Artykuły

Smok i panna

"Córka Króla Smoków" w reż. Włodzimierza Fełenczaka w Teatrze im. Andersena w Lublinie. Pisze Andrzej Molik w Kurierze Lubelskim.

Włodzimierz Fełenczak w "Córce króla smoków", setnej sztuce przez siebie wyreżyserowanej, zastosował wszystkie swoje ulubione formy i środki teatralne. Sięgając po opowiadanie Li Czchao-Weja sprzed czternastu stuleci, Fełenczak korzystał także z innych źródeł wiedzy o chińskiej kulturze. Zmiksował to wszystko do szaleństwa.

Premiera sztuki odbyła się w piątek. Na scenie Teatru im. H.Ch. Andersena objawiło się pięknie zdobione chińskie puzderko, z którego co i rusz wyskakuje coś efektownego. Mamy zatem obrazy jak w operze pekińskiej, gdzie bohater wykonuje płynne, taneczne gesty, a jego partnerka śpiewa. I mamy lalki zbliżone do stylu bunraku, które są alter ego bohaterów, a każdą animują nawet trzy osoby. Króla smoków, tak w planie lalkowym, jak i aktorskim, znakomicie odgrywa Marian Kłodnicki.

Kolejną efektowną warstwą spektaklu jest tak ukochany przez Fełenczaka teatr cieni. Jest też pyszna sekwencja z zastosowaniem techniki "pijane ciało", gdy grany przez Marka Grabowskiego brat króla smoków nadużył wina. Wydarzenia są akcentowane chińskim gongiem. Ba! Fełenczak, który startuje do pracy aż za bardzo naładowany wiedzą teoretyczną, zdołał obok baśniowej fabuły wcale zgrabnie zawrzeć w krótkim (zaledwie ok. 45 minut!) przedstawieniu maty wykład o konfucjanizmie i o tym, jak według Chińczyków powstał świat.

Reżyser jest wizjonerem, który ma wyobrażenie końcowego efektu i do niego dąży, co niestety, niekiedy odbywa się kosztem prowadzenia aktorów. Kapitalny jest Liu Jacka Draguna, ale już dużo mniej wyraziście wypada, świetna zazwyczaj, Ilona Zgiet, jako księżniczka Wonny Obłok. To ona w tej prostej, ale nasyconej głębokimi treściami opowieści jest niebianką, która wygnana na Ziemię przeżywa los człowieka. Liu natomiast jest uosobieniem ludzkiej godności i szlachetności. Spodobał się niebianom i został sowicie nagrodzony. Zapewne młodzi widzowie nie siedzieliby na tej pięknej bajce tak zafascynowani, gdyby mądra opowieść nie toczyła się w otoczce fantastycznej wręcz scenografii Jarosława Koziary. Wyczarował on chińskie lakowane puzderko z kolorów i symboli, a fascynującego, długaśnego smoka animowanego przez kilku aktorów odbiorcy zapamiętają na długo. Równie pociągająca jest stylizowana na chińską (ale bez przesady) muzyka Tomasza Łuca. Gdyby jeszcze nie zabrakło wyobraźni (i słuchu!) akustykowi, który puszczał ją tak głośno, że kompletnie zagłuszał dobrze śpiewające aktorki Andersena, mielibyśmy pełnię szczęścia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji