Artykuły

I ja tam byłam...

Prawie zupełną nocą Teatr Lubuski przerywał w zeszłym tygodniu dwie premiery tej samej "Antygony". A ja razem z nim. Co zawdzięczam dyrektorowi tej Sceny i reżyserowi w jednej osobie, panu Waldemarowi Matuszewskiemu, który nie tylko mnie psem nie poszczuł (może z braku psa) za niedawne o nim pisanie, ale jeszcze zaprosił do swego autokaru i do swoich ruin.

Tak więc do Żar, gdzie w ogrodzie tamtejszego Domu Kultury miała się odbyć pierwsza z tych wiekopomnych premier (pierwsza też w dziejach tego grodu) jechałam z ludźmi teatru Bardzo przejęta tym faktem; jak również bliskością pana dyrektora, który swoim czarnym smokingiem nie takie miasto byłby w stanie rzucić na kolana.

Pan dyrektor osobiście zabawiał mnie rozmową (której autokar jedynie się przysłuchiwał). To znaczy najpierw chwalił szefa ŻDK, pana Romana Krzywotulskiego (za to, że jak mało kto potrafi organizować widownię i sponsorów), a potem chwalił się sam, Tymi, co pokazał już w Warszawie i co za parę dni pokaże w Paryżu i Lyonie. Paryż otóż, (a za nim Lyon), staraniem pana dyrektora obejrzy zielonogórską , "Andreę", na którą by ć może przyjdzie nawet sam Roman Polański.

Tak sobie jechaliśmy w pogodnym nastroju, aż dotarliśmy na miejsce, gdzie było już po deszczu i gdzie nic nie zapowiadało burzy z panem dyrektorem w roli Zeusa gromowładnego.

Na razie wszystko zgodnie z planem. Duża publiczność, płonące pochodnie, jakby grecka muzyka. Na ogrodowej scenie zaczyna się teatr. W którym rozgrywają się wielkie nieszczęścia pewnej starożytnej rodziny królewskiej. Jakbyśmy nie mieli dosyć własnych dramatów. Toteż jakaś kobieta pyta z zupełnym niezrozumieniem, wskazując palcem na jednoosobowy chór grecki: A ta - co tak jęczy pod drzewem? O Kreonie zaś, wyraźnie ucieszona: O, ten to gada zupełnie jak Wałęsa!. I jedynie Antygonie i Ismenie jakoś się upiekło. Pewnie dlatego, że ich w tym miejscu, zupełnie nie słychać. Obydwie grają zaledwie do siedzących ogólniaków. Co sprawia, że obrzeża stojącego żywiołu, co wszedł za szkołami nieproszony, żyją sobie własnym życiem. Ludzie, jeśli nie wychodzą to się kręcą i pogadają; baraszkują pieski wyprowadzone na posiusianie; kwili dzieciak w blokowym oknie; w antyczną tragedię wplata się szum XX-wiecznych samochodów. No, jest prawie teatr kuglarzy. Jak sobie wymarzyła pani Ewa Strebejko (scenograf). A nawet jeszcze więcej. Niestety, pan dyrektor, mimo wieczornego chłodu aż kipi w swoim eleganckim smokingu. I zaraz po oklaskach proponuje paru aktorkom pracę w radio.

Gdzie mówi się do "sitka", ale gdzie raczej nie ma wolnych miejsc. Dlatego Antygona, zamiast siąść ze wszystkimi do kolacji, kryje się ze swoim żalem w jakimś kątku, co sprawia, że moje własne udko kurczęce staje mi kością w gardle. Tak to się jakoś dodatkowo udramatyzowało...

Do domu wracałam z przegnanymi aktorkami (panowie zostali jeszcze w Żarach, może, by walczyć z "robakiem"). W smutku i przygnębieniu Towarzyszył nam blady księżyc w pełni, który też nie był bez winy.

P.S.1. Następnego wieczoru - premiera zielonogórską. W ruinach jeszcze nie rozebranego starego domu. Było polsko -grecko - poniemiecko. Wśród brzózek samosiejek; bez władz (!?); bez smokingu dyrektora; i tylko z paroma wieczorowo wystrojonymi paniami Słowem, nic nie rozpraszało niczyjej uwagi. Aktorki mówiły tak, że było słychać każde słowo i każdy mógł zamierać z wrażenia, patrząc, jak Antygona idzie po stropowej belce na niechybną śmierć. Nie dbając wcale o niedawno złamaną nogę.

To były przeżycia! Toteż potem, na podwórkowym pikniku było dużo gratulacji O wiele więcej niż szaszłyczków, których zapach już od połowy przedstawienia tak wiele obiecywał...

P.S.2. Trzymam kciuki za Paryż!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji