Kipiący życiem Malambo
"Kowal Malambo. Argentyńska historia" w reż. Ondreja Spišáka w Laboratorium Dramatu w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.
Nieciekawy w lekturze tekst nieoczekiwanie zyskał na scenie.
Dobrze zadomowiony w polskim teatrze słowacki reżyser Ondrej Spišák po raz trzeci sięga do dramatu Tadeusza Słobodzianka. Po "Merlinie. Innej historii" w Teatrze Narodowym i "Proroku Ilji" w słowackim Teatro Tatro w Nitrze - pokazywanym również w Polsce - na scenie kierowanego przez autora Laboratorium Dramatu wystawił "Kowala Malambo".
Widowisko okazało się równie udane jak oba poprzednie.
Owa, jak głosi podtytuł "Argentyńska historia", jest zanurzoną w południowoamerykańskim folklorze opowieścią o stojącym nad grobem "panu Nędzy", Kowalu (Mariusz Saniternik). Podobnie jak Faust otrzymuje on możliwość powrotu do młodzieńczej sprawności. W zamian, drobnostka, za duszę. By zakosztować uroków życia, które ominęły go za pracowitego życia, trzykrotnie paktuje z mocami piekielnymi, świadcząc krwią cyrografy. I w pełnej zgodzie z ludową tradycją baśniową za każdym razem wystawia diabły do wiatru.
Przyznam się, że po lekturze "Kowala Malambo" nie wróżyłem mu scenicznego żywota. Język dialogów wydał mi się z jednej strony niezrozumiały przez nasycenie hiszpańskimi zwrotami, z drugiej - zbyt infantylny. Konstrukcja dramatu przez sytuacyjne podobieństwa groziła nudą. W sumie, sądziłem, łatwizna.
Otóż nie. Nie łatwizna, a prostota. To, co w czytaniu męczyło, na scenie nabierało blasku i tempa, nieodparcie kipiało życiem. Kowal niezmiennie trafiał do baru, gdzie hazardował się rozgrywaniem karcianych partii z gauchami nożownikami sprzed dwóch wieków, gangsterami z początku minionego stulecia czy dzisiejszymi, pożal się Boże, mafiosami. Tam też roił nadzieję na sam na sam z piękną Lolą (Anna Gajewska) i nie odmawiał sobie lekkiego wina tinto ani ognistego stepowania w tańcu malambo.
A z wszelkich opresji wybawiał go nieodłączny "pan Bieda", czyli Pies (Bogdan Słomiński). A de facto sam Pan Jezus (Robert Zawadzki) wbrew sugestiom nieprzejednanego dla grzeszników św. Piotra (Mariusz Drężek). Nastrojowe widowisko wiele zawdzięcza zarówno dyskretnej reżyserii Spišáka, jak i choreografii Anny Iberszer. Sukces, polecam.
Na zdjęciu: projekt kostiumu do "Kowala Malambo" autorstwa Mikołaja Maleszy.