Artykuły

Starannie, ale bez polotu

Żal, gdy dobre chęci, zaangażowanie i wytężona praca przynoszą efekt nie na miarę wysiłków. "Król Maciuś Pierwszy" w teatrze Komedia jest po prostu jak wypracowanie ambitnego ucznia.

Czy tekst Starego Doktora tak się zestarzał, czy twórca adaptacji nie wyczul nowych trendów? Po dwóch godzinach spektaklu, wyreżyserowanego przez Cezarego Domagałę, to pytanie nie wydaje się bezpodstawne. Realizator zadbał o dobre tempo, ciekawą, choć dosyć klasyczną z ducha scenografię, sprawnie poprowadził duży zespół, złożony w sporej części z dzieci i... stworzył spektakl, który tylko z założenia jest adresowany do współczesnego widza.

Domagała, reżyser, twórca adaptacji, aktor i autor tekstów w jednej osobie, wystawiał już "Małego księcia" i "Pinokia". Teraz postanowił przypomnieć widzom fantastyczną powieść Janusza Korczaka "Król Maciuś Pierwszy". Ambitne przedsięwzięcie - zważywszy na formę literacką książki i jej przesłanie oraz zamierzenia, by nieco archaiczny utwór zaiskrzył na scenie kształtem inscenizacyjnym, kolorem, ruchem i śpiewem - słowem, by przybrał formę musicalu.

Twórca adaptacji stanął przed nie lada zadaniem. Musiał dokonać potrójnego przełożenia: tekstu osadzonego w przedwojennych realiach ("Król Maciuś I" powstał w. 1923 r.) -na współczesny język; tworzywa literackiego - na potrzeby sceny musicalowej oraz warstwy najważniejszej: mądrej refleksji Korczaka, przesyconej humanitaryzmem i głęboką znajomością psychologii - na dzisiejszą wrażliwość.

Rozważania i dywagacje Starego Doktora są ponadczasowe, jednak zamknięte zostały w bardzo konkretnych scenkach obyczajowych, a te szybko się zestarzały. Tymczasem reżyser potraktował tę archaiczność obrazu nie jak wadę, ale zaletę i wyeksponował ją w scenografii oraz kostiumach. Z pietyzmem, zakrawającym na mało twórczą bezwolność, podszedł też do literackiego tworzywa.

Podobno są książki dla dzieci, o których pamięć chciałoby się zachować jak najdłużej. Piękne i mądre, uczące wrażliwości i nastrajające optymistycznie, na których wychowywali się dziadkowie i rodzice chcący teraz, by znały je także wnuki i dzieci. Problem w tym, jak zainteresować nimi maluchy, wychowano w kulturze migających obrazków, należące do pokolenia komputerowej grafiki i pośpiechu. Czy nieprzymuszone, z własnej woli, dotrwałyby cierpliwie do końca spektaklu "Król Maciuś Pierwszy"?

Książki Janusza Korczaka już się nie zmieni - zajmuje ona należne miejsce w historii literatury dla dzieci i młodzieży. Szkoda nie wykorzystanej szansy na zaintrygowanie nią dzisiejszego odbiorcy. Młodociana obsada - choćby najlepiej dobrana (pochwały należą się kilkunastoletnim aktorom i tancerzom) - nie wystarcza, by dotrzeć do dziecięcej widowni. Dorośli, jeśli przyjdą, to z sentymentu dla książki dzieciństwa, dla towarzystwa (dzieciom) i dla pani Ireny Kwiatkowskiej. Swoją drogą ciekawe, dlaczego do grupy ministrów, wspieranych przez Panią Premier (Irena Kwiatkowska), bohaterowie zwracają się per "panowie". Żal też nie wykorzystanego wokalnego talentu Jana Bzdawki, który wystąpił jako Smutny Król.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji