Miłość na odległość
O pierwszym spektaklu zrealizowanym w Europie w czasach pandemii przez Teatro Real opowiada Artur Ruciński. Śpiewa w nim jedną z głównych ról.
O pierwszym spektaklu zrealizowanym w Europie w czasach pandemii przez Teatro Real opowiada Artur Ruciński. Śpiewa w nim jedną z głównych ról.
Hiszpański Teatro Real w Madrycie należy do prestiżowych instytucji artystycznych Europy. I jako pierwszy zdecydował się przygotować premierę po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej pojawieniem się na świecie koronawirusa. 1 lipca odbyła się więc tu premiera operowego hitu - uwielbianej przez publiczność „Traviaty" Giuseppe Verdiego.
Premierze zapewniono, międzynarodową, gwiazdorską obsadę: Marinę Rebekę z Łotwy w roli Violetty, amerykańskiego tenora Stephana Costello jako jej ukochanego Alfreda j i polskiego barytona Artura Rucińskiego (Germont).
Białe prostokąty
- Próby odbywały się w niezwykłej dyscyplinie sanitarnej - mówi „Rzeczpospolitej" Artur Ruciński. - Wszyscy artyści i cały personel teatru zostali poddani badaniom. Sytuacje sceniczne zostały natomiast tak wyreżyserowane, że każdy z nas miał wyznaczoną swoją przestrzeń, po której mógł się poruszać. Pomiędzy nami były zachowane dwa metry odległości.
Na ciemnej, pustej scenie reżyser Leo Castaldi wyznaczył białe prostokąty, w każdym rozmieszczając niezbędne meble - fotele, biurka, kanapy. A w finale dominuje ogromne łoże, na którym umiera osamotniona Violetta.
Poszczególne prostokąty, precyzyjnie i w zróżnicowany sposób oświetlane, przypisane zostały postaciom dramatu. Chórzyści zostali umieszczeni z tyłu również w ten sposób, by nie dopuścić do zbyt bliskiego kontaktu między nimi. Ich działania aktorskie są ograniczone do minimum.
Teatro Real zadbał również o bezpieczeństwo muzyków.
- Madrycki kanał orkiestrowy w Teatro Real jest wystarczająco duży, by wszystkich można było odpowiednio rozsadzić - wyjaśnia Artur Ruciński. - Podczas przedstawienia wszyscy są w maseczkach, tylko muzycy na instrumentach dętych zdejmują je wtedy, gdy grają. Natomiast dyrygent, Włoch Nicola Luisotti, odgrodzony jest od orkiestry zasłoną z pleksi.
Wizualna surowość narzucana obostrzeniami sprawiła, że to przedstawienie trzeba wykreować przede wszystkim środkami muzycznymi, wokalnymi, a publiczność ma możliwość skupienia się na tym, co skomponował Verdi
mówi Artur Ruciński.
Rygor sanitarny spowodował, że w scenicznej akcji należało uniknąć wszelkich zbliżeń między wykonawcami. - Nie odczuwam tego jako zbytnie utrudnienie w kreowaniu postaci - uważa polski śpiewak.
- Oczywiście Germont, w którego się wcielam, to mężczyzna unikający gwałtownego wyrażania emocji. Można wręcz powiedzieć, że jest oschły i wyniosły i mimo że w trakcie akcji dokonuje się w nim przemiana, niechęć do tytułowej bohaterki przechodzi u niego we współczucie, to jednak nadal zachowuje pewien dystans wobec innych. Specyfika tej inscenizacji nie przeszkadzała mi w takim ukazaniu Germonta, ale grający mojego syna, Michael Fabiano narzeka, że w trakcie duetu miłosnego z Violettą nie może do niej się zbliżyć.
Muzyka jest najważniejsza
Madrycka „Traviata" nasuwa pytanie, czy pozostanie jednorazowym wydarzeniem, czy też zapowiada kierunek, w jakim pójdzie teatr operowy po pandemii.
- Na pewno jest cennym doświadczeniem dla nas i dla widzów - odpowiada Artur Ruciński. - Wizualna surowość narzucana obostrzeniami sprawiła, że to przedstawienie trzeba wykreować przede wszystkim środkami muzycznymi, wokalnymi, a publiczność ma możliwość skupienia się na tym, co skomponował Verdi.
Zainteresowanie „Traviatą" jest ogromne. Spektakl jest prezentowany 27 razy przez cały lipiec niemal codziennie. To rzecz niespotykana w teatrze operowym, by jeden tytuł był eksploatowany tak intensywnie.
- Dyrekcja Teatro Real przygotowała cztery obsady głównych partii - dodaje Artur Ruciński. - Nie tylko dlatego, by dać nam możliwość odpoczynku, ale i by więcej śpiewaków miało szansę występu. Wszyscy jesteśmy spragnieni kontaktu z publicznością, którego nie zrekompensuje żaden występ online. A i widzowie pragnęli żywego spektaklu, otrzymujemy od nich mnóstwo dowodów sympatii po każdym występie.
Zgodnie z wytycznymi władz hiszpańskich widownia w Teatro Real może być zapełniona w połowie, więc co wieczór „Traviatę" ogląda około 800 widzów. Mówi się jednak, że ponieważ w całej Hiszpanii otwarcie teatrów nie spowodowało wzrostu zachorowań, rząd zamierza zezwolić na sprzedaż 75 procent biletów na przedstawienia.
W innych krajach Europy teatry działają ostrożniej. Opera Paryska latem rozpoczęła remont wyposażenia technicznego w obu swych gmachach, sceny brytyjskie nie otworzą się przed końcem 2020 roku, teatry niemieckie planują sezony, ale na przykład Staatsoper w Monachium wznowi działalność we wrześniu kameralnym performansem Mariny Abramović „Siedem śmierci Marii Callas".
U nas jako pierwsza wystartowała Polska Opera Królewska lipcową premierą „La serva padrona" Pergolesiego w zabytkowym teatrze w Łazienkach. Jest to jednak muzyczny drobiazg, choć pełen uroku, na dwójkę śpiewaków i nieduży zespół instrumentów dawnych.
Kolejną inscenizację zapowiada na 21 sierpnia Opera Bałtycka w Gdańsku, która przygotowuje kameralne widowisko z udziałem pięciorga wykonawców, adresowane do młodszej widowni - „Wehikuł czasu" Justyny Skoczek i Francesca Bottigliero. Ta premiera była planowana na maj, ale z powodu pandemii wtedy się nie odbyła.
Artur Ruciński wróci do Madrytu już pod koniec sierpnia, by rozpocząć do próby do premiery kolejnej opery Verdiego „Bal maskowy". Premiera w Teatro Real planowana jest na 18 września.