Raj upragniony
Piętnaście lat czekał ,"Raj utracony" Krzysztofa Pendereckiego na polską premierę (prapremiera w listopadzie 1978 roku w Chicago, repryza w miediolańskłej La Scali w dwa miesiące później, premiera niemiecka w kwietniu 1979 roku w Stuttgarcie). Z okazji 60-lecia twórcy Teatr Wielki w Warszawie wystawił to arcytrudne dzieło w reżyserii Marka Weissa-Grzesińskiego z dekoracjami Andrzeja Majewskiego pod kierownictwem muzycznym Andrzeja Straszyńskiego. Jest to imponująca inscenizacja, która mimo wszelkich możliwych uprzedzeń do muzyki współczesnej - wywiera duże wrażenie.
"Raj utracony" według XVII-wiecznego poety angielskiego, Johna {#au#}Miltona{/#} (libretto - Christopher Try, przekład Stanisław Barańczak), jest rodzajem moralitetu: jest opowieścią o dziejach biblijnego Adama i jego towarzyszki, Ewy, o historii grzechu pierworodnego i wygnaniu z raju. Luźno związane ze sobą sceny o charakterze żywych obrazów, dzięki hieratyczności gestów, póz i zachowań, tworzą misteryjne widowisko przepełnione symboliką, rozszerzającą wymowę na obszary odwiecznych wartości Dobra i Zła. Marek Weiss-Grzesiński nasycił je poetyką, dając podwójne postacie Adama i Ewy i Szatana - śpiewacze i taneczne. I to właśnie stworzyło autonomiczny walor teatralny. Znakomita para taneczna (Beata Grzesińska i Andrzej Marek Stasiewicz) stali się osią przedstawienia. Ona - posągowo zgrabna i wężowo zwinna, aż pała zmysłowością - kusicielska, omdlewająca i zdobywcza. On, o sprężystości lamparta, pełen witalizmu i męskiej siły. Ich partie dominują wśród scen tego statycznego w gruncie rzeczy widowiska.
A muzyka? Muzyka jest wszechogarniającym tłem ilustracyjnym. Prosta w strukturach, lecz wyszukana w brzmieniu nie powinna wywoływać sprzeciwu nawet w nie przygotowanych do tego słuchaczach. Jej prostota jest jednak pozorna, bo ogrom trudności, jakie stwarza orkiestrze, solistom, a zwłaszcza chórom, jest wręcz niewyobrażalny. Z pełnym uznaniem jestem dla Andrzeja Straszyńskiego, który nad tą olbrzymią machiną wykonawczą po mistrzowsku zapanował i dla Bogdana Goli, który przygotował znacznie zwiększony zespół chóralny.
Soliści zasługują na pełne uznanie. Profetyczny Jan Peszek jako Poeta narzucał hieratyzm. Trudne partie wokalne, bliskie mowy-śpiewu (Sprachgesang) kreacyjne poprowadzili wszyscy śpiewacy. Zmienne obrazy Nieba i Piekła na zapadni tworzyły płynny ruch i dawały przestrzeń, którą można było zagospodarować poetyką metafor. Jeśli jednak ten moralitet ma odstraszać od grzechu, to, przepraszam, mnie on nie zniechęcił. Grzech jest w nim zbyt pięknie przedstawiony.