Artykuły

Na nowo

Wspaniałe kobiety tworzą w Warszawie teatr mimo wszystko. Mimo fatalnych dla kultury wirusowych okoliczności, braku logiki w odmrażaniu i planowaniu wydarzeń, stęsknionej, ale pełnej obaw publiczności.


Obie znam osobiście i obie podziwiam za upór, pomysły oraz energię. Dodam od razu, że te kobiety, które same są aktywnymi artystkami, nie działają na rzecz jednego przedsięwzięcia. To są dwa różne miejsca, więc tym większy podziw. Okazuje się, że i na pustyni może się coś urodzić.


Pierwsza z nich, stosując kolejność wyłącznie przypadkową, to Paulina Janczak, wspaniała aktorka i wokalistka teatru musicalowego w Polsce. Znana doskonale widzom warszawskiej Romy, gdzie śpiewała między innymi w słynnym Upiorze w operze jako najmłodsza na świecie Christine. Zna ją i uwielbia publiczność Syreny, Opery i Filharmonii Podlaskiej, Teatru Polskiego w Warszawie, Teatru Muzycznego w Lublinie i wielu innych scen. Całe jej bogate doświadczenie artystyczne mieści się w zaledwie 30 latach życia. I gdy świat stanął, ona zaczęła jeden z najbardziej kreatywnych okresów. Dzwoniła, wymyślała, przecierała nieznane sobie dotąd szlaki w nowoczesnej technologii i szybko zaprosiła publiczność na koncerty w swoim Wirtualnym Teatrze. Tak, wszystko się tam dzieje online, ale jest w tym taka intymność i staranność, że nie przypomina to tworzonych w sieci koncertów, które nas w pewnym momencie zalały. Ten teatr - poza tym, że oferuje premiery - jest też swojego rodzaju biblioteką wydarzeń, do których można wracać. Nie ma co liczyć na pompę, spotkanie oko w oko z artystą'jest tutaj największą wartością. Na razie są to koncerty, takie osobiste śpiewanie między innymi Zbigniewa Zamachowskiego, Edyty Krzemień, Basi Gąsienicy Giewont i samej Pauliny. Artystów przybywa z każdym tygodniem.


Kiedy się spotykam z Paulina, najpierw widzę zawsze jej uśmiech, a z bliska widać też zachwycające samozaparcie. W nadzwyczajnej sytuacji, jaką była i nadal jest pandemia, ona chyba nigdy nie rozłożyła bezradnie rąk.


Druga moja bohaterka też nie. Jej ręce są zresztą cały czas czymś zajęte, więc nawet sobie tego nie wyobrażam. Beata Kawka, wspaniała aktorka i od lat również pełen pasji menager licznych wydarzeń kulturalnych, została dyrektor artystyczną Sceny Relax i odradzającego się Teatru Małego, który stworzył Adam Hanuszkiewicz jako scenę kameralną Teatru Narodowego.


Szczęśliwie dla sztuki i nas wszystkich, głodnych jej okropnie, w podziemiach Domów Towarowych Centrum nie powstały delikatesy. Latem trudnego 2020 roku to miejsce Beata Kawka zaczyna wypełniać próbami, aktorami, śpiewem, aby jesienią mogła ruszyć z pełną parą Scena Relax, a zaraz potem na nowo Mały. Równo pół wieku temu otwarto tam kultowe kino Relax, kiedyś najpopularniejsze i największe w całej Warszawie. Nowe miejsce ma być hybrydą i prezentować muzykę, stand-up, teatr, a nawet rewię. Wszystko, co atrakcyjne w nowych warunkach, spełniających wszelkie wymogi bezpieczeństwa. Bo dziś dla takiej sceny liczą się nie tylko ciekawe plany repertuarowe, aktorzy, piękna sala, ale także to, w jaki sposób widz będzie mógł czuć się komfortowo pod względem zdrowotnym. Mają pomóc sprowadzane specjalnie z zagranicy „mgły" oczyszczające wnętrze, osiadające na każdym skrawku powierzchni. Przerażające, ale poważne są dziś zmartwienia ludzi, którzy chcą proponować kulturę innym.


Beata Kawka się nie poddaje, bo Scena Relax miała wystartować wiosną, potem latem, wreszcie wczesną jesienią. Nie analizuje tego, na co nie ma wpływu, działa tam, gdzie może. Do udziału w pierwszych premierach zaprosiła wielu młodych, zdolnych artystów - jak mówi „spod gabinetów dyrektorów teatrów". Na pierwszy ogień idą Jaskółeczka Tadeusza Słobodzianka, Małe zbrodnie małżeńskie Erica-Emmanuela Schmitta (w których gra z Mirosławem Zbrojewiczem), Tajemnica Tomka Sawyera i Abonament na szczęście oparty na tekstach Agnieszki Osieckiej. Na koniec roku szykują sceniczną adaptację Seksmisji.


O tym wszystkim Beata Kawka opowiada mi w siedzibie swojej fundacji, która działa na rzecz edukacji artystycznej. A ja piszę ten felieton dokładnie 76 lat od 4 sierpnia, gdy zostawiono tam dwie ranne dziewczyny i podpalono budynek. Dziewczyny z fundacji, też dwie, palą im świeczki w oknie. I na innych gruzach, niewidocznych gołym okiem, budują kulturalną Warszawę na nowo.


Magdalena Miśka-Jackowska - autorka wielu programów poświęconych sztuce filmowej, jako konferansjerka związana z licznymi wydarzeniami kulturalnymi w całym kraju, fanka muzyki filmowej i Krakowa.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji