie dziwi mnie jednak niechęć Flaszena do rozmów dotyczących Teatru 13 Rzędów. Ta rezerwa bez wątpienia wynikała z prób podważenia mitu założycielskiego eksperymentalnego teatru w prowincjonalnym Opolu. A także – tego jestem pewna – lojalności wobec Jerzego Grotowskiego i Zespołu Teatru Laboratorium.


Pamiętam jedno ze spotkań z Ludwikiem Flaszenem w Instytucie imienia Jerzego Grotowskiego, na które dotarłam prosto z wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w momencie, w którym Flaszen z naganą mówił o tych, którzy będą szperać w aktach esbeckich. Gdyby nie to szperanie, to nie odnalazłabym zatrzymanego w całości przez cenzurę w 1966 roku felietonu Ludwika Flaszena pt. Filozof radzi księciu napisanego dla wrocławskiej „Odry”.


W przeglądzie ingerencji Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Warszawie z 25 listopada 1966 r. zanotowano:


„W Odrze nr 10 nie dopuszczono do druku filozoficznej bajki L. Flaszena pt. Filozof radzi księciu. Oto jak towarzysze z Wojewódzkiego Urzędu Kontroli Prasy we Wrocławiu uzasadnili te ingerencję: usunięto w całości rozdział felietonu L. Flaszena pt. Filozof radzi. Z zakwestionowanym tekstem zapoznało się kilku cenzorów, którzy zgodni są w opinii, że jest to wyjątkowo złośliwy paszkwil na nasz ustrój. Redakcja próbowała bronić felietonu jego rzekomą wieloznacznością. Nam się jednak wydaje, że adres jest wyraźny i jednoznaczny. Trudno uwierzyć, że autor pisał tekst bez żadnych ubocznych intencji, A jeżeli je miał to jakie? Nie adresuje się przecież felietonów w polskiej Odrze do Księstwa Monako”.


Teatrologia.info żegna zatem Ludwika Flaszena jego własnym tekstem (obszernymi fragmentami, całość ukaże się w książce Grotowski polityczny):


Niechaj wasza Książęca Mość wybaczy mi tę śmiałość – mówił Filozof do Księcia – iż zamiast bawić go wywodami o istocie wszechrzeczy, czemu zawdzięczam zaszczyt przebywania na dworze, pozwolę sobie dywagować w przedmiocie, do którego roztrząsania nikt, poza najbliższymi doradcami Waszej Książęcej Mości, nie został uprawniony. Nie jest, o panie, tajemnicą, że masz niejakie kłopoty z posłuchem u poddanych, których krnąbrność, niewładna oczywiście zaszkodzić twojej potędze, może jednak zaszkodzić im samym. Niepodobna zaprzeczyć, iż cięcie katowskiego topora jest zasłużoną nagroda za nieposłuszeństwo. Sposób ten jednak – z winy samych poddanych, którzy w zaślepieniu swym szafują najcenniejszym darem Boga czy natury, nie wchodźmy teraz w tę subtelna kwestie, jakim jest życie ludzkie – ma i te niedogodność, że naraża księstwo na zmniejszenie stanu liczebnego mieszkańców, co godzi w Twoją chwałę. Posiadanie licznego ludu skazuje rodziny na utratę najbliższych, skąd z żalu plenią się nowe akty nieposłuszeństwa, że wreszcie twoje, Książę, ojcowskie serce narażone jest na wstrząśnienia, gdy widzisz swe występne dzieci, jak kładą głowę pod topór, miast żyć ku twojej chwale i ku pomyślności państwa. Nim więc sprawiedliwość nakaże nadać skutek, godzi się zapobiec samym przyczyną nieposłuszeństwa. Niech Wasza Książęca Mość zapamięta te maksymę, do której doszli filozofowie, rozważając właściwości ludzkiego rodzaju: glebę na jakiej wzrasta rewolta, jest w poddanych wewnętrzne poczucie niewinności. Jeśli pragniesz utrzymać ich w karności i nie chcesz, by w myślach lub uczynkach podnosili zdrożny bunt przeciw twojemu majestatowi, spraw, by w każdej chwili czuli się winni. Nie należy jednak odbierać im niewinności ducha przez jawny gwałt – ten bowiem, doprowadzając poddanych do desperacji, może na powrót rodzić owoce buntu. Wpędzaj ich w poczucie winy przez powolne a oświecone reformy. Zbuduj taki ład, by szewcom nie opłaciło się robić dobrych butów, kupcom nie popełniać drobnych oszustw, urzędnikom nie brać łapówek, żołnierzom w służbie nie odwiedzać zamtuzów. Spraw, by ojcowie rodzin utrzymywali w sekrecie kurtyzany, by matki miały kochanków, młodzież uczyła się słabo, korzystając za to z wszelkich swobód obyczajów, by pedagogowie wykładali w szkołach jawne niedorzeczności, a podchmieleni stróże porządku pili wódkę z rzezimieszkami. Byłoby wielce niepożądane, żeby poddani często zmieniali miejsca zamieszkania, co odbierze im poczucie pewności.[…]. Jeśli to możliwe, niech stolarz bez odbytej nauki zostanie prof. uniwersytetu, prof. uniwersytetu szewcem, a dysponentem twoich łask i woli pierwszy lepszy przechodzień. Niechaj każdy to, co robi, czyni połowicznie: nie na tyle źle, by całkiem upadł gmach społeczności, ale na tyle, by nie być z siebie zadowolonym. Niech każdy powinność swoją pełni bez żaru – i nie zna właściwego swego powołania. Uczyń wszystko, by poddani twoi utworzyli zmowę osobników nieudanych, o nieokreślonym miejscu i powołaniu, zmowę ludzi niezadowolonych z siebie i wzajem zmuszonych tolerować swe nieudanie. Ty zaś staraj się rozumieć ludzkie słabostki. Bądź dla (…) tych przybłędów życiowych łagodny i pobłażliwy fetuj ich i nawet nagradzaj – a niechybnie dojdą do przekonania, że pod rządami twoimi da się żyć. No, karć ich od czasu do czasu po ojcowsku, nie po to jednak, by się poprawili, lecz byś ich karcić mógł następnym razem. Oni zaś nie będą więcej godzić w twój Majestat. I z tej zobojętniałej plazmy ludzkiej lepić będziesz mógł dowolny kształt posłuszeństwa. Kruszec stawia opór, błoto modelować możesz dowolnie, wedle swoich zachcianek. Wasza Książęca Mość raczy może wysłuchać moich rad w kwestiach piśmiennictwa i światopoglądu? Wiem, iż nieodpowiedzialne wybryki różnych skrybów nieraz przyczyniały ci zmartwień. Ale i wierni tobie pisarze nie dostarczyli ci należytej radości. Głosząc bowiem chwałę twojego imienia i czynów, pozostali obojętni duszą poddanych, którzy traktowali te pracownicze płody jako należną ci urzędowo daninę. A przecież celem piśmiennictwa nie jest wychowanie monarchy, lecz poddanych. […] Pisarze twoi wyrażali wiarę w sens życia, w moce sprawcze człowieka i jego dobrą naturę, (…). Pragnęli bowiem, aby świat, którego ty jesteś ukoronowaniem miał twoje własne zalety. I stało się szczęśliwie, iż poddani nie brali sobie do serca ich dzieł, pełnych pokory i dobrej woli. Gdyby bowiem uwierzyli w owe wzniosłe idee, musieliby w końcu uwierzyć w siebie samych. Gdyby ujrzeli siebie jako z natury dobrych i rozumnym, jako istoty, którym dostępne jest szczęście i których działanie ma sens, w ograniczone ich umysły mogła wedrzeć się pycha. I mogli by powziąć (…) mniemanie, że ty, Książę nie jesteś im niezbędny, że jesteś tylko dodatkiem do przyrodzonej istnieniu i człowiekowi – urody. Tak dzieła tych piewców, wzięte serio, byłyby wydały skutki przeciwne zamierzonym. W apoteozie porządku tkwiło źródło rewolty! Czas więc, aby odmienić ideę przewodnią twego piśmiennictwa i odwrócić pożądany światopogląd. Niechaj wierni twoi pisarze głoszą ohydę świata, elementarną grzeszność natury ludzkiej, ślepotę i nierozumność, słabość i niesamodzielność człowieka. A wówczas wasza Książęca Mość okaże się niezbędny – jako zwierzchnik, jako stróż ładu, jako jedyne źródło moralności. Czyż nawet przemoc nie bywa konieczna dla okiełznania głupiego bydlęcia ludzkiego? Pamiętaj, Książę, że nie świetlane odo- pisarstwo, ale ciemny dekadentyzm jest prawdziwym przyjacielem i pomocnikiem władców! Ministrowie moi! Doradcy! Zawołał Książę. Chodźcie tu, bowiem niezwłocznie reformować będziemy państwo, tudzież obowiązujące dotychczas zasady piśmiennictwa. A filozofa niechaj zabiorą straże. Będzie to ostatni, który zginie na szafocie za zuchwałe wyrażenie swojego zdania w obliczu majestatu.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji