Artykuły

Budowa siedziby i Bydgoski Festiwal Operowy dały dyrektorowi wiarę, że ta przygoda potrwa dłużej niż tylko parę lat

Dyrektor Opery Nova Maciej Figas,  razem z Maciejem Puto, dyrektorem Filharmonii Pomorskiej, przed kilkoma dniami odebrał uroczyście nominację na kolejną kadencję. Operą kieruje od 1992 r, dyrygentem jest znacznie dłużej i potrafi te dwa zadania znakomicie godzić

Panie dyrektorze miło tak słuchać wygłaszanych peanów na swój temat podczas wręczania kolejnych nominacji.

Oczywiście, muszę przyznać, że miło, nie będziemy oszukiwać słuchaczy, że jest inaczej . Natomiast nie chciałbym, żeby ktoś odniósł wrażenie, że zawsze było tak miło. Jest to efekt wieloletniego współdziałania. Muszę wyznać, że nie zawsze Pan Marszałek miał do mnie tyle zaufania i sympatii. Cieszę się, że przez lata naszej współpracy dotarliśmy się. A trzeba jeszcze dodać, że Pan Marszałek Całbecki nie jest moim pierwszym marszałkiem. Pamiętam doskonale współpracę z marszałkiem Achramowiczem i te procesy są naturalnymi.

Marszałek Achramowicz nie był Pana pierwszym pracodawcą.

Kiedyś bydgoska opera podlegała pod urząd wojewódzki, co miało swoje plusy, bo kiedy urzędowaliśmy jeszcze na ul. Gdańskiej 20, to wystarczyło przejść przez park, żeby wylądować w gabinecie dyrektora wydziału kultury.

Na dywaniku?

Tak, tam były „fajne" dywaniki, nawet zostawiając na boku nazwiska. Pozwolę sobie tutaj na małą anegdotę. Otóż dyrektorowi Drozdowi zdarzało się na początku nie pamiętać, z jakiej instytucji przychodzę i mylił mnie z filharmonią. Nie przeszkadzało mu to jednak w okazywaniu mi dużego zaufania. A przecież byłem wówczas smarkaczem, miałem mleko pod wąsem, więc miał jakby prawo tego zaufania nie mieć. Tę anegdotę proszę traktować zatem wyłącznie jako wyraz sympatii. Tak się dzisiaj zastanawiam i dochodzę do wniosku, że ja na jego miejscu, patrząc na takiego dyrektora opery, pewnie takiego zaufania bym nie miał.

Pan jeszcze nie miał wówczas 30 lat.

Tak, jak zaczynałem miałem dokładnie 29 lat.

I był Pan najmłodszym dyrektorem opery w Polsce?

Rzeczywiście, byłem najmłodszym dyrektorem teatru operowego w Polsce i to przez wiele, wiele lat. Tutaj muszę wspomnieć dyrektora Kunca ze Szczecina, który niemal równolegle ze mną został dyrektorem tamtejszej opery, ale on miał to „nieszczęście" być o rok ode mnie starszy, w związku z czym, ja zawsze byłem tym najmłodszym. Nie było to powodem do chluby - czułem się i często byłem traktowany jak takie właśnie pacholę operowe na mapie dyrektorów krajowych teatrów.



Przypomnijmy, że wówczas jeszcze nie było sceny, na której na dobre mogłaby się zadomowić Opera Nova.

Pracowaliśmy wówczas na ul. Gdańskiej 20, w tzw. Domu Sztuki, który dzisiaj jest już budynkiem Akademii Muzycznej. Warunki były specyficzne. Przypomnę, że graliśmy w Teatrze Polskim w takich dziwnych dniach i porach, jak niedziela przed południem, poniedziałek rano i wieczorem oraz we wtorek wieczorem. Wyłącznie takie dni były ustalone w porozumieniu z Teatrem Polskim. Wtedy to Teatr Polski był marką i dyktował warunki. O tę markę opera dopiero walczyła. Wybudowanie gmachu przy Focha zupełnie te proporcje później odmieniło.

Bydgoszcz była przejazdem, trochę między Poznaniem a Gdańskiem?

Nieprzypadkowo tutaj się znalazłem. Niebagatelną rolę w fakcie mojego pojawienia się w Bydgoszczy odegrał Zygmunt Rychert, ówczesny dyrektor artystyczny opery bydgoskiej.

Pan wówczas, znając Bydgoszcz, chciał tu trafić? W porównaniu z Poznaniem czy Wybrzeżem to było mało atrakcyjne miasto...

Aurę Bydgoszczy jako miasta mniej atrakcyjnego wyczuwało się, kiedy zaczynałem tu pracę. Choć z drugiej strony, o ironio, bydgoska Akademia Muzyczna miała już wtedy markę uczelni pod wieloma względami ciekawszej, wręcz lepszej od uczelni gdańskiej, więc trzeba odpowiednią miarę brać do różnych spraw i dziedzin. Dziś kiedy często słyszę peany na temat naszego miasta i zmian, które w nim zaszły, szczególnie od osób, które nie były tutaj przez lata, to mam ogromną satysfakcję.

Nigdy nie było chwil, że chciał Pan uciekać z Bydgoszczy?

Uciekać nie, natomiast przez długie lata liczyłem się z tym, że w każdej chwili - z racji wykonywanego zawodu - mogą mi „podziękować" albo wystąpią okoliczności niezależne, np. brak finansowania, które zmuszą mnie do znalezienia sobie nowego matecznika, nowego teatru czy filharmonii. I dlatego przez długie lata w ogóle nie byłem zainteresowany osiedleniem się tutaj, znalezieniem mieszkania. Bardzo poważnie brałem pod uwagę to, że za chwilę będę musiał się spakować i pojechać w inne miejsce.

W którym momencie te obawy ustały i pojawił się ten spokój o jutro?

Myślę, że budowa nowej siedziby, coraz raźniej podejmowane działania decydentów związane właśnie z nią, no i wreszcie Bydgoski Festiwal Operowy, jego pierwsza edycja, to ugruntowało we mnie wiarę, że to chyba nie jest przygoda tylko na parę lat, lecz na dłużej.

Całość audycji „Zwierzenia przy muzyce" na antenie Radia PiK w piątek, 18.09.. o godz. 20 i na radiopik.pl


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji