Artykuły

Trudno od razu wejść na szczyt

„Korsarz" w chorogr. Manuela Legrisa wg Mariusa Petipy w Teatrze Wielkim Operze-Narodowej w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Ruchu Muzycznym.

„Korsarz" w chorogr. Manuela Legrisa wg Mariusa Petipy w Teatrze Wielkim Operze-Narodowej w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Ruchu Muzycznym.


Ponad 150 lat trzeba było czekać, by Korsarz ponownie przypłynął na warszawską scenę. Jego premiera przypadła jednak w szczególnie trudnym czasie dla tancerzy.


Korsarz powinien dawno znaleźć się w repertuarze Polskiego Baletu Narodowego, gdyż jego tancerze - indywidualnie i jako zespół - posiedli już odpowiednie umiejętności, by sprostać temu zadaniu. Współcześnie realizowanych choreografii Korsarza nie ma wszakże zbyt wiele, niełatwo jest też zdobyć do nich prawa. Ale to pełne rozmachu widowisko zajmuje ważne miejsce w historii baletu, choć nie da się już określić, która z wersji powstałych w czasie jego największej popularności w XIX wieku powinna być wzorem.


Z każdym wystawieniem Korsarz oddalał się od literackiej inspiracji, jaką była romantyczna powieść Byrona. Kolejni choreografowie dodawali nowe wątki i postaci lub redukowali wcześniejsze. Podobnie postępowano ze zmienianą ciągle muzyką. A kiedy najlepszą z nich stworzył w połowie XIX wieku Adolphe-Charles Adam, to i tak potem dodawano do niej inne utwory. Tak bywa zresztą i dzisiaj. W obecnej inscenizacji na scenie Opery Narodowej partyturę Adama uzupełniono muzyką dziewięciu (!) innych kompozytorów.


Twórcą spektaklu będącego powtórzeniem inscenizacji ze Staatsoper w Wiedniu z 2016 roku jest Manuel Legris, artysta kompetentny w tej materii, nie tylko dlatego że kieruje wiedeńskim Staatsballett, a niebawem przejmie zespół La Scali. W przeszłości jako główny solista Opery Paryskiej rozwijał umiejętności pod okiem Rudolfa Nuriejewa, najwybitniejszego w XX wieku odtwórcy roli korsarza Konrada. Jako choreograf Manuel Legris również dokonał autorskich korekt w tej opowieści, oczyszczając ją z pomysłów poprzedników, z Mariusem Petipą na czele. Korsarz przeszedł bowiem w XIX stuleciu drogę typową dla klasycznego baletu - od romantycznych opowieści rozgrywających się często na granicy świata realnego i fantastycznego do widowisk, w których akcja zamieniona została w rozbudowane divertissment złożone z popisowych tańców głównych bohaterów, postaci pobocznych i corps de ballet. Taka jest też ostateczna (bo było ich kilka) wersja Petipy, z której do dzisiaj przetrwało tylko pas de deux Konrada i jego ukochanej Medory, będące obowiązkowym numerem rozmaitych gali baletowych. Ale i ten układ Petipa pierwotnie przeznaczył dla innych bohaterów Korsarza.


To pas de deux znalazło się w spektaklu Manuela Legrisa, są też inne fragmenty inspirowane  choreografią Mariusa Petipy, choćby obraz Ożywiony ogród, który nie ma związku z akcją, za to daje okazję do wyeksponowania solistek i żeńskiego zespołu. Jednakże w przeciwieństwie do najważniejszych dzieł baletu klasycznego, w których tancerz został sprowadzony do roli partnera kobiety, widowiskowość Korsarza bazuje  na  popisach  mężczyzn, o co zadbał i Manuel Legris. Każda z trzech czołowych męskich postaci zajmuje ważne miejsce w jego tanecznej układance: Konrad, jego kompan i zdrajca Birbanto oraz handlarz niewolnic Lanquedem, bardziej tu widoczny niż w przeszłości. Francuski choreograf zadbał zresztą, by obecność każdej postaci miała uzasadnienie w akcji. I tak na przykład Zulmea, trzecia bohaterka - obok zakochanych w Konradzie Medory i  Gulnary -  stała się wybranką Birbanto, Legris dodał też prolog przedstawiający porwanie dziewcząt przez handlarzy niewolników, co od razu wprowadza widza w akcję.


Dzięki pomysłom francuskiego choreografa Korsarz został bardzo utaneczniony. Nie zmienia to faktu, że w przeciwieństwie do najlepszych baletów XIX-wiecznych - Giselle czy Jeziora łabędziego - psychologia postaci oraz ich uczucia zostały przedstawione dość pobieżne. Lekko uwspółcześniona przez Legrisa technika klasyczna daje ciekawe efekty - jak w przepełnionych subtelnym erotyzmem wariacjach Medory w wykonaniu Yuki Ebihary. Siłą Korsarza są żywioł i precyzja tańca. Polski Balet Narodowy zaprezentował się w nim w szczególnie trudnym momencie - po 185 dniach przerwy w działalności Opery Narodowej, kiedy to tancerze miesiącami nie mogli normalnie ćwiczyć. I jak w sporcie do mistrzowskich wyników dochodzi się po długiej pauzie stopniowo, tak i ten zespół nie był w stanie osiągnąć pełnej formy już na pierwszym spotkaniu z publicznością. Bardzo jest on takiego kontaktu spragniony, ze sceny emanowała energia, co nie zmienia faktu, że momentami brakowało dokładności. Manuel Legris przypisał zaś różnorodne i trudne technicznie zadania zarówno całemu zespołowi, jak i poszczególnym grupom tancerzy (korsarze, handlarze niewolników, niewolnice). Czasem wszakże - choćby w brawurowym finale pierwszego aktu - Polski Balet Narodowy pokazał, że potrafi być świetnym i zgranym zespołem.


Podobne obserwacje dotyczą i solistów premierowej obsady. Pierwsze pojawienie się Patryka Walczaka (Konrad) było fantastyczne - z dynamicznymi skokami zatrzymanymi w powietrzu, z precyzyjnie wykonaną serią batteries. Ale słynna wariacja Konrada w pas de deux niewolna była od technicznych potknięć. Stopniowo nabierała blasku Yuka Ebihara, przydała życia postaci Zulmei Emilia Stachurska, za to nie mogła odnaleźć się w spektaklu Mai Kageyama (Gulnara). Dostrzec trzeba natomiast nowego solistę - Rinalda Venutiego (Birbanto), będącego samym żywiołem, oraz Ryotę Kitaia obsadzonego w partii Lanquedema. Na szczególne słowa uznania zasługuje prowadzący orkiestrę Alexei Baklan, czujnie wpatrzony w tancerzy, by ich jak najlepiej wspierać. 


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji